Mariusz Kuczewski: Szczęście prywatne to mój priorytet

– Obecnie bardziej pociąga mnie reżyseria, bo jest o tyle fajna, że wychodzi się z domu. Spotykam się z ludźmi. Pracujemy zespołowo. Pisząc scenariusze, to się tak siedzi i tak się klepie albo się patrzy w ścianę i się myśli. Jednak to scenarzysta w większym stopniu kreuje światy i wymyśla je od zera, od czegoś, co kompletnie nie istnieje. Reżyser to przepoczwarza na swoją modłę – mówi Mariusz Kuczewski, reżyser i scenarzysta, w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem.
 Mariusz Kuczewski: Szczęście prywatne to mój priorytet
/ fot. screen youtube

– Które przykazanie jest częściej łamane w branży filmowej: nie cudzołóż czy nie kradnij?

– Kiedyś – nie cudzołóż. A teraz? Ciężko powiedzieć.

 –Nie myślałeś o tym, żeby Twój film trafił od razu do serwisów streamingowych?

– Chcieliśmy się zmierzyć z kinem. Kochamy kino. W kinie jest zupełnie inny odbiór filmu niż w serwisie streamingowym. Zależało nam na tym, żeby ludzie wrócili do kin i sprawdzili nasz film.

– Nie bolą Cię komentarze w stylu: „Nie pójdę do kina, poczekam aż film trafi na platformy streamingowe”?

– No boli, ale takie są czasy. Takie są czasy, że możemy tylko namawiać i zachęcać ludzi do tego, żeby chodzili do kina, że to jest zupełnie inny wymiar oglądania filmów.

 –Pogoda jest idealna!

– Dokładnie. Pogoda sprzyja, bo jest szaro i buro, dlatego idźcie do kina.

– Masz wykształcenie teologiczne?

– Nie.

– O proszę bardzo! Twoja produkcja nie jest skierowana wyłącznie do jednej strony. Gratuluję!

– O to nam chodziło. Chciałem, żeby to był film, który przez osoby wierzące będzie odebrany w taki sposób, że bohaterów spotyka kara za popełnione przez nich grzechy oraz że pokazuje on interpretację ich czynów. Jak zrobiliśmy coś złego bądź dobrego, to to do nas wraca.

– Cezary Pazura, Mateusz Banasiuk, Aleksandra Popławska, Julia Wieniawa, Michał Żurawski, Sebastian Stankiewicz, Bartłomiej Firlet, Mariusz Drężek. Jak udało Ci się zgromadzić taką doborową obsadę?

– Udało się bez większych problemów. Byłem zadowolony, jak np. Mateusz Banasiuk w czasie wolnym – a jest bardzo zajętym aktorem – przyjeżdżał realizować dodatkowe sceny. Bartek Firlet, pomimo że jego praca dobiegła końca, został z nami dłużej, żeby nagrać dodatkowy materiał. Ekipa była cudowna.

– Recenzje filmu „Nie cudzołóż i nie kradnij” są skrajne. Mogę prosić o Twój komentarz w tej sprawie?

– Recenzje są skrajne. Czytałem recenzję, gdzie Łukasz Maciejewski – który otrzymał nagrodę krytyka roku – wystawił nam 7. Czytałem recenzję, gdzie otrzymaliśmy 9 z plusem. Jeden z krytyków przyczepił się do formy rozwiązania akcji w naszej produkcji filmowej. Innemu nie podobało się, że w niej jest nagromadzenie przypadków, a to jest temat naszego filmu. Były też zarzuty, że nasz film nie jest niczym nowym. Redaktor znalazł w naszym dziele dwa filmy, które skojarzyły się mu z „Nie cudzołóż i nie kradnij”. To były „Pulp Fiction” i „Memento”. Za takie porównanie to ja bardzo dziękuję (śmiech).

– Ale przecież bardzo dużo filmów inspiruje się dziełem Quentina Tarantino?

– Tarantino też inspiruje się wieloma rzeczami. Ale, broń Boże, nie chcę się porównywać do Tarantino.

– Nie myślałeś o drugiej części „Nie cudzołóż i nie kradnij”?

– Zastanawiam się na drugą częścią (śmiech). Mam już wymyślone historie, teraz pracuję nad kilkoma elementami.

– Wracając do krytyków, czy to nie jest tak, że chcą być na Twoim miejscu?

– To jest bardzo możliwe. Opinie krytyczne mnie bardzo interesują. Jestem bardzo ciekaw, co różni ludzie mają do powiedzenia na temat mojego filmu. Najśmieszniejsze jest to, że krytycy piszą, że czegoś nie przystoi robić nad Wisłą, a w Hollywood można to robić. To jest straszne. Piszą o hollywoodzkich kalkach w Polsce (śmiech).

– Dlaczego tak mało młodych osób obecnie chodzi do kina?

– Wolą oglądać treści w serwisach streamingowych na ekranach smartfonów. A szkoda. I to wielka. Ja nie jestem w stanie oglądać w taki sposób filmów. Od biedy mogę obejrzeć na dużym tablecie. Obecnie mam wrażenie, że przeważają krótkie formy. Dzieciaki potrzebują kilkunastosekundowych filmików i następny, i następny.

 –Jesteśmy w trakcie mundialu i słyszałem głosy ludzi, którzy narzekają, że mecze są za długie.

– Smutne, ale prawdziwe.

– Wolałbyś osiągnąć większy sukces jako reżyser czy scenarzysta?

– Moim sukcesem jest to, jak jestem z rodziną na działce na Mazurach i pływamy sobie na żaglach.

– Ruciane Nida?

– Mam tam działkę. To jest dla mnie miara sukcesu, żeby być z dzieciakami, z żoną, z przyjaciółmi. Siedzieć przy ognisku i opowiadać sobie historie. Bycie reżyserem i scenarzystą to mój zawód, który jest cudowny. Czasami jest trudny, czasami mnie irytuje. To są dwa kompletnie inne zawody, ale są bardzo fajne. Obecnie bardziej pociąga mnie reżyseria, bo jest o tyle fajna, że wychodzi się z domu. Spotykam się z ludźmi. Pracujemy zespołowo. Pisząc scenariusze, to się tak siedzi i tak się klepie albo się patrzy w ścianę i się myśli. Jednak to scenarzysta w większym stopniu kreuje światy i wymyśla je od zera, od czegoś, co kompletnie nie istnieje. Reżyser to przepoczwarza na swoją modłę. Jednak szczęście prywatne jest dla mnie najistotniejsze i to jest mój priorytet.

– Jesteś również scenarzystą „Listów do M. 5”. Dobijecie do dziesiątej części?

– Są zarzuty, że po raz 10 realizowana jest ta sama komedia romantyczna, no bo cóż w tym gatunku można byłoby innego stworzyć. Ona go kocha, on ją kocha. Na początku nie mogą być razem, a potem się schodzą. Fakt, widzieliśmy to już milion razy, ale ludzie wciąż chcą to oglądać. I widzimy to po frekwencji. Na najnowszą część „Listów do M.” poszło do kina ponad milion widzów. Na obecne czasy jest to bardzo dobry wynik. Pamiętaj, że przed pandemią trzecia część przekroczyła 3 miliony widzów. A wracając do Twojego pytania, to wszystko zależy od produkcji. Myślałem nad jakimś spin-offem „Listów do M.”, żeby coś zrobić w ramach tego uniwersum. Formuła listów narzuca pewne ramy i te ramy często są utrudnieniem, ale wiemy, że nie możemy ich przekroczyć. Wszystko dzieje się jednego dnia, ewentualnie możemy zahaczyć o poranek następnego dnia. Mam 4-5 wątków. Z czego 3 są główne, a pozostałe są uzupełnieniem. W tym wszystkim powinien być wątek romantyczny. Zazwyczaj co część wymieniamy obsadę wątku romantycznego. Wiadomo, jak ludzie się już zejdą, to później chcemy, żeby ktoś się znowu zszedł. Jeżeli ma być wątek romantyczny, to polega on na tym, że ludzie są osobno, zakochują się w sobie i się schodzą. Tak to wygląda w dużym skrócie. Rdzeniem „Listów do M.” są Karina i Szczepan, czyli Piotrek Adamczyk i Agnieszka Dygant. Do nich dochodzą Tomek Karolak i Wojciech Malajkat.

– Co to za Święta Bożego Narodzenia bez Tomka w roli Mikołaja. Szanuję Tomka za to, że ma dystans do swojego wizerunku scenicznego. Dlaczego tak mało osób idzie w ślady Tomka?

– Wielu twórców jest bardzo wrażliwych i poddawana jest bezustannej ocenie. Stąd może taka Twoja myśl. Zawód aktora to jest nieustanny casting. To jest bardzo trudny i niewdzięczny zawód. Dlatego aktorzy pragną poklasku i uwagi. Jak tego nie dostają, bardzo często powoduje to frustrację.

– Pragnę podkreślić, że ściśle współpracujesz z małżonką, która jest producentką „Nie cudzołóż i nie kradnij”. Jak udaje Ci się łączyć życie prywatne z zawodowym?

– Dajemy radę, ale wychodzi to różnie. Nie jest do końca możliwe, żeby oddzielić grubą kreską życie prywatne od życia zawodowego. Najczęściej pracujemy w domu. Mamy swoje gabinety. I w nich działamy. Czasami zdarzają się takie sytuacje, że dzieci nie idą do przedszkola i bierzemy to na barki.

– Myślałeś o tym, żeby wytatuować sobie jakiś motyw filmowy?

– Coś z „Lśnienia” Stanleya Kubricka na podstawie książki Stephena Kinga. Albo z „Mechanicznej Pomarańczy” też Kubricka.

– Co byś zmienił w polskim przemyśle filmowym?

– Jakby wszystko było idealne, to byłoby nudno. Nie jest żadnym wyzwaniem pracować w komfortowych warunkach. Ja lubię na planie mieć, np. błoto, nieustanne opady deszczu, smród, zimno. Chciałbym jeszcze, żeby ludzie byli dla siebie bardziej empatyczni i milsi. Nad tym bym popracował. Chęć zrozumienia drugiego człowieka i wykazanie wobec niego życzliwości – to bardzo pomaga na planie zdjęciowym. Chciałbym, żeby wszyscy byli dla siebie mili i kochali się wzajemnie. Taka utopia. Wtedy byłoby cudownie.

Współpraca: Wiktoria Szleszyńska, Weronika Wolak

Tekst pochodzi z 49. (1768) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Ruszyła na ratunek Trzaskowskiemu. Rzecznik Karola Nawrockiego mocno o TVP Wiadomości
"Ruszyła na ratunek Trzaskowskiemu". Rzecznik Karola Nawrockiego mocno o TVP

- Czysta woda TVP ruszyła na ratunek Rafałowi Trzaskowskiemu - napisała na platformie X, Emilia Wierzbicki. Rzecznik sztabu kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego odniosła się do Telewizji Polskiej.

Znana reporterka opuszcza TVP w likwidacji. Pisze o wylanych łzach z ostatniej chwili
Znana reporterka opuszcza TVP w likwidacji. Pisze o "wylanych łzach"

Na pożegnanie z telewizją publiczną zdecydowała się Kaja Moskaluk. O swojej decyzji poinformowała za pomocą mediów społecznościowych.

Jest petycja ws. odebrania Srebrnego Krzyża Zasługi byłej współpracownicy Trzaskowskiego Jolancie Lange vel Gontarczyk z ostatniej chwili
Jest petycja ws. odebrania Srebrnego Krzyża Zasługi byłej współpracownicy Trzaskowskiego Jolancie Lange vel Gontarczyk

Kilkudziesięciu dziennikarzy, naukowców i publicystów podpisało petycję Piotra Woyciechowskiego do prezydenta Andrzeja Dudy z apelem o pozbawienie Jolanty Lange vel Gontarczyk odznaczenia Srebrnego Krzyża Zasługi. 

Komunikat dla mieszkańców Warszawy Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Warszawy

W okresie Świąt Wielkanocnych tj. w dniach 17–22 kwietnia wprowadzone zostają zmiany w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej - poinformował Zarząd Transportu Miejskiego.

To nie są tylko czcze spekulacje. Wołodymyr Zełenski o celu Władimira Putina Wiadomości
"To nie są tylko czcze spekulacje". Wołodymyr Zełenski o celu Władimira Putina

- To nie są tylko czcze spekulacje; zagrożenie jest realne - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski komentując potencjalne zagrożenie ze strony rosyjskiego przywódcy Władimira Putina dla światowego bezpieczeństwa.

Nagły zwrot ws. sprzedaży TVN przez Warner Bros. Discovery. Tego nikt się nie spodziewał z ostatniej chwili
Nagły zwrot ws. sprzedaży TVN przez Warner Bros. Discovery. Tego nikt się nie spodziewał

Trwają spekulacje wokół sprzedaż TVN przez Warner Bros. Discovery. Rozważanych było szereg opcji sprzedaży. Komunikat opublikowany na stronie TVN24 stawia sprawę w zupełnie innym świetle

Uderzał młotkiem. Rozbój w biały dzień gorące
"Uderzał młotkiem". Rozbój w biały dzień

Do drastycznej sytuacji doszło w Dobrym Mieście. Tam podczas napadu na sklep jubilerski rabuś wymuszał posłuszeństwo sprzedawczyni za pomocą młotka. Został ujęty i skazany na trzy miesiące aresztu

Atak nożownika w Krakowie. Do szpitala trafił poszkodowany mężczyzna Wiadomości
Atak nożownika w Krakowie. Do szpitala trafił poszkodowany mężczyzna

W poniedziałek rano w dzielnicy Nowa Huta w Krakowie doszło do zranienia 40-letniego mężczyzny ostrym narzędziem. Poszkodowany został przetransportowany do szpitala za pomocą karetki pogotowia. Policja zatrzymała w tej sprawie partnerkę poszkodowanego.

Skandal w Morągu. Otwarto Muzeum Prus Górnych Wiadomości
Skandal w Morągu. Otwarto Muzeum Prus Górnych

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego informuje, że Oddział Muzeum Warmii i Mazur w Morągu będzie funkcjonował pod nową nazwą – Muzeum Prus Górnych. – Nie rozumiem, dlaczego obecnie rządzący odwołują się do niemieckiej tradycji historycznej – komentuje historyk oraz radny PiS sejmiku warmińsko-mazurskiego dr Paweł Warot. 

Niebezpieczny Stanowski. Jak odpali rakiety w Trzaskowskiego, uderzy celnie i mocno z ostatniej chwili
"Niebezpieczny" Stanowski. "Jak odpali rakiety w Trzaskowskiego, uderzy celnie i mocno"

Tomasz Sekielski w swoim programie na YouTubie przyznał, że Krzysztof Stanowski może poważnie zaszkodzić kandydatowi KO. – Jak Stanowski odpali rakiety w kierunku Rafała Trzaskowskiego, to może to być trafienie celne i mocne – przyznał.

REKLAMA

Mariusz Kuczewski: Szczęście prywatne to mój priorytet

– Obecnie bardziej pociąga mnie reżyseria, bo jest o tyle fajna, że wychodzi się z domu. Spotykam się z ludźmi. Pracujemy zespołowo. Pisząc scenariusze, to się tak siedzi i tak się klepie albo się patrzy w ścianę i się myśli. Jednak to scenarzysta w większym stopniu kreuje światy i wymyśla je od zera, od czegoś, co kompletnie nie istnieje. Reżyser to przepoczwarza na swoją modłę – mówi Mariusz Kuczewski, reżyser i scenarzysta, w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem.
 Mariusz Kuczewski: Szczęście prywatne to mój priorytet
/ fot. screen youtube

– Które przykazanie jest częściej łamane w branży filmowej: nie cudzołóż czy nie kradnij?

– Kiedyś – nie cudzołóż. A teraz? Ciężko powiedzieć.

 –Nie myślałeś o tym, żeby Twój film trafił od razu do serwisów streamingowych?

– Chcieliśmy się zmierzyć z kinem. Kochamy kino. W kinie jest zupełnie inny odbiór filmu niż w serwisie streamingowym. Zależało nam na tym, żeby ludzie wrócili do kin i sprawdzili nasz film.

– Nie bolą Cię komentarze w stylu: „Nie pójdę do kina, poczekam aż film trafi na platformy streamingowe”?

– No boli, ale takie są czasy. Takie są czasy, że możemy tylko namawiać i zachęcać ludzi do tego, żeby chodzili do kina, że to jest zupełnie inny wymiar oglądania filmów.

 –Pogoda jest idealna!

– Dokładnie. Pogoda sprzyja, bo jest szaro i buro, dlatego idźcie do kina.

– Masz wykształcenie teologiczne?

– Nie.

– O proszę bardzo! Twoja produkcja nie jest skierowana wyłącznie do jednej strony. Gratuluję!

– O to nam chodziło. Chciałem, żeby to był film, który przez osoby wierzące będzie odebrany w taki sposób, że bohaterów spotyka kara za popełnione przez nich grzechy oraz że pokazuje on interpretację ich czynów. Jak zrobiliśmy coś złego bądź dobrego, to to do nas wraca.

– Cezary Pazura, Mateusz Banasiuk, Aleksandra Popławska, Julia Wieniawa, Michał Żurawski, Sebastian Stankiewicz, Bartłomiej Firlet, Mariusz Drężek. Jak udało Ci się zgromadzić taką doborową obsadę?

– Udało się bez większych problemów. Byłem zadowolony, jak np. Mateusz Banasiuk w czasie wolnym – a jest bardzo zajętym aktorem – przyjeżdżał realizować dodatkowe sceny. Bartek Firlet, pomimo że jego praca dobiegła końca, został z nami dłużej, żeby nagrać dodatkowy materiał. Ekipa była cudowna.

– Recenzje filmu „Nie cudzołóż i nie kradnij” są skrajne. Mogę prosić o Twój komentarz w tej sprawie?

– Recenzje są skrajne. Czytałem recenzję, gdzie Łukasz Maciejewski – który otrzymał nagrodę krytyka roku – wystawił nam 7. Czytałem recenzję, gdzie otrzymaliśmy 9 z plusem. Jeden z krytyków przyczepił się do formy rozwiązania akcji w naszej produkcji filmowej. Innemu nie podobało się, że w niej jest nagromadzenie przypadków, a to jest temat naszego filmu. Były też zarzuty, że nasz film nie jest niczym nowym. Redaktor znalazł w naszym dziele dwa filmy, które skojarzyły się mu z „Nie cudzołóż i nie kradnij”. To były „Pulp Fiction” i „Memento”. Za takie porównanie to ja bardzo dziękuję (śmiech).

– Ale przecież bardzo dużo filmów inspiruje się dziełem Quentina Tarantino?

– Tarantino też inspiruje się wieloma rzeczami. Ale, broń Boże, nie chcę się porównywać do Tarantino.

– Nie myślałeś o drugiej części „Nie cudzołóż i nie kradnij”?

– Zastanawiam się na drugą częścią (śmiech). Mam już wymyślone historie, teraz pracuję nad kilkoma elementami.

– Wracając do krytyków, czy to nie jest tak, że chcą być na Twoim miejscu?

– To jest bardzo możliwe. Opinie krytyczne mnie bardzo interesują. Jestem bardzo ciekaw, co różni ludzie mają do powiedzenia na temat mojego filmu. Najśmieszniejsze jest to, że krytycy piszą, że czegoś nie przystoi robić nad Wisłą, a w Hollywood można to robić. To jest straszne. Piszą o hollywoodzkich kalkach w Polsce (śmiech).

– Dlaczego tak mało młodych osób obecnie chodzi do kina?

– Wolą oglądać treści w serwisach streamingowych na ekranach smartfonów. A szkoda. I to wielka. Ja nie jestem w stanie oglądać w taki sposób filmów. Od biedy mogę obejrzeć na dużym tablecie. Obecnie mam wrażenie, że przeważają krótkie formy. Dzieciaki potrzebują kilkunastosekundowych filmików i następny, i następny.

 –Jesteśmy w trakcie mundialu i słyszałem głosy ludzi, którzy narzekają, że mecze są za długie.

– Smutne, ale prawdziwe.

– Wolałbyś osiągnąć większy sukces jako reżyser czy scenarzysta?

– Moim sukcesem jest to, jak jestem z rodziną na działce na Mazurach i pływamy sobie na żaglach.

– Ruciane Nida?

– Mam tam działkę. To jest dla mnie miara sukcesu, żeby być z dzieciakami, z żoną, z przyjaciółmi. Siedzieć przy ognisku i opowiadać sobie historie. Bycie reżyserem i scenarzystą to mój zawód, który jest cudowny. Czasami jest trudny, czasami mnie irytuje. To są dwa kompletnie inne zawody, ale są bardzo fajne. Obecnie bardziej pociąga mnie reżyseria, bo jest o tyle fajna, że wychodzi się z domu. Spotykam się z ludźmi. Pracujemy zespołowo. Pisząc scenariusze, to się tak siedzi i tak się klepie albo się patrzy w ścianę i się myśli. Jednak to scenarzysta w większym stopniu kreuje światy i wymyśla je od zera, od czegoś, co kompletnie nie istnieje. Reżyser to przepoczwarza na swoją modłę. Jednak szczęście prywatne jest dla mnie najistotniejsze i to jest mój priorytet.

– Jesteś również scenarzystą „Listów do M. 5”. Dobijecie do dziesiątej części?

– Są zarzuty, że po raz 10 realizowana jest ta sama komedia romantyczna, no bo cóż w tym gatunku można byłoby innego stworzyć. Ona go kocha, on ją kocha. Na początku nie mogą być razem, a potem się schodzą. Fakt, widzieliśmy to już milion razy, ale ludzie wciąż chcą to oglądać. I widzimy to po frekwencji. Na najnowszą część „Listów do M.” poszło do kina ponad milion widzów. Na obecne czasy jest to bardzo dobry wynik. Pamiętaj, że przed pandemią trzecia część przekroczyła 3 miliony widzów. A wracając do Twojego pytania, to wszystko zależy od produkcji. Myślałem nad jakimś spin-offem „Listów do M.”, żeby coś zrobić w ramach tego uniwersum. Formuła listów narzuca pewne ramy i te ramy często są utrudnieniem, ale wiemy, że nie możemy ich przekroczyć. Wszystko dzieje się jednego dnia, ewentualnie możemy zahaczyć o poranek następnego dnia. Mam 4-5 wątków. Z czego 3 są główne, a pozostałe są uzupełnieniem. W tym wszystkim powinien być wątek romantyczny. Zazwyczaj co część wymieniamy obsadę wątku romantycznego. Wiadomo, jak ludzie się już zejdą, to później chcemy, żeby ktoś się znowu zszedł. Jeżeli ma być wątek romantyczny, to polega on na tym, że ludzie są osobno, zakochują się w sobie i się schodzą. Tak to wygląda w dużym skrócie. Rdzeniem „Listów do M.” są Karina i Szczepan, czyli Piotrek Adamczyk i Agnieszka Dygant. Do nich dochodzą Tomek Karolak i Wojciech Malajkat.

– Co to za Święta Bożego Narodzenia bez Tomka w roli Mikołaja. Szanuję Tomka za to, że ma dystans do swojego wizerunku scenicznego. Dlaczego tak mało osób idzie w ślady Tomka?

– Wielu twórców jest bardzo wrażliwych i poddawana jest bezustannej ocenie. Stąd może taka Twoja myśl. Zawód aktora to jest nieustanny casting. To jest bardzo trudny i niewdzięczny zawód. Dlatego aktorzy pragną poklasku i uwagi. Jak tego nie dostają, bardzo często powoduje to frustrację.

– Pragnę podkreślić, że ściśle współpracujesz z małżonką, która jest producentką „Nie cudzołóż i nie kradnij”. Jak udaje Ci się łączyć życie prywatne z zawodowym?

– Dajemy radę, ale wychodzi to różnie. Nie jest do końca możliwe, żeby oddzielić grubą kreską życie prywatne od życia zawodowego. Najczęściej pracujemy w domu. Mamy swoje gabinety. I w nich działamy. Czasami zdarzają się takie sytuacje, że dzieci nie idą do przedszkola i bierzemy to na barki.

– Myślałeś o tym, żeby wytatuować sobie jakiś motyw filmowy?

– Coś z „Lśnienia” Stanleya Kubricka na podstawie książki Stephena Kinga. Albo z „Mechanicznej Pomarańczy” też Kubricka.

– Co byś zmienił w polskim przemyśle filmowym?

– Jakby wszystko było idealne, to byłoby nudno. Nie jest żadnym wyzwaniem pracować w komfortowych warunkach. Ja lubię na planie mieć, np. błoto, nieustanne opady deszczu, smród, zimno. Chciałbym jeszcze, żeby ludzie byli dla siebie bardziej empatyczni i milsi. Nad tym bym popracował. Chęć zrozumienia drugiego człowieka i wykazanie wobec niego życzliwości – to bardzo pomaga na planie zdjęciowym. Chciałbym, żeby wszyscy byli dla siebie mili i kochali się wzajemnie. Taka utopia. Wtedy byłoby cudownie.

Współpraca: Wiktoria Szleszyńska, Weronika Wolak

Tekst pochodzi z 49. (1768) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe