[Tylko u nas] Łukasz Orbitowski dla Tysol.pl: "Moi rodzice czekali, aż wyrosnę z horrorów i metalu"
– Rozczulające. Dzieciństwo zawsze wydaje się nam być piękne. Jednak one tracą pazur w wyniku upływu czasu. Robiłem wiele ciekawych rzeczy w okresie szkolnym. To wszystko było bardzo świeże i piękne, tak jak wszystkie sytuacje które dzieją się w naszym życiu po raz pierwszy. Jednak samo dzieciństwo jest koszmarem.
– Dlaczego?
– Bo nie jesteś wolny.
– Ktoś ciebie ograniczał?
– To dotyczy każdego dziecka. Musimy pytać rodziców, czy możemy wyjść z domu. Musimy prosić o pieniądze, jak jesteśmy bardzo młodzi, bo nie mamy swoich. Mnie jako dzieciaka strasznie mnie to uwierało. Na to wpływ miały Muminki. Pamiętasz Muminki?
– Tak.
– Miałem bardzo duże ciśnienie ku przygodzie jak Muminki. Ja swoje dzieci również trzymam krótko, tak jak moi rodzice wychowali mnie. To jest normalne, że ograniczamy dzieci.
– Miałeś podobne perypetie jak główny bohater twojej książki „Tracę Ciepło”?
– Nie. To jest fikcja literacka. Jednak słabo ją pamiętam, bo pisałem ją kilkanaście lat temu. Mój ojciec życzliwie i pobłażliwie podchodził do moich młodzieńczych fascynacji. W książce jest inna reakcja.
– Dzieciństwo uwarunkowało twoją karierę?
– Jestem chłopakiem z tzw. dobrego domu. Mój ojciec był malarzem i wykładowcą akademickim. Uczył rysunku w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dorobił się profesury. Mama, która na szczęście żyje, była kierowniczką poradni psychologicznej.
– Nie zarzucali ci, ze byłeś resortowym dzieckiem?
– Nie. 15 lat temu usiłowałem wynająć mieszkanie. Facet nie był zbyt chętny mojej osobie, może ze względu na mój wygląd, aż do momentu kiedy mu się przedstawiłem. Był to dość znany krakowski działacz opozycyjny. Od razu się mnie zapytał, czy jestem synem Janusza Orbitowskiego. Powiedziałem, że to jest mój tata. Powiedział, ze wszystko mi wynajmie. Pamiętał mojego ojca, przyznał, że mój tata bardzo pomagał działaczom opozycyjnym. Studentów z więzienia wyciągał. Z jednej strony byłem w domu, w którym są książki, a potem wylądowaliśmy na Kazimierzu. Ojciec dostał tam pracownię, bo nikt tam nie chciał mieszkać. Więc dali biednemu docentowi pracownię (śmiech). Nagle trafiłem do klasy z dzieciakami doświadczonych przez życie. Mój świat książek i fantazjowania był dla nich obcy. Tam liczyło się prawo pięści.
– Dostosowałeś się do prawa pięści, czy wciąż żyłeś we własnym świecie?
– Obrywałem i dawałem. Na siłownię wtedy byłem za mały (śmiech). To była ciekawa sytuacja, gdy jedyne, wychuchane dziecko inteligentów trafiło do takich drabów, którzy byli bliżej życia niż ja. To mnie nauczyło patrzenia na drugiego człowieka. Zanurzyłem wtedy ręce w prawdziwym życiu. To mnie stworzyło jako twórcę.
– Łączysz światy. Piszesz felietony w „Polityce”…
– Już tam nie piszę. Przestali przyjmować moje felietony (śmiech). Tygodnik „Polityka” stracił zainteresowanie moimi tekstami. Wyrażając to, w niezamawianiu kolejnych. Zdarza mi się pisywać do „Gazety Wyborczej”
– I współpracujesz z TVP Kultura.
– Łącze te światy. Nie należy być niewolnikiem narracji, którą wymyślił ktoś inny. Dwie Polski, które się zbudowały: Polska Kaczyńskiego i Polska Michnika, Ludzie Światli i Ludzie Ciemni, itd. Oczywiście, to jest ironia. Bartku, kultura jest jedna. Świat kultury jest dobrem wspólnym. Ona nie musi się zawężać do wyborów politycznych. Są media, do których bym nie poszedł. Nie poszedłbym do Urbana i do o. Rydzyka. To są dla mnie zbyt skrajne światy. Jak mieszkałem w Kopenhadze i przyjeżdżałem do Polski, to szedłem do kiosku i kupowałem „Nie” i „Nasz Dziennik”. I sprzedawca się zastanawiał, co to jest za facet.
– Są momenty, gdy tracisz ciepło?
– Jeżeli przeczytasz książkę „Tracę ciepło”, to tam nie wybujałych pomysłów, jest tylko praca rzemieślnicza. Cały czas wątpię. Wątpię we własne zdolności i obowiązki, na które się zdecydowałem, np. rodzina. Rodzina jest trudna i piękna. Tak samo jest z pracą twórczą. Jednak nie zatrzymuję się, nie załamuję rąk, nie użalam się nad sobą.
– Literatura konserwuje. Wyglądasz zdecydowanie lepiej niż jak zaczynałeś przygodę z książkami.
– To jest szczęście i dobre geny (śmiech). Od dwudziestu lat nie byłem u lekarza. To jest też kwestia wyborów życiowych. Ludzi najbardziej przygniata praca. Praca której nie chcą wykonywać. Wykonują ją ze względu na konieczność utrzymania siebie i najbliższych. Większość ludzi swojej pracy nienawidzi.
– Ja kocham moją pracę.
– Ja również. Nie przeklinam swojego losu zawodowego. Codziennie jestem za nią wdzięczny. Jeżeli robisz, to co kochasz, to masz jeden powód mniej o zgarbienia się. Większość ludzi wstając rano, mówią: „ O k*** muszę iść znowu do roboty”. A ja sobie myślę: „O k*** ale zajebiście”.
– Opłacalne jest pisanie książek fantastycznych?
– Z mojego punktu widzenia… nie. Moje dwie niefantastyczne książki sprzedały się lepiej niż fantastyczne.
– Bestseller w Polsce to…
– Wedle mojej wiedzy bestseller zaczyna się od sprzedaży 10 000 tysięcy egzemplarzy.
– Większość twoich pozycji sprzedała się już w takim nakładzie?
– Nie. Ale kilka tak. Nie mam bardzo wysokiej sprzedaży. Nie mam takich nakładów jak Jakub Żulczyk, Szczepan Twardoch czy Katarzyna Bonda.
– To w polskiej literaturze pod względem sprzedaży jesteś w której lidze?
– W pierwszej. Ekstraklasa to jest 100-150 tysięcy egzemplarzy. Jednak mam do tego dystans, bo wiem, że mi się udało. Byłoby bezczelnością, gdybym prosił o więcej. Chciałbym mieć duży serial i dwie ekranizacje. Chciałbym sprzedawać 200-300 tysięcy egzemplarzy moich książek, a nie 10 razy mniej. Byłoby super. Jednak 90 procent autorów nie ma tego, co ja mam. Nie są mniej zdolni ode mnie. Tak wyszło.
– Jakiś celebryta zaproponował ci napisanie jego biografii?
– Nie podam nazwiska, ale to wszystko się rozlazło. To miał być wywiad rzeka. Chciałem to zrobić, bo jest to osoba, którą szanuję i związana z moim światem. Wystąpiły problem na linii wydawca i ta osoba i się rozmyło.
– Kiedy nowa książka?
– „Kult” w maju.
– Zawsze kojarzyłeś mi się z muzyką metalową.
– Trochę zaczynam tego żałować (śmiech). To się zrobiło przypadkiem i zażarło. Kiedy wstąpiłem na drogę życia publicznego w Polsce. To się stało przy okazji programu „Dezerterzy”. Pojawiając się w mediach, trzeba wysłać czytelny komunikat swoim wyglądem. Musi jakoś wyglądać. Słuchałem dużo metalu i wpadłem na pomysł, że będę zakładał koszulki kapel metalowych. To było charakterystyczne, aż się utrwaliło. I potem się zaczęło. Magazyn „Noise” zaproponował mi pisanie felietonów, które piszę z wielką radością. Prowadziłem festiwal metalowy. To było ciekawe doświadczenie.
– Jaka jest kondycja polskiej sceny metalowej?
– Z metalem stało się coś niezwykłego. Przydarzył się Behemoth. W polskiej historii nie było tak dużego zespołu. Zespołem, który zdobył świat, nie jest Mazowsze, Basia Trzetrzelewska czy Bayer Full. Można ich określić zespołami popowymi. A polskie zespoły metalowe robią szum na świecie, np. Decapitated, Furia, Riverside, Mgła. Okazało się, że Polska metalem stoi. Pamiętam okres, gdy co tydzień wychodziła dobra, metalowa płyta. 5-10 lat temu jeszcze tak nie było.
– Metal obecnie nie traci na znaczeniu. Opiniotwórczość muzyki gitarowej przejął rap.
– Zgadza się. Rap wyraża codzienność. Dzięki niemy młodzi ludzie mogą usłyszeć siebie i wyrazić siebie. Raperzy przeważnie mówią o tym, co dotyka chłopaka z blokowisk, może jest to duże uproszczenie, ale rap jest poezją codzienności. Treść jest bardzo ważna. Cieszę się, że istnieje coś takiego jak poezja z podkładem muzycznym. Metal jest domeną fantazji. On się nie odnosi do prozy życia. Metal porusza się mniej lub bardziej w świecie naiwnych symboli. Jako muzyka baśniowa nie ma takiej siły komentarza jak rap.
– Dlaczego słuchacze metalu traktują go zbyt serio?
– To są często bardzo młodzi ludzie, którzy bardzo przeżywają muzykę. To jest ich świat. Ciężko, żeby się tego wyrzekli i nabrali dystansu. To jest normalne. Dlaczego wyobraźnia robi lepsze wrażenie od rzeczywistości?
– Wyobraźnia jest odtrutką na otaczającą nas rzeczywistość.
– Zgadzam się z tobą. Metal jest umowny. Złap dowolną osobę związaną z metalem i zapytaj się jej, czy modli się do szatana. Odpowie, że nie. To wszystko jest konstruktem. Cały anturaż metalowy jest zestawem atrakcyjnych symboli, mających zbudować twoją wyobraźnię i pozwolić ci odlecieć i pożyć w innym świecie. Spójrz na okładki płyt metalowych. Są zaproszeniem do jakiejś opowieści, która jest fantastyczna.
– Pojawiają się opinię, że szkoła nie uczy życia, powoduje, że dzieci marzą o nierealnych rzeczach. Zdaniem światowych krytyków nauczania dzieci powinny uczyć się konkretnego fachu. Zamiast marzyć o wynalezieniu leku na nowotwór, nauczyć się naprawiania spłuczki…
– To jest bzdura. Szkoła, która nie jest szkołą zawodową, nie jest od tego. W najgorszym przypadku rzemiosła nauczy nas życie. Umiejętności zawodowych nabywam przez praktykę. Słyszałem, że szkoła powinna nauczyć wypełniania PIT-ów. Szkoła jest od tego, żeby przekazywać skarby wiedzy i kultury, które mogą być niedostępne dla ludzi. Szkoła powinna nauczyć podstaw matematyki i fizyki. Ma pokazać Biblię i Odyseję. Opisać strukturę komórki oraz przedstawić historię świata. Po co te rzeczy? Żebyśmy się nie zawężali do bycia ludźmi, którzy potrafią zbudować stół albo spiąć układy scalone. Jesteśmy kimś więcej niż wykonawcami prostych czynności, czyli rzemieślnikami. Mamy swoje wnętrza, dusze i musi to być zapewnione. Od tego jest szkoła. Praktyka wychodzi w życiu. Szkoła przypomina, że my jesteśmy z Sokratesa, św. Pawła, Juliusza Cezara, Newtona i Karolingów. Nie możemy zapominać o wielkim dziedzictwie kulturowym świata. To jest bardzo kruche i to można łatwo zniszczyć.
– Kiedyś szkoła była areną do robienia psikusów. Dzisiaj dzieciaki przez 45 minut wpatrzone są w ekrany smartfonów. Słyszałeś o tym?
– Moje dzieci nie noszą telefonów do szkoły.
– W jakim wieku masz dzieci?
– Dwóch chłopaków – 12 i 10.
– Czego słuchają twoi synowie?
– To jest przerażające, bo oni nie słuchają muzyki. Domeną ich świata są youtuberzy. Mając 12 lat, zacząłem się identyfikować przez muzykę. To był dla mnie najważniejszy nośnik kulturowy. Młodzi utożsamiają się współcześni z youtuberami. Jednak mam problem, bo ja ich nie rozróżniam (śmiech). Oni poza charyzmą nie mają nic do zaoferowania. Czekam, aż co będzie z tych youtuberów. Pamiętam, jak moi rodzice czekali, aż wyrosnę z horrorów i metalu.
Rozmawiał: Bartosz Boruciak