Mieczysław Gil dla "TS": Sprawa upadku liderów Solidarności jest bolesna. Pryska czardawnych legend
To, że CBA zainteresowało się nim już w kwietniu 2015 r., gdy PiS dopiero marzyło o przejęciu władzy, dowodzi absurdalności stawianych przez opozycję zarzutów, jakoby było to działanie na zamówienie polityczne. Ubolewam, że Władysław Frasyniuk zbywa to krótkim i aroganckim: „Nie warto wchodzić w szczegóły”. Swoją drogą to zabawne, że profesor Środa i senator Cimoszewicz ujmują się za P. nie jako za posłem lewicy, czy, jak ostatnio – senatorem PO, ale za „bohaterem narodowym z Solidarności”. Takie wstawiennictwo – ówczesnej doktorantki filozofii i sekretarza Komitetu Uczelnianego PZPR na UW w grudniu 1981 r. – bardzo by się organizatorowi akcji 80 milionów przydało! 35 lat później, w zupełnie innych realiach brzmi jak lichy żart. Co nie znaczy, że sprawa upadku liderów Solidarności nie jest bolesna. Na naszych oczach pryska czar dawnych legend. Pryska, choć nikt prócz nich samych nie przykłada do tego ręki.
Niekwestionowani przywódcy Solidarności sami – poprzez swoje wybory, sami – poprzez swoje skandaliczne wypowiedzi czy działania dokonują aktu samozniszczenia. Krótki, bo w skali zaledwie jednego ćwierćwiecza, okres elitarnej przynależności stworzył im ułudę wyjątkowości. Dokonali rzeczy niebywałej. Zmiana pozycji społecznej uczyniła z dawnych przywódców robotniczych zagorzałych przeciwników własnego zaplecza. Epatują swoim związkowym rodowodem i represjami, jakby byli jedynymi prześladowanymi. Jest całkiem spora grupa działaczy Solidarności, która nie wystawiła swojej związkowej legitymacji na aukcji, która nie namawiała rządzących do pałowania strajkujących, która nie gardzi werdyktem wyborczym. Warto mieć to na uwadze i o nich pamiętać.
Mieczysław Gil
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (50/2016) dostępnego też w wersji cyfrowej tutaj