Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy

W latach 50. stalinowska prokurator Helena Wolińska, razem ze swoim konkubentem Franciszkiem Jóźwiakiem, nadzorowała jedną z głośniejszych spraw – tzw. spisku w wojsku.
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) / IPN

Po wydanych przez nią i jej kolegów nakazach aresztowania oskarżonych brali w obroty śledczy. We wniosku ekstradycyjnym – który, jak wiemy, został przez Wielką Brytanię odrzucony – prokuratura wojskowa zarzuciła Wolińskiej bezprawne aresztowanie płk. Bernarda Adameckiego. Z kolei pięciu śledczych Informacji Wojskowej (stalinowskiego kontrwywiadu) oskarżono o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad polskimi oficerami. 

Wolińska aresztowała płk. Adameckiego 21 listopada 1950 r., tego samego dnia, co gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Codziennie takich spraw miała kilka. Klasowego wroga trzeba było zniszczyć. 
Pułkownik Bernard Adamecki był sądzony w jednej z największych i najbardziej tragicznych spraw związanych ze sfingowanym spiskiem w wojsku – procesie tzw. grupy kierowniczej konspiracji Wojsk Lotniczych. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie pod przewodnictwem Piotra Parzenieckiego stanął u boku siedmiu innych oskarżonych – samych pułkowników i podpułkowników. Jako jedyny należał wcześniej do Armii Krajowej (był szefem Wydziału Lotniczego Komendy Głównej AK, ps. Gozdawa, odznaczony Orderem Virtuti Militari). Płk August Menczak walczył w Polskiej Armii Ludowej, a pozostali w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. To właśnie Adameckiemu i Menczakowi przypisano kierowniczą rolę w zbrodniczej działalności. Obaj oficerowie mieli działać z polecenia płk. Franciszka Hermana, jednego z głównych oskarżonych o spisek w wojsku. 

Płk Bernard Adamecki, urodzony w 1897 r., w wojsku służył od 1916 r. Po wojnie był komendantem Wojskowej Szkoły Technicznej. Płk August Menczak był szefem sztabu Kwatermistrzostwa Wojsk Lotniczych.

 

"Zdrajcy"

Śledztwo przeciwko płk. Adameckiemu prowadzono w Zarządzie Informacji Wojsk Lotniczych, inni byli przesłuchiwani w Głównym Zarządzie Informacji WP. Nadzór nad całością sprawował zastępca szefa GZI, płk Antoni Skulbaszewski. Pomagali mu: płk Władysław Kochan i ppłk Naum Lewandowski. Akt oskarżenia napisał ppłk Iwan Amons, prokurator Wojsk Lotniczych. Ten kłamliwy dokument musiał być jeszcze zatwierdzony w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Uczynił to kolega płk Wolińskiej, ppłk Marian Frenkiel. 
Tajna rozprawa, bez udziału obrony, rozpoczęła się 8 maja 1952 r. w budynku Informacji. W wyniku wcześniejszych tortur wszyscy oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów. Ppłk Amons zażądał dla pięciu z nich, m.in. Menczaka, kary śmierci, a dla pozostałych trzech, w tym Adameckiego, długoletniego więzienia. Oskarżał takimi słowy: „Proces dzisiejszy to proces zaciętych wrogów, szpiegów i dywersantów, którzy byli na usługach państw imperialistycznych. Proces ten to jeszcze jedno zdemaskowanie nikczemnej garstki wykolejeńców narodu polskiego, którzy zdradzili swój kraj i wiernie służyli agentom świata imperialistycznego, dążąc do nowej pożogi wojennej. Grupa oskarżonych zajmowała się w sposób wyjątkowo perfidny i uporczywy szpiegostwem na rzecz państw imperialistycznych, na korzyść podżegaczy wojennych”. Podstawą oskarżenia był dekret z kwietnia 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa. 

Sędziowie podkreślali ogrom popełnionych zbrodni i perfidną [słowo perfidny było wyjątkowo popularne] ideowość oskarżonych, których pobudką działania była wyłącznie nienawiść do władzy „ludowej” w Polsce, jak również długotrwały okres zbrodniczej działalności.

 

Wyroki

Adamecki miał kierować grupą dywersyjno-szpiegowską od lipca 1946 do stycznia 1949 r. Aż dziw bierze, że władza „ludowa” tak długo o tym nie wiedziała albo na to pozwalała. 

Grupa „współpracowała bezpośrednio z centralnym kierownictwem organizacji w kraju i ośrodkiem w Londynie”. Adamecki „zbierał, gromadził i przekazywał przedstawicielom wywiadów imperialistycznych wiadomości z zakresu obronności państwa, a dotyczące lotnictwa wojskowego i cywilnego, stanowiące tajemnicę państwową i wojskową”. 

Najwyższy Sąd Wojskowy wydał wyrok 13 maja 1952 r. Dyspozycyjni wobec komunistycznego reżimu sędziowie uznali, że sześciu oskarżonych, w tym Adamecki i Menczak, nie zasługują na ułaskawienie. Wobec Adameckiego kara została zatem zaostrzona. 

Zgromadzenie Sędziów NSW odrzuciło wnioski skazanych i ich rodzin o rewizję wyroków, a Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 7 sierpnia 1952 r. płk Bernard Adamecki i pozostali oficerowie zostali zamordowani w więzieniu mokotowskim w Warszawie. 

Prokuratura wojskowa III RP oskarżyła Wolińską o to, że pozbawiając wolności płk. Adameckiego, nie dysponowała dowodami jego winy i miała pełną świadomość, czym może się to dla niego skończyć. Dopiero 26 kwietnia 1956 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wznowił postępowanie, ale już następnego dnia Naczelna Prokuratura Wojskowa umorzyła je, uznając, że... nie było jakichkolwiek obiektywnych dowodów na potwierdzenie stawianych w oskarżeniu zarzutów. Ofiar, nawet pośmiertnie, nie uniewinniono, a prawdziwych winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności. Tego wymagała socjalistyczna praworządność i tak dzieje się do dziś. 

 

Zadawał ciosy bokserskie

Jednym ze śledczych płk. Bernarda Adameckiego był kapitan Zygmunt Lindauer, który ze stanowiska zwykłego oficera śledczego GZI MON awansował na p.o. szefa Wydziału Śledczego Okręgowego Zarządu Informacji Wojsk Lotniczych w Warszawie. W organach Informacji pracował od jesieni 1945 r. (miał wówczas 23 lata), do kwietnia 1953 r. W 1958 r. Najwyższy Sąd Wojskowy uznał, że w sprawie płk. Adameckiego i innych stosował niedozwolone metody w postaci długotrwałych przesłuchań, w sposób podstępny przekonywał ich, że dla ratowania życia muszą przyznać się do popełnienia zarzucanych im przestępstw i sugerował treść zeznań, stwarzając w ten sposób fikcyjną zgodność ich wyjaśnień... Mimo jednoznacznego udowodnienia winy, postępowanie w sprawie Lindauera, podobnie jak w przypadku wielu innych śledczych, zostało umorzone z powodu... amnestii i jak dzisiaj byśmy powiedzieli – niskiej szkodliwości społecznej ich czynów. Prócz śledczego Lindauera, w sprawach tzw. spisku w wojsku uczestniczyli inni. Części z nich prokuratura III RP postawiła zarzuty. 

W 1958 r. major Józef Kulak uniknął odpowiedzialności karnej z tych samych paragrafów, co kapitan Zygmunt Lindauer. Na korzyść obu miał świadczyć młody wiek, krótki staż pracy i „panująca w GZI atmosfera wypaczonych pojęć walki z wrogiem i daleko posuniętej izolacji oficerów Informacji od całokształtu życia społeczno-politycznego”. Kulak musiał się jednak nieźle zasłużyć, skoro Główny Zarząd Informacji oddelegował go do śledztw w sprawach „Tatarowskich” i oddał do dyspozycji nadzorującego te śledztwa, płk. Skulbaszewskiego. Kulak znęcał się m.in. nad gen. Adamem Uziembłą i głównym oskarżonym, gen. Stanisławem Tatarem. 

Najwyższy Sąd Wojskowy zarzucił Kulakowi, że „bił aresztowanych rękami i pałką gumową oraz linijką, kopał ich, rzucał na podłogę, deptał po ciele i palcach nóg, tłukł głowami aresztowanych o ścianę, wykręcał uszy, wsadzał im palce do oczu i zadawał ciosy bokserskie, oblewał wodą, a następnie polecał im stać zimą przy otwartym oknie, lżył i znieważał aresztowanych ordynarnymi wyzwiskami”. 

 

Inni winni

Porucznik Antoni Latka, podobnie jak inni, stosował przymus fizyczny i psychiczny. „Pracował” m.in. z gen. Stefanem Mossorem. Generała zamknięto w nieogrzewanej celi, w której przebywał prawie przez dwie zimy. Śledczy przesłuchiwali go po 20 godzin na dobę, sadzali na odwróconym stołku. Mimo to nie przyznał się do rzekomego udziału w spisku, ale pobyt w więzieniu przypłacił zdrowiem. 

Major Zbigniew Krauze, jako jeden z nielicznych „oficerów” śledczych, ukończył gimnazjum i liceum. Kapitan Marian Popiołek też nie był byle kim, bo… należał wcześniej do Armii Ludowej. W sprawie porucznika Czesława Świstka komisja Mariana Mazura (zastępcy prokuratora generalnego PRL w latach 1956–1957) wnosiła do ówczesnego szefa MSW o zwolnienie go z aparatu śledczego i obniżenie stopnia oficerskiego. 

Podczas śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę wojskową wszyscy byli „śledzie” potwierdzili, że uczestniczyli w przesłuchaniach, ale tylko Antoni Latka przyznał się, że brał udział w tzw. konwejerze – trwającym przez kilkanaście godzin (bez przerwy) przesłuchaniu, połączonym ze szczególnym udręczeniem fizycznym i psychicznym.
 


 

POLECANE
Jest zawiadomienie do prokuratury na Tuska z ostatniej chwili
Jest zawiadomienie do prokuratury na Tuska

Klub parlamentarny PiS poinformował w piątek o skierowaniu do stołecznej prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa m.in. przez premiera Donalda Tuska w związku z dodaniem adnotacji do uchwały Sądu Najwyższego stwierdzającej ważność wyboru prezydenta Karola Nawrockiego.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

W piątek Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia I stopnia przed silnym deszczem z burzami dla północno-wschodniej części kraju.

Niemcy piszą o upadku Tuska. Zmęczony i rozdrażniony z ostatniej chwili
Niemcy piszą o upadku Tuska. "Zmęczony i rozdrażniony"

Donald Tusk sprawia wrażenie zarówno zmęczonego, jak i rozdrażnionego. Spekuluje się, że może oddać ster Radosławowi Sikorskiemu – pisze w piątek niemiecki Der Spiegel

NFZ wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
NFZ wydał pilny komunikat

Kwalifikacja do Krajowej Sieci Kardiologicznej. Jak i gdzie złożyć protest? NFZ wyjaśnia.

Ordo Iuris zapewni pomoc prawną uczestnikom antyimigranckich manifestacji gorące
Ordo Iuris zapewni pomoc prawną uczestnikom antyimigranckich manifestacji

W związku z zaplanowanymi na sobotę, 19 lipca, ogólnopolskimi protestami przeciwko masowej imigracji, Instytut Ordo Iuris będzie uważnie monitorował działania służb państwowych wobec uczestników i organizatorów tych wydarzeń. W przypadku stwierdzenia jakichkolwiek prób bezprawnego ograniczania wolności zgromadzeń, brutalnych interwencji lub innych naruszeń praw obywatelskich – Instytut zaoferuje pokrzywdzonym takimi działaniami nieodpłatną pomoc prawną.

Funkcjonariusz o sytuacji na granicy z Białorusią: Zaczynamy się bać z ostatniej chwili
Funkcjonariusz o sytuacji na granicy z Białorusią: Zaczynamy się bać

Anonimowy funkcjonariusz Straży Granicznej w rozmowie z Kanałem Zero opisał narastającą przemoc na polsko‑białoruskiej granicy i strach przed konsekwencjami.

Komisja Europejska uderza w nadzwyczajną kastę. Koniec mitu o neo-KRS tylko u nas
Komisja Europejska uderza w nadzwyczajną kastę. Koniec mitu o "neo-KRS"

Komisja Europejska właśnie zburzyła gmach narracji, który przez lata budowali aktywiści sędziowscy -mit o rzekomo ‘wadliwej KRS’, mający podważać legalność tysięcy wyroków i sędziów powołanych po 2018 r. To nie tylko kompromitacja, ale akt oskarżenia wobec środowisk, które przez lata działały przeciwko własnemu państwu – pod pretekstem ‘obrony praworządności’!

Opolskie: Wypadek na poligonie wojskowym z ostatniej chwili
Opolskie: Wypadek na poligonie wojskowym

Wybuch imitatora trotylu ranił kanadyjskiego żołnierza podczas ćwiczeń na poligonie pod Brzegiem w woj. opolskim.

Pożar hotelu w Wiśle. Strażacy walczą z ogniem z ostatniej chwili
Pożar hotelu w Wiśle. Strażacy walczą z ogniem

W piątek po południu w Wiśle (pow. cieszyński, woj. śląskie) wybuchł pożar w hotelu przy ulicy Wyzwolenia. Strażacy walczą z trudnym do opanowania ogniem – informuje RMF FM.

Akademia Wymiaru Sprawiedliwości na celowniku Adama Bodnara tylko u nas
Akademia Wymiaru Sprawiedliwości na celowniku Adama Bodnara

Akademia Wymiaru Sprawiedliwości jest pierwszą w Polsce i wyjątkową w skali Europy publiczną uczelnią akademicką służb państwowych, kształcącą i wychowującą funkcjonariuszy Służby Więziennej. Obecne Ministerstwo Sprawiedliwości zmierza do likwidacji uczelni.

REKLAMA

Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy

W latach 50. stalinowska prokurator Helena Wolińska, razem ze swoim konkubentem Franciszkiem Jóźwiakiem, nadzorowała jedną z głośniejszych spraw – tzw. spisku w wojsku.
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) Tadeusz Płużański: Wolińska i jej śledczy
Helena Wolińska-Brus (Fajga Mindla Danielak) / IPN

Po wydanych przez nią i jej kolegów nakazach aresztowania oskarżonych brali w obroty śledczy. We wniosku ekstradycyjnym – który, jak wiemy, został przez Wielką Brytanię odrzucony – prokuratura wojskowa zarzuciła Wolińskiej bezprawne aresztowanie płk. Bernarda Adameckiego. Z kolei pięciu śledczych Informacji Wojskowej (stalinowskiego kontrwywiadu) oskarżono o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad polskimi oficerami. 

Wolińska aresztowała płk. Adameckiego 21 listopada 1950 r., tego samego dnia, co gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Codziennie takich spraw miała kilka. Klasowego wroga trzeba było zniszczyć. 
Pułkownik Bernard Adamecki był sądzony w jednej z największych i najbardziej tragicznych spraw związanych ze sfingowanym spiskiem w wojsku – procesie tzw. grupy kierowniczej konspiracji Wojsk Lotniczych. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie pod przewodnictwem Piotra Parzenieckiego stanął u boku siedmiu innych oskarżonych – samych pułkowników i podpułkowników. Jako jedyny należał wcześniej do Armii Krajowej (był szefem Wydziału Lotniczego Komendy Głównej AK, ps. Gozdawa, odznaczony Orderem Virtuti Militari). Płk August Menczak walczył w Polskiej Armii Ludowej, a pozostali w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. To właśnie Adameckiemu i Menczakowi przypisano kierowniczą rolę w zbrodniczej działalności. Obaj oficerowie mieli działać z polecenia płk. Franciszka Hermana, jednego z głównych oskarżonych o spisek w wojsku. 

Płk Bernard Adamecki, urodzony w 1897 r., w wojsku służył od 1916 r. Po wojnie był komendantem Wojskowej Szkoły Technicznej. Płk August Menczak był szefem sztabu Kwatermistrzostwa Wojsk Lotniczych.

 

"Zdrajcy"

Śledztwo przeciwko płk. Adameckiemu prowadzono w Zarządzie Informacji Wojsk Lotniczych, inni byli przesłuchiwani w Głównym Zarządzie Informacji WP. Nadzór nad całością sprawował zastępca szefa GZI, płk Antoni Skulbaszewski. Pomagali mu: płk Władysław Kochan i ppłk Naum Lewandowski. Akt oskarżenia napisał ppłk Iwan Amons, prokurator Wojsk Lotniczych. Ten kłamliwy dokument musiał być jeszcze zatwierdzony w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Uczynił to kolega płk Wolińskiej, ppłk Marian Frenkiel. 
Tajna rozprawa, bez udziału obrony, rozpoczęła się 8 maja 1952 r. w budynku Informacji. W wyniku wcześniejszych tortur wszyscy oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów. Ppłk Amons zażądał dla pięciu z nich, m.in. Menczaka, kary śmierci, a dla pozostałych trzech, w tym Adameckiego, długoletniego więzienia. Oskarżał takimi słowy: „Proces dzisiejszy to proces zaciętych wrogów, szpiegów i dywersantów, którzy byli na usługach państw imperialistycznych. Proces ten to jeszcze jedno zdemaskowanie nikczemnej garstki wykolejeńców narodu polskiego, którzy zdradzili swój kraj i wiernie służyli agentom świata imperialistycznego, dążąc do nowej pożogi wojennej. Grupa oskarżonych zajmowała się w sposób wyjątkowo perfidny i uporczywy szpiegostwem na rzecz państw imperialistycznych, na korzyść podżegaczy wojennych”. Podstawą oskarżenia był dekret z kwietnia 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa. 

Sędziowie podkreślali ogrom popełnionych zbrodni i perfidną [słowo perfidny było wyjątkowo popularne] ideowość oskarżonych, których pobudką działania była wyłącznie nienawiść do władzy „ludowej” w Polsce, jak również długotrwały okres zbrodniczej działalności.

 

Wyroki

Adamecki miał kierować grupą dywersyjno-szpiegowską od lipca 1946 do stycznia 1949 r. Aż dziw bierze, że władza „ludowa” tak długo o tym nie wiedziała albo na to pozwalała. 

Grupa „współpracowała bezpośrednio z centralnym kierownictwem organizacji w kraju i ośrodkiem w Londynie”. Adamecki „zbierał, gromadził i przekazywał przedstawicielom wywiadów imperialistycznych wiadomości z zakresu obronności państwa, a dotyczące lotnictwa wojskowego i cywilnego, stanowiące tajemnicę państwową i wojskową”. 

Najwyższy Sąd Wojskowy wydał wyrok 13 maja 1952 r. Dyspozycyjni wobec komunistycznego reżimu sędziowie uznali, że sześciu oskarżonych, w tym Adamecki i Menczak, nie zasługują na ułaskawienie. Wobec Adameckiego kara została zatem zaostrzona. 

Zgromadzenie Sędziów NSW odrzuciło wnioski skazanych i ich rodzin o rewizję wyroków, a Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 7 sierpnia 1952 r. płk Bernard Adamecki i pozostali oficerowie zostali zamordowani w więzieniu mokotowskim w Warszawie. 

Prokuratura wojskowa III RP oskarżyła Wolińską o to, że pozbawiając wolności płk. Adameckiego, nie dysponowała dowodami jego winy i miała pełną świadomość, czym może się to dla niego skończyć. Dopiero 26 kwietnia 1956 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wznowił postępowanie, ale już następnego dnia Naczelna Prokuratura Wojskowa umorzyła je, uznając, że... nie było jakichkolwiek obiektywnych dowodów na potwierdzenie stawianych w oskarżeniu zarzutów. Ofiar, nawet pośmiertnie, nie uniewinniono, a prawdziwych winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności. Tego wymagała socjalistyczna praworządność i tak dzieje się do dziś. 

 

Zadawał ciosy bokserskie

Jednym ze śledczych płk. Bernarda Adameckiego był kapitan Zygmunt Lindauer, który ze stanowiska zwykłego oficera śledczego GZI MON awansował na p.o. szefa Wydziału Śledczego Okręgowego Zarządu Informacji Wojsk Lotniczych w Warszawie. W organach Informacji pracował od jesieni 1945 r. (miał wówczas 23 lata), do kwietnia 1953 r. W 1958 r. Najwyższy Sąd Wojskowy uznał, że w sprawie płk. Adameckiego i innych stosował niedozwolone metody w postaci długotrwałych przesłuchań, w sposób podstępny przekonywał ich, że dla ratowania życia muszą przyznać się do popełnienia zarzucanych im przestępstw i sugerował treść zeznań, stwarzając w ten sposób fikcyjną zgodność ich wyjaśnień... Mimo jednoznacznego udowodnienia winy, postępowanie w sprawie Lindauera, podobnie jak w przypadku wielu innych śledczych, zostało umorzone z powodu... amnestii i jak dzisiaj byśmy powiedzieli – niskiej szkodliwości społecznej ich czynów. Prócz śledczego Lindauera, w sprawach tzw. spisku w wojsku uczestniczyli inni. Części z nich prokuratura III RP postawiła zarzuty. 

W 1958 r. major Józef Kulak uniknął odpowiedzialności karnej z tych samych paragrafów, co kapitan Zygmunt Lindauer. Na korzyść obu miał świadczyć młody wiek, krótki staż pracy i „panująca w GZI atmosfera wypaczonych pojęć walki z wrogiem i daleko posuniętej izolacji oficerów Informacji od całokształtu życia społeczno-politycznego”. Kulak musiał się jednak nieźle zasłużyć, skoro Główny Zarząd Informacji oddelegował go do śledztw w sprawach „Tatarowskich” i oddał do dyspozycji nadzorującego te śledztwa, płk. Skulbaszewskiego. Kulak znęcał się m.in. nad gen. Adamem Uziembłą i głównym oskarżonym, gen. Stanisławem Tatarem. 

Najwyższy Sąd Wojskowy zarzucił Kulakowi, że „bił aresztowanych rękami i pałką gumową oraz linijką, kopał ich, rzucał na podłogę, deptał po ciele i palcach nóg, tłukł głowami aresztowanych o ścianę, wykręcał uszy, wsadzał im palce do oczu i zadawał ciosy bokserskie, oblewał wodą, a następnie polecał im stać zimą przy otwartym oknie, lżył i znieważał aresztowanych ordynarnymi wyzwiskami”. 

 

Inni winni

Porucznik Antoni Latka, podobnie jak inni, stosował przymus fizyczny i psychiczny. „Pracował” m.in. z gen. Stefanem Mossorem. Generała zamknięto w nieogrzewanej celi, w której przebywał prawie przez dwie zimy. Śledczy przesłuchiwali go po 20 godzin na dobę, sadzali na odwróconym stołku. Mimo to nie przyznał się do rzekomego udziału w spisku, ale pobyt w więzieniu przypłacił zdrowiem. 

Major Zbigniew Krauze, jako jeden z nielicznych „oficerów” śledczych, ukończył gimnazjum i liceum. Kapitan Marian Popiołek też nie był byle kim, bo… należał wcześniej do Armii Ludowej. W sprawie porucznika Czesława Świstka komisja Mariana Mazura (zastępcy prokuratora generalnego PRL w latach 1956–1957) wnosiła do ówczesnego szefa MSW o zwolnienie go z aparatu śledczego i obniżenie stopnia oficerskiego. 

Podczas śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę wojskową wszyscy byli „śledzie” potwierdzili, że uczestniczyli w przesłuchaniach, ale tylko Antoni Latka przyznał się, że brał udział w tzw. konwejerze – trwającym przez kilkanaście godzin (bez przerwy) przesłuchaniu, połączonym ze szczególnym udręczeniem fizycznym i psychicznym.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe