Szymon Gonera: W filmie dokumentalnym to twoi bohaterowie cię niosą

– W filmie zależało nam na tym, żeby pokazać różne etapy i różne miejsca pomocy ludziom w potrzebie. Każda z tych form pomocy była na swój wyjątkowy sposób nieszablonowa – mówi Szymon Gonera, reżyser filmu „Superheroes”, w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem.
Plakat filmu dokumentalnego „Superheroes” Szymon Gonera: W filmie dokumentalnym to twoi bohaterowie cię niosą
Plakat filmu dokumentalnego „Superheroes” / mat. prasowe

 – Czujesz się superbohaterem?

 – Nie.

 – Dlaczego?

 – Na tle tych ludzi, których filmowałem, jestem małym żuczkiem. Oni są prawdziwymi superbohaterami. Ich pomoc wykraczała ponad przeciętną. W filmie „Superheroes” oglądamy zmagania bohaterów oraz odkrywany ich wewnętrzne motywacje. Krok po kroku poznajemy ich historie oraz historie ludzi, których bezinteresownie wspierali. Dowiadujemy się, jak wiele cennych wartości wniosła do ich życia otwartość na pomoc potrzebującym. Obserwujemy, jak wyglądają ich działania na co dzień, jak wygląda życie 10 osób pod jednym dachem. Towarzyszymy im przy świątecznym stole. Odwiedzamy miejsca, gdzie pomoc jest niezbędna: liczne dworce, podróżujemy do Medyki, Dunkierki, do domu dziecka w Stryjnie, potem do Lwowa, Irpienia i do dramatycznie bombardowanych miejscowości, takich jak Odessa czy Bucza. Jesteśmy świadkami wielu sukcesów m.in.: uratowania życia niemowlęcia, transportu zwierząt – w tym tych z kijowskiego zoo – przetransportowania 100 rodzin do zamku we francuskim Saint-Omer czy zebrania 200 tysięcy złotych na pomoc humanitarną w czasie specjalnie zorganizowanej aukcji.

 – Która forma pomocy zawarta w „Superheroes” była najbardziej nieszablonowa?

 – W przypadku pomocy ciężko ją zróżnicować. Duże wrażenie zrobiło na mnie to, że ludzie zapraszali obce osoby do swoich domów. Dawali im dach nad głową. Nasi bohaterowie nieustannie organizowali transport do Ukrainy, żeby pomóc ludziom, dostarczając im najpotrzebniejsze rzeczy. W filmie zależało nam na tym, żeby pokazać różne etapy i różne miejsca pomocy ludziom w potrzebie. Każda z tych form pomocy była na swój wyjątkowy sposób nieszablonowa. Od lutego 2022 roku skala zaangażowania indywidualnych osób, Polek i Polaków w pomoc dla Ukrainy zaskoczyła wszystkich. Wartość materialna różnych form wsparcia przekroczyła miliardy złotych. Nasz film podkreśla siłę pojedynczych jednostek, które zjednoczone w nadzwyczajnej sytuacji są w stanie zmienić świat.

 – Są znaczące różnice między przygotowaniem filmu dokumentalnego a fabularnego?

 – W filmie dokumentalnym to twoi bohaterowie cię niosą. Zaczynając produkcję, nie wiedzieliśmy pewnych rzeczy o naszych bohaterach. Wszystko, co musieliśmy zrobić, to obserwować tych ludzi i przekazywać to, co robią. Mieliśmy olbrzymi problem z wyborem scen. Pierwsza wersja filmu trwała 2 godziny i 40 minut. Każdy z bohaterów mógł być bohaterem oddzielnego filmu.

 – Która historia z filmu uderzyła Cię najmocniej?

 – Wszystkie. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa.

 – A widzów?

 – Dostaję bardzo różne odpowiedzi. Jeden z producentów filmu powiedział, że popłakał się w zupełnie innym momencie filmu niż większość widzów. Część odbiorców była wzruszona historiami dzieci, inna transportem zwierząt z Ukrainy. Wszystko zależy od wrażliwości odbiorców.

 – Co z Twojej perspektywy było najtrudniejsze w realizacji „Superheroes”?

 – Wyjazdy na Ukrainę. Formalności związane z wyjazdami. Tego, co zobaczysz na miejscu, nie zobaczysz w telewizji.

 – Czy to nie jest zbyt ryzykowne posunięcie, że dokument trafił do kin, zamiast od razu do serwisów streamingowych?

 – „Supeheroes” trafi do telewizji oraz do serwisów streamingowych. Będzie go można obejrzeć na całym świecie, nawet w Hongkongu. Dokument trafi również do Canal+, który jest jego koproducentem. Żyjemy w czasach, w których kino boryka się z różnymi problemami, ale chyba każdy filmowiec chce, żeby widz mógł się zapoznać ze stworzoną przez niego historią na dużym ekranie.

Myślę, że nie jest to ryzyko.

 – Odchodząc nieco od „Superheroes”, czy zgodzisz się ze mną, że trudniej jest zrealizować dobrą komedię niż intrygujący i przyciągający uwagę dramat?

 – Tak. W 100 procentach. Komedia jest najtrudniejszym gatunkiem filmowym.

 – Co jest trudnego w komedii?

 – Trzeba mieć niesamowity talent, żeby umieć rozbawić ludzi. To jest bardzo rzadka umiejętność w społeczeństwie. Najtrudniejszą emocją do wywołania w człowieku jest śmiech. I dlatego świetni stand-uperzy czy w Polsce kabareciarzezarabiają bardzo dobrze.

 – Czy mamy w Polsce takich aktorów i aktorki, którzy potrafią rozśmieszyć?

 – Tak. Współcześnie problem tkwi w deficycie dobrych i śmiesznych historii. Mamy wiele kultowych starych komedii. Obecnie jest problem z tym, żeby znaleźć dobrą współczesną komedię.

 – Jakie wyzwania stawia przed Tobą przemysł filmowy w Polsce?

 – Realizacja filmu jest niezwykle drogim przedsięwzięciem. To są miliony złotych i ludzie muszą mieć do ciebie olbrzymie zaufanie, żeby powierzyć ci takie pieniądze i wierzyć, że to uniesiesz, że to, co na końcu dostarczysz, będzie wystarczające, że przyniesie zwrot finansowy albo satysfakcję – jeżeli to film, którego zadaniem nie jest zarabianie pieniędzy, tylko przesłanie artystyczne. Nagranie piosenki jest zdecydowanie tańsze (śmiech). Realizacja filmów jest zajęciem w pewnym sensie elitarnym i ciężko młodym twórcom przebić się do tej elity. Jak już zrobisz pierwszy film, to później z reguły jest trochę łatwiej.

 – Gdzie szukać pieniędzy na filmy?

 – Przed założeniem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej produkowano 8 filmów rocznie, teraz robimy ich 30. Europejski oddział Netflixa przeniósł się z Holandii do Polski. Jesteśmy największym producentem treści dla tej platformy w tej części Europy. Są jeszcze zewnętrzni producenci. Jest wiele dróg do pozyskania funduszy.

 – To do kogo się odzywać? Polski Instytut Sztuki Filmowej, przedsiębiorcy?

 – Mamy dwa modele tworzenia filmów. Pierwszy – robisz kino artystyczne i wtedy ubiegasz się o dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i ci twórcy, którzy tę dotację otrzymają, mają pieniądze na to, żeby zrealizować film. Drugą część budżetu muszą sami zgromadzić, jednak łatwiej jest to zrobić, gdy się otrzyma dotację z PISF-u. Drugi model jest taki, że artyści sami zbierają pieniądze od prywatnych inwestorów, przedsiębiorców, instytucji i liczą na to, że twój film będzie na tyle dobry, że te pieniądze się zwrócą.

 – Co trzeba zrobić, żeby przyciągnąć ludzi do kin?

 – Trzeba opowiedzieć taką historię, która sprawi, że ludzie będą chcieli dowiedzieć się, co jest dalej. Widzowie muszą pokochać bohaterów. I przede wszystkim nie ma miejsca na nudę.

 – Przemysł filmowy w Polsce jest bardzo klanowy. Zgodzisz się ze mną?

 – Można się skarżyć, ale nie należę do skarżących się. Nie będę narzekał i szukał usprawiedliwień, że komuś się udało, bo ma takie nazwisko. Chociaż ktoś może pomyśleć, że jestem spokrewniony z Robertem [polski aktor – przyp. B.B.], a to jest tylko zbieżność nazwisk.

 – Właśnie chciałem Cię o to zapytać.

 – Wiesz, ktoś może powiedzieć, że znane nazwisko mi pomaga (śmiech). A tak nie jest.

 – Jestem dżinem i narzucam Ci tylko jedno marzenie. Masz szansę zmienić polską kinematografię pod siebie. Co byś zrobił?

 – Nie spodziewałem się takiego pytania (śmiech). Już wiem. Chciałbym, żeby ludzie, którzy cię nie znają, nie traktowali cię jak petenta. Życzyłbym sobie więcej otwartości w naszym kraju oraz mniejszego szufladkowania w branży filmowej w Polsce.

 – Z czego żyjesz, kiedy nie kręcisz filmów?

 – Dość długo żyłem z realizowania reklam. Bardzo długo tworzyłem korporacyjne filmy dla firm. Realizowane przeze mnie materiały nie wychodziły poza przedsiębiorstwa.

 – A teraz jesteś w trakcie realizacji zdjęć do pełnometrażowego filmu „Wieczór kawalerski”.

 – Film będzie można zobaczyć w kinach w 2023 roku. Będzie to mieszanka „Pulp Fiction”, „Siedem”, „Kac Vegas”. W filmie znajdzie się wiele ciekawych nawiązań i bardzo dobra obsada.

 – Jest miejsce na przyjaźń w polskim przemyśle filmowym?

 – Oczywiście, że jest. Z Mateuszem Banasiukiem znamy się od ponad 17 lat. Kiedyś był konkurs, który polegał na tym, żeby Polak nakręcił film o Berlinie, a Niemiec o Warszawie. Powiedziałem Mateuszowi, że wsiadamy do pociągu i jedziemy do Berlina. Na miejscu czymś się zainspirujemy i zrobimy scenariusz. I tak jak powiedziałem, tak też zrobiliśmy. W Berlinie przeżyliśmy wiele ciekawych przygód. Później wróciliśmy do Polski. Napisałem scenariusz i wygraliśmy ten konkurs. Z Mateuszem wielokrotnie się przecinaliśmy. Mateusz wielokrotnie mnie wspierał w trakcie rozmów z producentami, podkreślając, że jestem gościem, który ma bardzo ciekawe scenariusze i warto przeznaczyć na nie środki finansowe. A teraz los tak chciał, że spotykamy się na planie zdjęciowym do mojej pełnometrażowej fabuły. Życzę wszystkim reżyserom, żeby mieli na planie takich współpracowników jak Mateusz, który nie narzeka, tylko bardzo ciężko pracuje. To jest przykład mojej przyjaźni w polskim przemyśle filmowym. Znam również takie same historie jak moja. Są ludzie, którzy znają się od wielu lat. Ufają sobie i chcą ze sobą pracować. To jest cudowne.

 – Jak zachęcisz naszych czytelników, żeby poszli do kina i obejrzeli „Superheroes”?

 – Polacy przeżyli coś niesamowitego i wartego odnotowania. Ostatni taki ruch był w trakcie powstawania Solidarności. To, co wydarzyło się wtedy, i to, co dzieje się teraz, to piękne chwile. Nieważne, ile masz lat, jakie masz poglądy polityczne. Ludzie – dosłownie – rzucili się do pomocy naszym sąsiadom z Ukrainy. Po dziś dzień słyszę, że cały świat jest pod wrażeniem tego, co zrobiła Polska. To jest coś, czym możemy się chwalić na świecie. Możemy być z tego dumni. W „Superheroes” przedstawione są historie piękne i wzruszające, które opisują ludzi, pomagających z całych sił innym w potrzebie. Warto poświęcić czas, żeby zobaczyć nasz film. To, co się dzieje na Ukrainie, jest straszne, ale „Superheroes” i ludzie, którzy nieustannie pomagają, nie patrząc na przeciwności losu, naprawdę podnoszą na duchu.

Współpraca:

Weronika Wolak
Wiktoria Szleszyńska

Tekst pochodzi z 48. (1767) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Ruszyła na ratunek Trzaskowskiemu. Rzecznik Karola Nawrockiego mocno o TVP Wiadomości
"Ruszyła na ratunek Trzaskowskiemu". Rzecznik Karola Nawrockiego mocno o TVP

- Czysta woda TVP ruszyła na ratunek Rafałowi Trzaskowskiemu - napisała na platformie X, Emilia Wierzbicki. Rzecznik sztabu kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego odniosła się do Telewizji Polskiej.

Znana reporterka opuszcza TVP w likwidacji. Pisze o wylanych łzach z ostatniej chwili
Znana reporterka opuszcza TVP w likwidacji. Pisze o "wylanych łzach"

Na pożegnanie z telewizją publiczną zdecydowała się Kaja Moskaluk. O swojej decyzji poinformowała za pomocą mediów społecznościowych.

Jest petycja ws. odebrania Srebrnego Krzyża Zasługi byłej współpracownicy Trzaskowskiego Jolancie Lange vel Gontarczyk z ostatniej chwili
Jest petycja ws. odebrania Srebrnego Krzyża Zasługi byłej współpracownicy Trzaskowskiego Jolancie Lange vel Gontarczyk

Kilkudziesięciu dziennikarzy, naukowców i publicystów podpisało petycję Piotra Woyciechowskiego do prezydenta Andrzeja Dudy z apelem o pozbawienie Jolanty Lange vel Gontarczyk odznaczenia Srebrnego Krzyża Zasługi. 

Komunikat dla mieszkańców Warszawy Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Warszawy

W okresie Świąt Wielkanocnych tj. w dniach 17–22 kwietnia wprowadzone zostają zmiany w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej - poinformował Zarząd Transportu Miejskiego.

To nie są tylko czcze spekulacje. Wołodymyr Zełenski o celu Władimira Putina Wiadomości
"To nie są tylko czcze spekulacje". Wołodymyr Zełenski o celu Władimira Putina

- To nie są tylko czcze spekulacje; zagrożenie jest realne - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski komentując potencjalne zagrożenie ze strony rosyjskiego przywódcy Władimira Putina dla światowego bezpieczeństwa.

Nagły zwrot ws. sprzedaży TVN przez Warner Bros. Discovery. Tego nikt się nie spodziewał z ostatniej chwili
Nagły zwrot ws. sprzedaży TVN przez Warner Bros. Discovery. Tego nikt się nie spodziewał

Trwają spekulacje wokół sprzedaż TVN przez Warner Bros. Discovery. Rozważanych było szereg opcji sprzedaży. Komunikat opublikowany na stronie TVN24 stawia sprawę w zupełnie innym świetle

Uderzał młotkiem. Rozbój w biały dzień gorące
"Uderzał młotkiem". Rozbój w biały dzień

Do drastycznej sytuacji doszło w Dobrym Mieście. Tam podczas napadu na sklep jubilerski rabuś wymuszał posłuszeństwo sprzedawczyni za pomocą młotka. Został ujęty i skazany na trzy miesiące aresztu

Atak nożownika w Krakowie. Do szpitala trafił poszkodowany mężczyzna Wiadomości
Atak nożownika w Krakowie. Do szpitala trafił poszkodowany mężczyzna

W poniedziałek rano w dzielnicy Nowa Huta w Krakowie doszło do zranienia 40-letniego mężczyzny ostrym narzędziem. Poszkodowany został przetransportowany do szpitala za pomocą karetki pogotowia. Policja zatrzymała w tej sprawie partnerkę poszkodowanego.

Skandal w Morągu. Otwarto Muzeum Prus Górnych Wiadomości
Skandal w Morągu. Otwarto Muzeum Prus Górnych

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego informuje, że Oddział Muzeum Warmii i Mazur w Morągu będzie funkcjonował pod nową nazwą – Muzeum Prus Górnych. – Nie rozumiem, dlaczego obecnie rządzący odwołują się do niemieckiej tradycji historycznej – komentuje historyk oraz radny PiS sejmiku warmińsko-mazurskiego dr Paweł Warot. 

Niebezpieczny Stanowski. Jak odpali rakiety w Trzaskowskiego, uderzy celnie i mocno z ostatniej chwili
"Niebezpieczny" Stanowski. "Jak odpali rakiety w Trzaskowskiego, uderzy celnie i mocno"

Tomasz Sekielski w swoim programie na YouTubie przyznał, że Krzysztof Stanowski może poważnie zaszkodzić kandydatowi KO. – Jak Stanowski odpali rakiety w kierunku Rafała Trzaskowskiego, to może to być trafienie celne i mocne – przyznał.

REKLAMA

Szymon Gonera: W filmie dokumentalnym to twoi bohaterowie cię niosą

– W filmie zależało nam na tym, żeby pokazać różne etapy i różne miejsca pomocy ludziom w potrzebie. Każda z tych form pomocy była na swój wyjątkowy sposób nieszablonowa – mówi Szymon Gonera, reżyser filmu „Superheroes”, w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem.
Plakat filmu dokumentalnego „Superheroes” Szymon Gonera: W filmie dokumentalnym to twoi bohaterowie cię niosą
Plakat filmu dokumentalnego „Superheroes” / mat. prasowe

 – Czujesz się superbohaterem?

 – Nie.

 – Dlaczego?

 – Na tle tych ludzi, których filmowałem, jestem małym żuczkiem. Oni są prawdziwymi superbohaterami. Ich pomoc wykraczała ponad przeciętną. W filmie „Superheroes” oglądamy zmagania bohaterów oraz odkrywany ich wewnętrzne motywacje. Krok po kroku poznajemy ich historie oraz historie ludzi, których bezinteresownie wspierali. Dowiadujemy się, jak wiele cennych wartości wniosła do ich życia otwartość na pomoc potrzebującym. Obserwujemy, jak wyglądają ich działania na co dzień, jak wygląda życie 10 osób pod jednym dachem. Towarzyszymy im przy świątecznym stole. Odwiedzamy miejsca, gdzie pomoc jest niezbędna: liczne dworce, podróżujemy do Medyki, Dunkierki, do domu dziecka w Stryjnie, potem do Lwowa, Irpienia i do dramatycznie bombardowanych miejscowości, takich jak Odessa czy Bucza. Jesteśmy świadkami wielu sukcesów m.in.: uratowania życia niemowlęcia, transportu zwierząt – w tym tych z kijowskiego zoo – przetransportowania 100 rodzin do zamku we francuskim Saint-Omer czy zebrania 200 tysięcy złotych na pomoc humanitarną w czasie specjalnie zorganizowanej aukcji.

 – Która forma pomocy zawarta w „Superheroes” była najbardziej nieszablonowa?

 – W przypadku pomocy ciężko ją zróżnicować. Duże wrażenie zrobiło na mnie to, że ludzie zapraszali obce osoby do swoich domów. Dawali im dach nad głową. Nasi bohaterowie nieustannie organizowali transport do Ukrainy, żeby pomóc ludziom, dostarczając im najpotrzebniejsze rzeczy. W filmie zależało nam na tym, żeby pokazać różne etapy i różne miejsca pomocy ludziom w potrzebie. Każda z tych form pomocy była na swój wyjątkowy sposób nieszablonowa. Od lutego 2022 roku skala zaangażowania indywidualnych osób, Polek i Polaków w pomoc dla Ukrainy zaskoczyła wszystkich. Wartość materialna różnych form wsparcia przekroczyła miliardy złotych. Nasz film podkreśla siłę pojedynczych jednostek, które zjednoczone w nadzwyczajnej sytuacji są w stanie zmienić świat.

 – Są znaczące różnice między przygotowaniem filmu dokumentalnego a fabularnego?

 – W filmie dokumentalnym to twoi bohaterowie cię niosą. Zaczynając produkcję, nie wiedzieliśmy pewnych rzeczy o naszych bohaterach. Wszystko, co musieliśmy zrobić, to obserwować tych ludzi i przekazywać to, co robią. Mieliśmy olbrzymi problem z wyborem scen. Pierwsza wersja filmu trwała 2 godziny i 40 minut. Każdy z bohaterów mógł być bohaterem oddzielnego filmu.

 – Która historia z filmu uderzyła Cię najmocniej?

 – Wszystkie. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa.

 – A widzów?

 – Dostaję bardzo różne odpowiedzi. Jeden z producentów filmu powiedział, że popłakał się w zupełnie innym momencie filmu niż większość widzów. Część odbiorców była wzruszona historiami dzieci, inna transportem zwierząt z Ukrainy. Wszystko zależy od wrażliwości odbiorców.

 – Co z Twojej perspektywy było najtrudniejsze w realizacji „Superheroes”?

 – Wyjazdy na Ukrainę. Formalności związane z wyjazdami. Tego, co zobaczysz na miejscu, nie zobaczysz w telewizji.

 – Czy to nie jest zbyt ryzykowne posunięcie, że dokument trafił do kin, zamiast od razu do serwisów streamingowych?

 – „Supeheroes” trafi do telewizji oraz do serwisów streamingowych. Będzie go można obejrzeć na całym świecie, nawet w Hongkongu. Dokument trafi również do Canal+, który jest jego koproducentem. Żyjemy w czasach, w których kino boryka się z różnymi problemami, ale chyba każdy filmowiec chce, żeby widz mógł się zapoznać ze stworzoną przez niego historią na dużym ekranie.

Myślę, że nie jest to ryzyko.

 – Odchodząc nieco od „Superheroes”, czy zgodzisz się ze mną, że trudniej jest zrealizować dobrą komedię niż intrygujący i przyciągający uwagę dramat?

 – Tak. W 100 procentach. Komedia jest najtrudniejszym gatunkiem filmowym.

 – Co jest trudnego w komedii?

 – Trzeba mieć niesamowity talent, żeby umieć rozbawić ludzi. To jest bardzo rzadka umiejętność w społeczeństwie. Najtrudniejszą emocją do wywołania w człowieku jest śmiech. I dlatego świetni stand-uperzy czy w Polsce kabareciarzezarabiają bardzo dobrze.

 – Czy mamy w Polsce takich aktorów i aktorki, którzy potrafią rozśmieszyć?

 – Tak. Współcześnie problem tkwi w deficycie dobrych i śmiesznych historii. Mamy wiele kultowych starych komedii. Obecnie jest problem z tym, żeby znaleźć dobrą współczesną komedię.

 – Jakie wyzwania stawia przed Tobą przemysł filmowy w Polsce?

 – Realizacja filmu jest niezwykle drogim przedsięwzięciem. To są miliony złotych i ludzie muszą mieć do ciebie olbrzymie zaufanie, żeby powierzyć ci takie pieniądze i wierzyć, że to uniesiesz, że to, co na końcu dostarczysz, będzie wystarczające, że przyniesie zwrot finansowy albo satysfakcję – jeżeli to film, którego zadaniem nie jest zarabianie pieniędzy, tylko przesłanie artystyczne. Nagranie piosenki jest zdecydowanie tańsze (śmiech). Realizacja filmów jest zajęciem w pewnym sensie elitarnym i ciężko młodym twórcom przebić się do tej elity. Jak już zrobisz pierwszy film, to później z reguły jest trochę łatwiej.

 – Gdzie szukać pieniędzy na filmy?

 – Przed założeniem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej produkowano 8 filmów rocznie, teraz robimy ich 30. Europejski oddział Netflixa przeniósł się z Holandii do Polski. Jesteśmy największym producentem treści dla tej platformy w tej części Europy. Są jeszcze zewnętrzni producenci. Jest wiele dróg do pozyskania funduszy.

 – To do kogo się odzywać? Polski Instytut Sztuki Filmowej, przedsiębiorcy?

 – Mamy dwa modele tworzenia filmów. Pierwszy – robisz kino artystyczne i wtedy ubiegasz się o dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i ci twórcy, którzy tę dotację otrzymają, mają pieniądze na to, żeby zrealizować film. Drugą część budżetu muszą sami zgromadzić, jednak łatwiej jest to zrobić, gdy się otrzyma dotację z PISF-u. Drugi model jest taki, że artyści sami zbierają pieniądze od prywatnych inwestorów, przedsiębiorców, instytucji i liczą na to, że twój film będzie na tyle dobry, że te pieniądze się zwrócą.

 – Co trzeba zrobić, żeby przyciągnąć ludzi do kin?

 – Trzeba opowiedzieć taką historię, która sprawi, że ludzie będą chcieli dowiedzieć się, co jest dalej. Widzowie muszą pokochać bohaterów. I przede wszystkim nie ma miejsca na nudę.

 – Przemysł filmowy w Polsce jest bardzo klanowy. Zgodzisz się ze mną?

 – Można się skarżyć, ale nie należę do skarżących się. Nie będę narzekał i szukał usprawiedliwień, że komuś się udało, bo ma takie nazwisko. Chociaż ktoś może pomyśleć, że jestem spokrewniony z Robertem [polski aktor – przyp. B.B.], a to jest tylko zbieżność nazwisk.

 – Właśnie chciałem Cię o to zapytać.

 – Wiesz, ktoś może powiedzieć, że znane nazwisko mi pomaga (śmiech). A tak nie jest.

 – Jestem dżinem i narzucam Ci tylko jedno marzenie. Masz szansę zmienić polską kinematografię pod siebie. Co byś zrobił?

 – Nie spodziewałem się takiego pytania (śmiech). Już wiem. Chciałbym, żeby ludzie, którzy cię nie znają, nie traktowali cię jak petenta. Życzyłbym sobie więcej otwartości w naszym kraju oraz mniejszego szufladkowania w branży filmowej w Polsce.

 – Z czego żyjesz, kiedy nie kręcisz filmów?

 – Dość długo żyłem z realizowania reklam. Bardzo długo tworzyłem korporacyjne filmy dla firm. Realizowane przeze mnie materiały nie wychodziły poza przedsiębiorstwa.

 – A teraz jesteś w trakcie realizacji zdjęć do pełnometrażowego filmu „Wieczór kawalerski”.

 – Film będzie można zobaczyć w kinach w 2023 roku. Będzie to mieszanka „Pulp Fiction”, „Siedem”, „Kac Vegas”. W filmie znajdzie się wiele ciekawych nawiązań i bardzo dobra obsada.

 – Jest miejsce na przyjaźń w polskim przemyśle filmowym?

 – Oczywiście, że jest. Z Mateuszem Banasiukiem znamy się od ponad 17 lat. Kiedyś był konkurs, który polegał na tym, żeby Polak nakręcił film o Berlinie, a Niemiec o Warszawie. Powiedziałem Mateuszowi, że wsiadamy do pociągu i jedziemy do Berlina. Na miejscu czymś się zainspirujemy i zrobimy scenariusz. I tak jak powiedziałem, tak też zrobiliśmy. W Berlinie przeżyliśmy wiele ciekawych przygód. Później wróciliśmy do Polski. Napisałem scenariusz i wygraliśmy ten konkurs. Z Mateuszem wielokrotnie się przecinaliśmy. Mateusz wielokrotnie mnie wspierał w trakcie rozmów z producentami, podkreślając, że jestem gościem, który ma bardzo ciekawe scenariusze i warto przeznaczyć na nie środki finansowe. A teraz los tak chciał, że spotykamy się na planie zdjęciowym do mojej pełnometrażowej fabuły. Życzę wszystkim reżyserom, żeby mieli na planie takich współpracowników jak Mateusz, który nie narzeka, tylko bardzo ciężko pracuje. To jest przykład mojej przyjaźni w polskim przemyśle filmowym. Znam również takie same historie jak moja. Są ludzie, którzy znają się od wielu lat. Ufają sobie i chcą ze sobą pracować. To jest cudowne.

 – Jak zachęcisz naszych czytelników, żeby poszli do kina i obejrzeli „Superheroes”?

 – Polacy przeżyli coś niesamowitego i wartego odnotowania. Ostatni taki ruch był w trakcie powstawania Solidarności. To, co wydarzyło się wtedy, i to, co dzieje się teraz, to piękne chwile. Nieważne, ile masz lat, jakie masz poglądy polityczne. Ludzie – dosłownie – rzucili się do pomocy naszym sąsiadom z Ukrainy. Po dziś dzień słyszę, że cały świat jest pod wrażeniem tego, co zrobiła Polska. To jest coś, czym możemy się chwalić na świecie. Możemy być z tego dumni. W „Superheroes” przedstawione są historie piękne i wzruszające, które opisują ludzi, pomagających z całych sił innym w potrzebie. Warto poświęcić czas, żeby zobaczyć nasz film. To, co się dzieje na Ukrainie, jest straszne, ale „Superheroes” i ludzie, którzy nieustannie pomagają, nie patrząc na przeciwności losu, naprawdę podnoszą na duchu.

Współpraca:

Weronika Wolak
Wiktoria Szleszyńska

Tekst pochodzi z 48. (1767) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe