Homoseksualista: homoadopcje to mit

Od wielu lat Polska lewica twierdzi, że geje i lesbijki w Polsce nie mogą być szczęśliwi, aż pojawi się w naszym kraju „homo adopcja”. Osoby homoseksualne pragną rzekomo być rodzicami! Jak pokazują statystyki, jest to zwyczajnie nieprawda.
Rodzina. Ilustracja poglądowa Homoseksualista: homoadopcje to mit
Rodzina. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Nie wszystko, co niszowe, jest tematem zastępczym. Ostatecznie łatwo jest też nazywać wszystko, co nie dotyczy absolutnej większości, zbędnym zajęciem i zbywać powagę zjawisk mniejszościowych. Temat „homoadopcji” jednak definitywnie takim tematem jest – i mówię to jako homoseksualny mężczyzna.

 

Moje własne doświadczenia

I ja w tej materii nie jestem dogmatyczny. Z jednej strony zgadzam się, że najlepszym otoczeniem dla rozwoju dziecka jest stabilny związek matki i ojca – potwierdzają to wszystkie badania i zdrowy rozsądek. Z drugiej strony uważam, że Polska powinna np. wprowadzić związki partnerskie (bez prawa do adopcji dzieci) albo promowaną jeszcze niedawno przez PiS i prezydenta ustawę o osobie najbliższej. Ta rozwiązywałaby biurokratyczne problemy par jednopłciowych, zachowując jednocześnie przywileje tradycyjnej rodziny dla heteroseksualnych małżeństw. Adopcja dzieci przez pary gejów i lesbijek jest natomiast czymś, co mnie nie interesuje. I – niespodzianka! - nie interesuje też ona tzn. osoby LGB. Jak to jednak potwierdzić?

Zacznijmy od słabszego argumentu: mojej osobistej anegdoty. Poznałem w swoim życiu setki homoseksualnych osób. Byli to ludzie z różnych krajów, działający w różnych zawodach i na różnych stanowiskach. Niektórzy przebalowali swoje życie na dyskotekach ze zmieniającymi się często partnerami, jeszcze inni z jednym partnerem w domu na wsi. Niektóre z tych osób wiedziały, że są gejami od zawsze, inne odkryły dopiero późno, że są lesbijkami. I na te setki osób było dosłownie parę wychowujących dzieci. Dzieci te pochodziły z reguły z poprzednich związków heteroseksualnych i były wychowywane wspólnie z dawną żoną lub mężem. Homoseksualistę, który adoptował dzieci, poznałem jednego: to Szwajcar, który wziął oficjalnie ślub z kobietą z Afryki, by móc w Ghanie adoptować jej dzieci, którym potem zapewnił w Europie życie na wyższym poziomie. Reszta żadnych dzieci nie miała, a nawet, jak chciałaby może mieć, to jednak godziła się z faktem, że ze związku homoseksualnego dzieci nie będzie.

 

Statystyki

Nie musimy jednak odwoływać się do jednostkowych anegdot. To samo pokazują statystyki: pary jednopłciowe adoptujące dzieci praktycznie nie istnieją. To mit napompowany przez lewicę. Jak to natomiast sprawdzić? Wystarczy spojrzeć na najbliższy, porównywalny jakoś do Polski kraj, który homo adopcję już wprowadził. Wystarczy spojrzeć na Niemcy.

Niemcy wprowadziły tzn. równość małżeńską w 2017 roku – od tamtego roku za Odrą pary jednopłciowe mają nie tylko takie same przywileje, jak pary mieszane, ale mogą na siebie wziąć te same obowiązki. Oprócz odpowiedzialności za partnera czy partnerkę niemieckie pary homo mogą więc adoptować dzieci. Nikt prawie jednak tego nie robi. Potwierdzają to nawet największe tęczowe organizacje!

Jeżeli więc spojrzymy na oficjalne liczby prezentowane przez niemiecki Lesben- und Schwulenverband, Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów, to najnowsze informacje (rok 2020) mówią: w Niemczech żyje ok. 10 tysięcy „tęczowych rodzin*”, 6 tysięcy „homo małżeństw” i 4 tysiące par jednopłciowych z (niepełnoletnimi) dziećmi. Szokująco mało, prawda? Zwłaszcza że różnych relacji jednopłciowych bez dzieci w Niemczech jest pewnie kilkaset tysięcy.

 

A w Polsce?

Jeżeli byśmy nawet założyli, że Polska jest tak samo „postępowym” krajem jak Niemcy – a nie jest – to i u nas cały spór o jednopłciowe adopcje dotyczy tak naprawdę ok. 2 tysięcy osób, bo mamy od Niemców dwa razy mniejszą populację. Nawet gdybyśmy tę liczbę dwoili i troili, to pozostaje ona w skali kraju mikroskopijna. I gdyby było po myśli lewicy, żeby takie adopcje w Polsce były możliwe, to najpierw musielibyśmy zmienić konstytucję i zdenerwować ponad połowę kraju, która się zwyczajnie się na homo adopcję nie godzi. Żeby zadowolić jakieś dwa tysiące osób, trzeba by zdenerwować miliony. Jest to gra niewarta świeczki.

Ale przecież ponad połowa Polaków popiera przysposobienie dziecka przez homoseksualne pary – powie ktoś, kto widział ostatnie grafiki naszej Lewicy od paru dni krążące po internecie. Te grafiki może i są kolorystycznie ładne i twierdzą, że odzwierciedlają krajową opinię, ale są też one pewną manipulacją. Jeżeli bowiem przyjrzymy się dokładnie pytaniu, które grafika omawia, to okazuje się, że chodzi w tym przysposobieniu o bardzo specyficzny przypadek, a mianowicie o tzn. adopcję sukcesywną.

Ma ona miejsce tylko w przypadku, gdy ktoś ma już dziecko z byłego, heteroseksualnego związku. Biseksualna kobieta, dajmy na to, rodzi dziecko, a jego ojciec ginie w wypadku. Biseksualistka wchodzi potem w związek z inną kobietą, z którą żyje przez wiele lat i nowa partnerka zajmuje się de facto już żyjącym dzieckiem nieżyjącego ojca, nabywając rolę opiekunki. I wtedy – jeżeli wierzyć Lewicy – Polacy uważają, że nowa partnerka powinna mieć prawa do dziecka. Jeżeli i matka dziecka by bowiem zginęła, to dziecko musiałoby może trafić do sierocińca, mimo że istnieje już ktoś, kto się nim opiekował i dalej mógłby się opiekować. Tylko na tym polega „przysposobienie”, które Lewica jednak stara się zaprezentować jako polskie wsparcie dla ogólnej adopcji przez pary jednopłciowe. Adopcja sukcesywna nie jest jednak taką samą sytuacją, co dwie lesbijki biorące cudze, obce dziecko z sierocińca.

 

Dajcie sobie spokój

Jeżeli weźmiemy to pod uwagę i jeszcze nie zapomnimy o danych z Niemiec, to śmiesznym wydaje się legendarne już stwierdzenie pewnej polskiej ekspertki, która uważała, że w związkach homoseksualnych może rodzić się więcej dzieci, niż w tych heteroseksualnych. Podobnie śmieszny wydaje się artykuł opublikowany niedawno w jednej z największych krajowych gazet – nie warto im dawać dodatkowej reklamy – w którym o homo rodzicielstwie fantazjowała polska minister edukacji. Według niej związki gejów czy lesbijek z dziećmi są tak powszechne, że każdy w sumie takie związki zna! Nie ma ich wiele nawet w tęczowym Berlinie, gdzie są upaństwowione i promowane, ale w homofobicznej rzekomo Polsce wyrastają chyba jak grzyby po deszczu! 

Polscy lewicowcy mogliby też – zamiast fiksować się na dwóch tysiącach osób od dekady – realnie pomóc gejom i lesbijkom, bo wbrew legendom nie wszystko „da się załatwić u notariusza”. Musieliby wtedy jednak – zamiast walki z katolicką interpretacją małżeństwa – zająć się zniesieniem podatków od dziedziczenia lub możliwością dysponowania prawem do pochówku, które obecnie zostaje przy rodzinie, nawet jeżeli ktoś całe życie spędził nie z mamą i tatą, a z partnerem lub partnerką. Jednak rozwiązywanie praktycznych, codziennych problemów zwykłych ludzi nigdy nie było silną stroną lewicy, która jednocześnie mianuje się reprezentantem ludu, ale żyje oderwaną od realiów ideologią.

Ja bym więc na miejscu innych osób homoseksualnych dał sobie spokój z forsowaniem w Polsce homo adopcji, której nie tylko nie chce większość populacji, ale której nie potrzebuje też przeciętna osoba niehetero. Jakie jednak są nadzieje, że tęczowi aktywiści przestaną ten temat wałkować? Żadne. Jest on od dawna usprawiedliwieniem ich żałosnej działalności politycznej krzykaczy i naganiaczy, którzy wmawiają gejom i lesbijkom, że nie można być szczęśliwym, jeżeli nie żyje się odrealnionymi hasłami. Możemy więc przygotować się na wiele kolejnych miesięcy i lat słuchania o problemach marginesu, które używane są, by marnować czas większości. To akurat jest prawdziwy temat zastępczy.


*jako „tęczowe rodziny” rozumiane są też tutaj rodziny patchworkowe, czyli np. takie, gdzie ktoś jest po rozwodzie, żyje w nowym związku, ale z tego pierwszego ma potomstwo

[Waldemar Krysiak jest zdeklarowanym homoseksualistą i byłym aktywistą LGBT]


 

POLECANE
Telewizja Republika: Sąd uznał działania Kancelarii Premiera za tłumienie krytyki i dyskryminację widzów  z ostatniej chwili
Telewizja Republika: Sąd uznał działania Kancelarii Premiera za tłumienie krytyki i dyskryminację widzów 

"Sąd uznał działania kancelarii premiera za tłumienie krytyki i dyskryminację widzów Republiki" – poinformowała Telewizja Republika w czwartek.

Zamach w Moskwie. To potężny cios w rosyjską zbrojeniówkę z ostatniej chwili
Zamach w Moskwie. To potężny cios w rosyjską zbrojeniówkę

Ukraińskie media podały, że Moskwie został zabity projektant rakiet używanych do ataków na Ukrainę. Według ich doniesień za zamachem stały ukraińskie służby specjalne.

Dwa kraje dołączą do strefy Schengen Wiadomości
Dwa kraje dołączą do strefy Schengen

Po latach sporów i politycznych przeszkód Bułgaria i Rumunia oficjalnie przystąpiły do strefy Schengen. Decyzję o zniesieniu kontroli na wewnętrznych granicach lądowych z tymi państwami podjęto podczas posiedzenia ministrów spraw wewnętrznych Unii Europejskiej 12 grudnia 2024 roku.

Gdzie przebywa Marcin Romanowski? Obrońca posła zabiera głos z ostatniej chwili
Gdzie przebywa Marcin Romanowski? Obrońca posła zabiera głos

Bartosz Lewandowski, pełnomocnik i obrońca posła Marcina Romanowskiego, w rozmowie z RMF FM zabrał głos ws. nakazu aresztowania, którym objęty został jego klient.

Emmanuel Macron przyleciał do Warszawy polityka
Emmanuel Macron przyleciał do Warszawy

Premier Donald Tusk powitał w czwartek w Warszawie prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Liderzy mają rozmawiać m.in. o Ukrainie i przyszłości relacji transatlantyckich. Później Macron spotka się z prezydentem Andrzejem Dudą.

Selena Gomez podzieliła się radosną nowiną. W sieci lawina gratulacji Wiadomości
Selena Gomez podzieliła się radosną nowiną. W sieci lawina gratulacji

Selena Gomez zaskoczyła swoich fanów, dzieląc się niezwykle radosną nowiną – piosenkarka i aktorka właśnie ogłosiła swoje zaręczyny z producentem muzycznym Bennym Blanco. Choć ich związek trwa dopiero od kilku miesięcy, para wygląda na bardzo szczęśliwą i zdecydowaną na wspólną przyszłość.

Kosiniak-Kamysz: Budowa wojsk dronowych jest absolutnym priorytetem z ostatniej chwili
Kosiniak-Kamysz: Budowa wojsk dronowych jest absolutnym priorytetem

W czwartek została zawarta umowa na zakup dla Wojska Polskiego amerykańskich dronów MQ-9B Sky Guardian. Od 1 stycznia wojska dronowe, jako realna część Wojska Polskiego, zafunkcjonują – podkreślił wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Dodał, że budowa wojsk dronowych jest absolutnym priorytetem.

Kandydat Lewicy na prezydenta. Nowe informacje Wiadomości
Kandydat Lewicy na prezydenta. Nowe informacje

W niedzielę 15 grudnia w Warszawie odbędzie się konwencja, na której Nowa Lewica, Polska Partia Socjalistyczna i Unia Pracy podejmą decyzję, kto będzie wspólnym kandydatem Lewicy na prezydenta – przekazał PAP rzecznik Nowej Lewicy Łukasz Michnik. Kandydat ma być wyłoniony w drodze głosowania.

Większych głupot nie słyszałam, jak żyję. Burza po emisji popularnego programu TVN Wiadomości
"Większych głupot nie słyszałam, jak żyję". Burza po emisji popularnego programu TVN

Po jednym z ostatnich wydań "Dzień dobry TVN" w mediach społecznościowych zawrzało.

Włoski dziennik: Morawiecki niebawem zostanie szefem Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z ostatniej chwili
Włoski dziennik: Morawiecki niebawem zostanie szefem Europejskich Konserwatystów i Reformatorów

Włoski dziennik "Il Giornale" poinformował, że były premier Polski jeszcze przed zaprzysiężeniem Donalda Trumpa zostanie nowym szefem Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Do tej pory funkcję tę pełniła premier Włoch Giorgia Meloni.

REKLAMA

Homoseksualista: homoadopcje to mit

Od wielu lat Polska lewica twierdzi, że geje i lesbijki w Polsce nie mogą być szczęśliwi, aż pojawi się w naszym kraju „homo adopcja”. Osoby homoseksualne pragną rzekomo być rodzicami! Jak pokazują statystyki, jest to zwyczajnie nieprawda.
Rodzina. Ilustracja poglądowa Homoseksualista: homoadopcje to mit
Rodzina. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Nie wszystko, co niszowe, jest tematem zastępczym. Ostatecznie łatwo jest też nazywać wszystko, co nie dotyczy absolutnej większości, zbędnym zajęciem i zbywać powagę zjawisk mniejszościowych. Temat „homoadopcji” jednak definitywnie takim tematem jest – i mówię to jako homoseksualny mężczyzna.

 

Moje własne doświadczenia

I ja w tej materii nie jestem dogmatyczny. Z jednej strony zgadzam się, że najlepszym otoczeniem dla rozwoju dziecka jest stabilny związek matki i ojca – potwierdzają to wszystkie badania i zdrowy rozsądek. Z drugiej strony uważam, że Polska powinna np. wprowadzić związki partnerskie (bez prawa do adopcji dzieci) albo promowaną jeszcze niedawno przez PiS i prezydenta ustawę o osobie najbliższej. Ta rozwiązywałaby biurokratyczne problemy par jednopłciowych, zachowując jednocześnie przywileje tradycyjnej rodziny dla heteroseksualnych małżeństw. Adopcja dzieci przez pary gejów i lesbijek jest natomiast czymś, co mnie nie interesuje. I – niespodzianka! - nie interesuje też ona tzn. osoby LGB. Jak to jednak potwierdzić?

Zacznijmy od słabszego argumentu: mojej osobistej anegdoty. Poznałem w swoim życiu setki homoseksualnych osób. Byli to ludzie z różnych krajów, działający w różnych zawodach i na różnych stanowiskach. Niektórzy przebalowali swoje życie na dyskotekach ze zmieniającymi się często partnerami, jeszcze inni z jednym partnerem w domu na wsi. Niektóre z tych osób wiedziały, że są gejami od zawsze, inne odkryły dopiero późno, że są lesbijkami. I na te setki osób było dosłownie parę wychowujących dzieci. Dzieci te pochodziły z reguły z poprzednich związków heteroseksualnych i były wychowywane wspólnie z dawną żoną lub mężem. Homoseksualistę, który adoptował dzieci, poznałem jednego: to Szwajcar, który wziął oficjalnie ślub z kobietą z Afryki, by móc w Ghanie adoptować jej dzieci, którym potem zapewnił w Europie życie na wyższym poziomie. Reszta żadnych dzieci nie miała, a nawet, jak chciałaby może mieć, to jednak godziła się z faktem, że ze związku homoseksualnego dzieci nie będzie.

 

Statystyki

Nie musimy jednak odwoływać się do jednostkowych anegdot. To samo pokazują statystyki: pary jednopłciowe adoptujące dzieci praktycznie nie istnieją. To mit napompowany przez lewicę. Jak to natomiast sprawdzić? Wystarczy spojrzeć na najbliższy, porównywalny jakoś do Polski kraj, który homo adopcję już wprowadził. Wystarczy spojrzeć na Niemcy.

Niemcy wprowadziły tzn. równość małżeńską w 2017 roku – od tamtego roku za Odrą pary jednopłciowe mają nie tylko takie same przywileje, jak pary mieszane, ale mogą na siebie wziąć te same obowiązki. Oprócz odpowiedzialności za partnera czy partnerkę niemieckie pary homo mogą więc adoptować dzieci. Nikt prawie jednak tego nie robi. Potwierdzają to nawet największe tęczowe organizacje!

Jeżeli więc spojrzymy na oficjalne liczby prezentowane przez niemiecki Lesben- und Schwulenverband, Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów, to najnowsze informacje (rok 2020) mówią: w Niemczech żyje ok. 10 tysięcy „tęczowych rodzin*”, 6 tysięcy „homo małżeństw” i 4 tysiące par jednopłciowych z (niepełnoletnimi) dziećmi. Szokująco mało, prawda? Zwłaszcza że różnych relacji jednopłciowych bez dzieci w Niemczech jest pewnie kilkaset tysięcy.

 

A w Polsce?

Jeżeli byśmy nawet założyli, że Polska jest tak samo „postępowym” krajem jak Niemcy – a nie jest – to i u nas cały spór o jednopłciowe adopcje dotyczy tak naprawdę ok. 2 tysięcy osób, bo mamy od Niemców dwa razy mniejszą populację. Nawet gdybyśmy tę liczbę dwoili i troili, to pozostaje ona w skali kraju mikroskopijna. I gdyby było po myśli lewicy, żeby takie adopcje w Polsce były możliwe, to najpierw musielibyśmy zmienić konstytucję i zdenerwować ponad połowę kraju, która się zwyczajnie się na homo adopcję nie godzi. Żeby zadowolić jakieś dwa tysiące osób, trzeba by zdenerwować miliony. Jest to gra niewarta świeczki.

Ale przecież ponad połowa Polaków popiera przysposobienie dziecka przez homoseksualne pary – powie ktoś, kto widział ostatnie grafiki naszej Lewicy od paru dni krążące po internecie. Te grafiki może i są kolorystycznie ładne i twierdzą, że odzwierciedlają krajową opinię, ale są też one pewną manipulacją. Jeżeli bowiem przyjrzymy się dokładnie pytaniu, które grafika omawia, to okazuje się, że chodzi w tym przysposobieniu o bardzo specyficzny przypadek, a mianowicie o tzn. adopcję sukcesywną.

Ma ona miejsce tylko w przypadku, gdy ktoś ma już dziecko z byłego, heteroseksualnego związku. Biseksualna kobieta, dajmy na to, rodzi dziecko, a jego ojciec ginie w wypadku. Biseksualistka wchodzi potem w związek z inną kobietą, z którą żyje przez wiele lat i nowa partnerka zajmuje się de facto już żyjącym dzieckiem nieżyjącego ojca, nabywając rolę opiekunki. I wtedy – jeżeli wierzyć Lewicy – Polacy uważają, że nowa partnerka powinna mieć prawa do dziecka. Jeżeli i matka dziecka by bowiem zginęła, to dziecko musiałoby może trafić do sierocińca, mimo że istnieje już ktoś, kto się nim opiekował i dalej mógłby się opiekować. Tylko na tym polega „przysposobienie”, które Lewica jednak stara się zaprezentować jako polskie wsparcie dla ogólnej adopcji przez pary jednopłciowe. Adopcja sukcesywna nie jest jednak taką samą sytuacją, co dwie lesbijki biorące cudze, obce dziecko z sierocińca.

 

Dajcie sobie spokój

Jeżeli weźmiemy to pod uwagę i jeszcze nie zapomnimy o danych z Niemiec, to śmiesznym wydaje się legendarne już stwierdzenie pewnej polskiej ekspertki, która uważała, że w związkach homoseksualnych może rodzić się więcej dzieci, niż w tych heteroseksualnych. Podobnie śmieszny wydaje się artykuł opublikowany niedawno w jednej z największych krajowych gazet – nie warto im dawać dodatkowej reklamy – w którym o homo rodzicielstwie fantazjowała polska minister edukacji. Według niej związki gejów czy lesbijek z dziećmi są tak powszechne, że każdy w sumie takie związki zna! Nie ma ich wiele nawet w tęczowym Berlinie, gdzie są upaństwowione i promowane, ale w homofobicznej rzekomo Polsce wyrastają chyba jak grzyby po deszczu! 

Polscy lewicowcy mogliby też – zamiast fiksować się na dwóch tysiącach osób od dekady – realnie pomóc gejom i lesbijkom, bo wbrew legendom nie wszystko „da się załatwić u notariusza”. Musieliby wtedy jednak – zamiast walki z katolicką interpretacją małżeństwa – zająć się zniesieniem podatków od dziedziczenia lub możliwością dysponowania prawem do pochówku, które obecnie zostaje przy rodzinie, nawet jeżeli ktoś całe życie spędził nie z mamą i tatą, a z partnerem lub partnerką. Jednak rozwiązywanie praktycznych, codziennych problemów zwykłych ludzi nigdy nie było silną stroną lewicy, która jednocześnie mianuje się reprezentantem ludu, ale żyje oderwaną od realiów ideologią.

Ja bym więc na miejscu innych osób homoseksualnych dał sobie spokój z forsowaniem w Polsce homo adopcji, której nie tylko nie chce większość populacji, ale której nie potrzebuje też przeciętna osoba niehetero. Jakie jednak są nadzieje, że tęczowi aktywiści przestaną ten temat wałkować? Żadne. Jest on od dawna usprawiedliwieniem ich żałosnej działalności politycznej krzykaczy i naganiaczy, którzy wmawiają gejom i lesbijkom, że nie można być szczęśliwym, jeżeli nie żyje się odrealnionymi hasłami. Możemy więc przygotować się na wiele kolejnych miesięcy i lat słuchania o problemach marginesu, które używane są, by marnować czas większości. To akurat jest prawdziwy temat zastępczy.


*jako „tęczowe rodziny” rozumiane są też tutaj rodziny patchworkowe, czyli np. takie, gdzie ktoś jest po rozwodzie, żyje w nowym związku, ale z tego pierwszego ma potomstwo

[Waldemar Krysiak jest zdeklarowanym homoseksualistą i byłym aktywistą LGBT]



 

Polecane
Emerytury
Stażowe