Witold Waszczykowski: Polska prezydencja będzie podporządkowana kampanii Rafała Trzaskowskiego
Ten rok zakończył się kabaretowym pojedynkiem stacji telewizyjnych na koncerty sylwestrowe. Wielu liczy, że zwycięstwo wystrzałowego Sylwestra zorganizowanego przez republikański dom wolnego słowa to dobra prognoza noworoczna. Niestety wszystkie problemy stworzone przez demokrację walczącą zostały importowane do nowego roku. Co gorsza, mogą narastać i rozszerzać się kiedy przyjadą nowe podwyżki cen i podatków. Nowy rok nie będzie zatem kabaretowym pojedynkiem na miny. To ma być proces domykania systemu, budowania lewicowo-liberalnej demokracji, tak jak władze ją sobie wyobrażają.
- Zaskakujące doniesienia. Nowe kłopoty właściciela TVN
- Niemcy chcą wydobywać węgiel w Polsce
- Niepokojące doniesienia z granicy. Jest raport Straży Granicznej
Centralizacja kontra chaos
Obecne władze może trochę ograniczać kampania prezydencka. Nie chcą otwarcie przyznać się, że celem jest wyeliminowanie z dyskursu politycznego wartości i sił konserwatywnych oraz całkowite podporządkowanie Polski władzy Brukseli i Berlina. To eufemistyczne pogłębianie integracji europejskiej. W rzeczywistości to proces centralizacji władzy europejskiej i pozbywanie się odpowiedzialności za realizację interesów narodowych. To wygodna postawa. To brak odpowiedzialności za bezpieczeństwo i rozwój Polaków. To ciągły szantaż społeczeństwa fałszywym dylematem: albo Unia, albo Putin. Ten fatalizm może ulec zmianie jeśli wybory prezydenckie nie wygra kandydat obozu władzy.
Europa i świat z polskiej perspektywy też nie zapowiada się optymistycznie. Mamy kryzysy polityczne w Niemczech i Francji, rozbitą Grupę Wyszehradzką, kryzys prezydencki w Rumunii oraz gorącą wojnę rosyjsko-ukraińską. Dalej od Polski też gorąco jak w Gruzji czy na Bliskim Wschodzie. Polacy mają więc prawo pytać czy jesteśmy bezpieczni, "jak żyć premierze Tusk, którego w Unii Europejskiej nikt nie ogra". Pytać Tuska, który właśnie dostał do rąk instrument polityczny - prezydencję Unii Europejskiej.
Prezydencja podporządkowana kampanii Trzaskowskiego
Rząd ogłosił, że celem prezydencji będzie wzrost bezpieczeństwa w siedmiu obszarach. Bezpieczeństwie w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym oraz gospodarczym, energetycznym, rolnym, zdrowotnym. W każdym z tych wymiarów poszczególne resorty zdefiniowały wiele celów szczegółowych. Ktoś powie, że to ambitny program. Jednak w rzeczywistości tak obszerny zakres spraw to program prezydencji bez priorytetów. Nie da się zrealizować żadnego z nich w niecałe 6 miesięcy w uzgodnieniu z pozostałymi 26 państwami członkowskimi, Radą Europejską, Komisją i Europarlamentem. Można jedynie tu i ówdzie zainicjować problem, dyskusję i zaprezentować własne stanowisko. Mało kto weźmie też w Unii pod uwagę propozycję z państwa tak rozdartego, tak podzielonego politycznie i niestabilnego jak Polska.
W tak obszernym programie prezydencji niektórzy dopatrują się jedynie wewnętrznych celów. Prezydencja ma być podporządkowana kampanii Trzaskowskiego. Z obszernego programu można zatem wyciągać dowolne tematy i pokazywać swoją europejskość lub obronę wartości narodowych zgodnie z bieżącymi potrzebami kampanii wyborczej. Instytucje unijne mają świadomość znaczenia wyborów majowych w Polsce. I tak na przykład tłumaczenie dokumentów dotyczących umowy z Mercosur potrwa do lipca, co oznacza, że w czasie kampanii wyborczej politycy rządu będą mogli udawać obrońców polskich rolników. O tym, że prezydencja ma służcie jedynie obozowi władzy świadczy też rezygnacja ze spotkania unijnych przywódców w Polsce, aby na szycie europejskim nie był obecny polski prezydent.
Na arenie międzynarodowej Polska prezydencja jest w cieniu obejmowania władzy w USA przez Donalda Trumpa, przez wybory parlamentarne w Niemczech oraz nowe wydarzenia na rosyjsko-ukraińskim froncie dyplomatyczno-wojskowym. Już pierwsza inicjatywa dyplomatyczna Unii została zrealizowana bez udziału Polski dokładnie w dniu inauguracji naszej prezydencji, ministrowie z Niemiec i Francji udali się do Damaszku bez przedstawiciela prezydencji.
Do czego mogłaby się nam przydać prezydencja
Polska prezydencja w Unii mogłaby służyć co najmniej dwóm narodowym celom. To bezpieczeństwo zewnętrzne oraz niszczący gospodarkę i konkurencyjność europejską Zielony Ład, a szczególnie obciążenia podatkowe energetyki. Polacy politycy obozu rządowego nie ośmielą się jednak polemizować z ideologicznymi założeniami zielonego ładu. Ich bojaźń nie pozwala też dyskutować z niemieckimi poglądami na bezpieczeństwo energetyczne Europy. W dziedzinie polityki zdrowotnej min. Leszczyna nie znalazła czarodziejskiej różdżki na uzdrowienie polskiej opieki zdrowotnej. Nie możemy zaoferować więc pozytywnych rozwiązań Europie. Poza tym polityka zdrowotna nie jest polityką wspólnotową. Wpisując zatem ją do zadań prezydencji rząd potwierdza podejrzenie, że chciałby pozbyć się odpowiedzialności za zdrowie Polaków.
Nasze bezpieczeństwo zewnętrzne może zostać wzmocnione przez utrzymanie ścisłych relacji transatlantyckich, przez przekonanie nowego prezydenta USA, że obrona Europy leży w interesie Ameryki. Mógłby temu służyć specjalny szczyt europejsko-amerykański w Warszawie, który odnowiłby przymierze i europejskie zobowiązania w ramach NATO. Ale czy europejskie pojednanie z Trupem może prowadzić Tusk, który uważał amerykańskiego prezydenta za rosyjskiego agenta? Czy partnerem dla Amerykanów może być minister Sikorski po swoich meandrach ws. tarczy antyrakietowej i inicjatywach separowania bezpieczeństwa europejskiego od wpływu USA? Po europejskich mediach przewala się plotka, że naszemu premierowi marzy się nie pojednanie z Trumpem lecz budowa europejskiego obozu oporu wobec amerykańskiego prezydenta. W czasach komuny żartowaliśmy sobie, że najlepszym sposobem pozbycia się reżimu byłoby wypowiedzenie wojny USA i natychmiastowe poddanie się i zaakceptowanie ich okupacji. Co się dziś marzy Tuskowi?
A czemu się nie przysłuży
Naszemu bezpieczeństwu mógłby służyć szczyt Europa-USA-Ukraina, który wypracowałby nową formułę wsparcia dla Kijowa, a może i pomysł zakończenia wojny. Jednak nic z tego nie będzie. Nienawiść Tuska i Sikorskiego do prezydenta Dudy, gospodarza ew. szczytów, przekreśla możliwość realizacji interesów bezpieczeństwa państwa.
Rok 2025 nie przyniesie trwałego, pokojowego zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Możliwy jest jednak rozejm, powstrzymanie działań zbrojnych i zabezpieczenie części Ukrainy przez dużą operację pokojową Europejczyków ze wsparciem amerykańskim. Powinniśmy odgrywać kluczową rolę w wypracowaniu takich rozwiązań. Nie dostrzegam jednak rządowych chęci do aktywności na tym polu. Nie dostrzegam również chęci Europy do przyznania istotnej roli Polsce w poszukiwaniu pokojowego rozwiązania na wschodzie. W naszym interesie nie jest doprowadzenie do rozwiązania, gdzie kadłubowa, neutralna Ukraina, bez wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa stanie się upadłym państwem, źródłem dalszych migracji i wielu plag społecznych.
Polska prezydencja nie przyczyni się również do postępów w rozwiązywania problemów Bliskiego Wschodu, konfliktów w Gazie, Libanie i Syrii. Nie będzie Polski tez w układaniu nowych relacji świata z Iranem. Poza Berlinem i Brukselą i Tuska i Sikorskiego nie interesowały problemy pozaeuropejskie. Chyba wycieczka do Peru pozostawiła trwałą niechęć do angażowania się w szerokim świecie.
Europę czeka również wielkie wyzwanie jak się ustawić wobec zapowiadanego przez Trumpa konfliktu celnego z Chinami. Czy zostać sojusznikiem USA, czy pozostać biernym poletkiem rozgrywki amerykansko-chińskiej. Nie zauważyłem polskiego stanowiska w tej dziedzinie, ani również wobec problemów klimatycznych, czy sztucznej inteligencji. Bo jeśli przedstawiliśmy ambitną agendę prezydencji to dlaczego z pominięciem tak ważnych tematów.
Będzie to trudne półrocze. Czas wyczekiwania na ukształtowanie się polityki amerykańskiej oraz niemieckiej. Wiarygodny polityk polski, za którym jest historia dokonań oraz silny mandat polityczny, mógłby wykorzystać ten czas i okoliczności do podniesienia pozycji Polski w Europie i realizacji naszych interesów. Niestety obecny premier nie posiada tych walorów. Polityka Tuska nie przyczyni się do realizacji polskich interesów narodowych w pierwszym półroczu 2025.