Chang Il You, Koreańczyk mieszkający w Polsce: Solidarność to dla mnie coś więcej niż tylko związek zawodowy

– Wszystko zaczęło się na początku lat 90. W moim domu w Korei Południowej miałem serię komiksów przedstawiających różne państwa świata. Pamiętam, że były tam opisane wydarzenia w Stoczni Gdańskiej, walka o demokrację i upadek komunizmu – mówi Chang Il You, kierownik Centrum Współpracy Polska-Korea Południowa przy Uniwersytecie Śląskim, w rozmowie z Jakubem Pacanem.
Chang Il You Chang Il You, Koreańczyk mieszkający w Polsce: Solidarność to dla mnie coś więcej niż tylko związek zawodowy
Chang Il You / fot. M. Żegliński

– Co się musiało zdarzyć, że nastolatek z dalekiej Korei zafascynował się Solidarnością do tego stopnia, że znalazł się w Polsce i jest członkiem tego Związku?

– Tak, jestem wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i członkiem NSZZ „Solidarność”. Wszystko zaczęło się na początku lat 90., gdy w moim domu w Korei Południowej miałem serię komiksów przedstawiających różne państwa świata. To właśnie wtedy po raz pierwszy poznałem historię Polski, na przykład kampanię wrześniową, losy kraju w czasie II wojny światowej, a także dzieje Solidarności i jej bohaterów. Pamiętam, że były tam opisane wydarzenia w Stoczni Gdańskiej, walka o demokrację i upadek komunizmu. Oczywiście wtedy nie miałem myśli, że kiedyś sam będę należał do Solidarności. W Korei zdecydowałem się na polonistykę i przyjechałem na studia na Uniwersytet Śląski i tak już tu zostałem. W mojej ojczyźnie mieliśmy podobną historię wychodzenia z autorytaryzmu, więc ta Polska mnie pociągała.

Zapisałem się do NSZZ "Solidarność"

– Niesamowita historia. Co Pana przyciągnęło do Solidarności?

– Niesamowita walka, którą toczyła ona i jej ludzie, z komunistycznym reżimem, myśl, że ja też mogę dołączyć do tej siły. Dlatego zapisałem się do NSZZ „Solidarność” u nas na uczelni.

Solidarność to dla mnie coś więcej niż tylko związek zawodowy. W świecie, który staje się coraz bardziej chłodny i bezduszny, to organizacja pełna ludzkiego ciepła, oparta na wartościach wspólnoty, wzajemnego wsparcia i solidarności w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa.

– A czy przeżył Pan szok kulturowy po przyjeździe do Polski?

– Szczerze mówiąc, nie tak bardzo. Są między nami różnice kulturowe, ale nie są one aż tak szokujące, jak mogłoby się wydawać. Bardzo zaciekawiła mnie polska sarmackość, my tego nie mamy, ponieważ nasze zwyczaje są bardziej oparte na konfucjanizmie. Na pewno u Polaków jest większa bezpośredniość we wzajemnych relacjach, szybkie przechodzenie na ty, dla mnie to nadal trudne. U nas jest dystans i hierarchiczny system. Ale generalnie my, Koreańczycy, czujemy się dobrze w Polsce.

Koreański a polski etos pracy

– A jakie widzi Pan różnice w kulturze pracy? Koreański etos pracowitości, wychodzący z konfucjanizmu, podporządkowany szefowi i firmie, oparty na lojalności, ofiarności, jest inny niż u nas.

– To bardzo interesujące zagadnienie. Gdyby zapytał Pan Koreańczyków, czy żyją zgodnie z zasadami konfucjanizmu w pracy, większość odpowiedziałaby zapewne „nie”. Niemniej jednak ślady tych zasad są wciąż obecne w naszej codzienności i mają na nas silny wpływ, zwłaszcza na nasz etos pracy i nauki. Oddajemy się naszej pracy, a zostawanie po godzinach traktowane jest jako wyraz lojalności wobec firmy. W Korei życie zawodowe i prywatne są ze sobą ściśle powiązane – praca jest nieodłącznym elementem naszej rzeczywistości. Często nie jesteśmy w pełni świadomi, jak rygorystyczne jest nasze podejście do pracy. Poza tym, kiedy idziemy do pracy o ósmej rano, a kończymy o osiemnastej, to wspólnie z kolegami jemy śniadanie, obiad i często kolację. Praca to część naszego życia prywatnego. Pracujemy intensywnie, ale to w Korei jest normą, a nie wyjątkiem. Struktury hierarchiczne w Korei były tradycyjnie bardzo złożone. W Europie mamy stanowiska takie jak junior manager, manager, senior manager, a także kierownik i dyrektor. W Korei istniało co najmniej dziesięć poziomów hierarchicznych, np. najmłodszy, starszy, starszy od starszego itd. W ostatnich latach koreańskie społeczeństwo, wraz z rozwojem etosu pracy, przeszło jednak istotne zmiany, a hierarchia zaczęła się spłaszczać. Mimo to w porównaniu do polskiej kultury wciąż jest głęboko zakorzeniona.

– Ścisła hierarchia nadal jest tak silna? U Was zawsze odbiera się telefon od szefa, nigdy nie podważa się jego kompetencji i szanuje się starszego pracownika.

– Jeśli mam odpowiedzieć stereotypowo, to tak. A poza tym ciekawe jest to, że wiek w społeczeństwie koreańskim nadal ma duże znaczenie. Kiedy do firmy przychodzi młodszy pracownik, który ma wyższe stanowisko od starszego, jego stanowisko jest ważniejsze, ale mimo to szacunek młodszego do starszego jest bardzo istotny. Młodszy pracownik uznaje doświadczenie starszego i stara się go nie urazić, nawet wydając polecenia.

Postrzeganie związków zawodowych w Korei jest bardzo złożone

– Wspomniał Pan o kulcie wiedzy. Skąd u Was moda na amerykańskie dyplomy? Doktorat obroniony w USA to w Korei Południowej prestiż.

– Ten, kto kończy studia w Stanach Zjednoczonych, dobrze zna język angielski, zdobył szerokie kontakty, ma wiedzę. Ukończenie studiów w Ameryce oznaczało jeszcze kilka lat temu pewny sukces nie tylko zawodowy, ale również życiowy.

– Jak wygląda działalność związków zawodowych w Korei Południowej?

– U nas związki zawodowe mają inną historię niż w Polsce. Od czasów rządów wojskowych, czyli od początku lat 60., przez kolejne dekady, aż do lat 90., związki zawodowe miały ograniczone możliwości działania zarówno w sensie politycznym, jak i gospodarczym. W Korei stawiano na pracę i produkcję, promowano postawy poświęcania się dla firmy i dobrobytu, który był kluczowy w okresie trudnych relacji międzynarodowych. Kiedy państwo zmagało się z trudną sytuacją geopolityczną i ekonomiczną, priorytetem było zwiększanie produkcji, a nie kwestie praw pracowniczych. Starsze pokolenia Koreańczyków poświęciły wiele dla rozwoju ojczyzny. Korea Południowa była jednym z pierwszych krajów, który wychodząc z ogromnej biedy po wojnie, stał się globalnym graczem gospodarczym w tak krótkim czasie. Dopiero obecne pokolenie korzysta z efektów ich wysiłków. Możliwe, że to miało swoją cenę, co widzimy dzisiaj w kryzysie społecznym i niskim wskaźniku urodzeń. Ponadto na postrzeganie związków zawodowych w Korei nakłada się nasza kultura pracy, w której nadgodziny oraz jak najniższa absencja w pracy traktowane są jako powód do dumy. Dlatego też postrzeganie związków zawodowych w Korei jest bardzo złożone i zależy od kontekstu politycznego, kulturowego i społecznego. Uzwiązkowienie w Korei Południowej wynosi około 13% [dane z raportu rządu Korei z 2023 roku]. W Korei obserwuje się dużą aktywność wśród członków związków, ale również pewne stygmatyzowanie związkowców, podobnie jak w Polsce. Związek, który ma kontakty z Solidarnością, nazywa się KCTU (Korean Confederation of Trade Unions).

– Szansa dla związków pojawiła się chyba w momencie, gdy dwa lata temu Wasz rząd chciał wprowadzić 52-godzinny tydzień pracy.

– Zacznę od tego, że u nas umownie są dwie partie: konserwatywna i progresywna, choć nie są to proste analogie z partiami europejskimi. W 2018 roku wprowadzono ustawę o 52-godzinnym tygodniu pracy (40 godzin podstawowego czasu pracy + 12 godzin nadgodzin). W 2022 roku, po wyborach prezydenckich, nowa partia rządząca zaproponowała wprowadzenie 69-godzinnego tygodnia pracy, co jednak zostało odrzucone. I wie Pan, co jest ciekawe?

– Co?

– Nie wszyscy przyjęli te deklaracje o zmniejszeniu godzin pracy z aprobatą. Pojawiły się opinie, i to ze strony zwykłych pracowników, że nie wolno zwalniać tempa, trzeba utrzymywać gospodarkę na wysokim poziomie. „Dlaczego rząd chce ograniczać moje zarobki? Ja chcę więcej zarabiać!” – takie były hasła.

Soft power

– W jaki sposób związki zawodowe w Korei Południowej walczą o prawa kobiet w środowisku pracy?

– Muszę zaznaczyć, że problem dyskryminacji kobiet, czy to w pracy, czy w życiu społecznym, jest w Korei istniejącą kwestią. To nie chodzi o winę jakiejś płci, ale o system. Wydaje mi się, że związki zawodowe w Korei Południowej zazwyczaj koncentrują się na prawach pracowniczych, warunkach pracy i płacach, ale kwestie równości płci również pojawiają się w ich działaniach.

– Mamy podobne doświadczenia trudnego położenia geopolitycznego. „Jesteśmy jak krewetka między wielorybami” – mówią Koreańczycy, wskazując Chiny, Rosję i Japonię. My jesteśmy pomiędzy Niemcami i Rosją. Koreańczycy o tym wiedzą?

– Kiedy przyjechałem do Polski kilkanaście lat temu nie była to wiedza powszechna, ale od mniej więcej czterech lat mogę powiedzieć, że wiedzą. Ta bliskość geopolitycznych doświadczeń skłoniła koreańskie firmy w latach 90. do wejścia na rynek polski. Korea wyszła z założenia, że podobne tragiczne losy obu narodów, choć tak odległych, sprawią, że będziemy się rozumieć. I tak jest.

– Wasze stosunki z Japonią przypominają nasze stosunki z Niemcami. Z jednej strony zbrodnie wojenne sąsiadów, z drugiej ich ogromne gospodarki i oddziaływanie kulturowe. Jak sobie radzicie z Japonią?

– Relacje między Koreą a Japonią nadal obciążone są trudną historią, szczególnie w kontekście kwestii związanych z przeszłością Japonii. Jednym z wyzwań w procesie pojednania jest sposób, w jaki Japonia odnosi się do swojej historii, w tym problematyczne są aspekty edukacji na temat tych wydarzeń. Większość Koreańczyków uważa, że nie zawsze towarzyszy temu pełne uznanie odpowiedzialności za wydarzenia, które nastąpiły. Podobnie jak Polacy zazwyczaj mają szeroką wiedzę o Niemczech i uczą się języka niemieckiego, podczas gdy Niemcy często wykazują mniejsze zainteresowanie Polską, tak Koreańczycy są na ogół lepiej zaznajomieni z Japonią i jej kulturą niż Japończycy z Koreą. Ta sytuacja stopniowo się zmienia dzięki tzw. koreańskiej fali [Hallyu], która zdobywa coraz większą popularność w Japonii. Mimo to kwestie polityczne i historyczne wciąż pozostają wyraźnym wyzwaniem w relacjach między tymi krajami.

– Koreańczycy wielokrotnie protestowali przeciw odwiedzaniu świątyni Yasukuni w Japonii przez japońskiego cesarza, gdzie pochowani są też zbrodniarze wojenni.

– Niektórzy premierzy i ministrowie rządu Japonii odwiedzają tę świątynię, co zawsze wywołuje protesty, inni zaś tego unikają. Mimo trudności na gruncie politycznym Koreańczycy cenią japońską soft power, zwłaszcza młodsze pokolenia. Bardzo lubimy podróżować do Japonii – zarówno turystycznie, jak i w celach biznesowych. Japończycy mają podobne podejście do Korei. Oba społeczeństwa chętnie się odwiedzają i interesują sobą nawzajem, choć relacje polityczne pozostają skomplikowane.

– Widziałem ostatnio przy kościele św. Anny w Warszawie grupę polskich nastolatek, które miały występ K-pop. „To jest siła soft power” – pomyślałem.

– Zaadaptowaliśmy wiele wzorców ze świata zachodniego, jednocześnie dbając o naszą koreańską tożsamość. Moim zdaniem to właśnie pomogło w popularyzacji K-kultury, ponieważ świat w dużej mierze opiera się na zachodnich wzorcach. Nasza kultura stała się łatwiejsza do zrozumienia i przystępniejsza dla międzynarodowej publiczności. Dla rządu Korei to jeden z kluczowych priorytetów i niezależnie od opcji politycznej władze traktują go bardzo poważnie. Co więcej, nie tylko instytucje państwowe, ale również prywatne firmy i międzynarodowe korporacje aktywnie działają na rzecz promowania koreańskiej kultury na świecie. W Polsce również funkcjonuje Centrum Kultury Koreańskiej w Warszawie, działające przy ambasadzie Republiki Korei, które wspiera wszelkie inicjatywy kulturalne oraz naukę języka koreańskiego. Tam, gdzie pracuję – na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach – istnieją dwie jednostki związane z Koreą Południową. Pierwsza – Instytut Króla Sejonga, który jako organ Ministerstwa Kultury, Sportu i Turystyki Republiki Korei promuje język koreański oraz koreańską kulturę. Druga – Centrum Współpracy Polska-Korea Południowa, którym kieruję. Jego celem jest rozwijanie współpracy między Polską a Koreą oraz zbliżanie obu społeczeństw w ramach działań Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.


 

POLECANE
Niemcy mówią dość zielonej histerii. Większość przeciw zakazom i ograniczeniom Wiadomości
Niemcy mówią "dość" zielonej histerii. Większość przeciw zakazom i ograniczeniom

Nowy sondaż YouGov pokazuje wyraźną zmianę nastrojów w Niemczech. Coraz mniej obywateli uznaje zmiany klimatu za poważne zagrożenie, a większość sprzeciwia się zakazom i ograniczeniom związanym z tzw. zieloną polityką.

Donald Trump domaga się od BBC odszkodowania. Astronomiczna kwota z ostatniej chwili
Donald Trump domaga się od BBC odszkodowania. Astronomiczna kwota

Prezydent USA Donald Trump grozi BBC pozwem sądowym i żąda co najmniej 1 mld dol. odszkodowania za opublikowanie przez brytyjską stację materiału z przemontowaną jego wypowiedzią wprowadzającą odbiorców w błąd – podała w poniedziałek telewizja NBC News, która dotarła do listu prawników Trumpa.

Więzienie za przekroczenie prędkości. Sejm zaostrzył przepisy dla kierowców Wiadomości
Więzienie za przekroczenie prędkości. Sejm zaostrzył przepisy dla kierowców

Sejm przyjął rządowy projekt zmian w prawie drogowym. Nowe przepisy przewidują karę więzienia za rażące przekroczenie prędkości – nawet do pięciu lat pozbawienia wolności. Kierowcy mają się czego obawiać, bo za ekstremalną jazdę trafią za kratki.

„NFZ bankrutuje, a premier z popcornem organizuje igrzyska”. Jarosław Kaczyński nie przebiera w słowach z ostatniej chwili
„NFZ bankrutuje, a premier z popcornem organizuje igrzyska”. Jarosław Kaczyński nie przebiera w słowach

„To moralny i polityczny upadek tej władzy!” – pisze prezes PiS Jarosław Kaczyński na platformie X, komentując ostatnie działania rządu i premiera Donalda Tuska  ws. Zbigniewa Ziobry.

Chiński konsul grozi japońskiej premier: „Jej brudny łeb trzeba odciąć bez wahania” Wiadomości
Chiński konsul grozi japońskiej premier: „Jej brudny łeb trzeba odciąć bez wahania”

Wpis chińskiego konsula generalnego w Osace, Xue Jiana, wstrząsnął japońską opinią publiczną. Dyplomata napisał w mediach społecznościowych, że premier Japonii Sanae Takaichi ma „brudny łeb, który trzeba odciąć bez wahania”. Słowa te padły po jej wypowiedzi dotyczącej Tajwanu.

Kreml grozi USA. Będziemy zmuszeni przeprowadzić testy broni jądrowej z ostatniej chwili
Kreml grozi USA. "Będziemy zmuszeni przeprowadzić testy broni jądrowej"

– Rosja będzie zmuszona przeprowadzić próby nuklearne, jeśli USA zrobią to pierwsze – powiedział w poniedziałek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Dodał, że Moskwa nie rozumie jeszcze, co prezydent USA Donald Trump miał na myśli, mówiąc, że inne kraje przeprowadzają próby nuklearne.

Próbował wciągnąć nastolatkę do auta. Reakcja świadka uratowała dziewczynę Wiadomości
Próbował wciągnąć nastolatkę do auta. Reakcja świadka uratowała dziewczynę

30-letni mieszkaniec powiatu kamiennogórskiego został zatrzymany po tym, jak miał próbować siłą wciągnąć nieletnią do samochodu dostawczego. Do zdarzenia doszło w gminie Podgórzyn, a jego zamiary przerwał świadek.

Ważny komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Poznania

Od środy do 25 listopada potrwa uzupełniający nabór do programu „Mieszkanie dla Seniora” – podał poznański ratusz. W ramach programu oferowane są lokale dla osób starszych, które nie mogą otrzymać mieszkania komunalnego, a nie stać ich na lokal wynajęty na rynku komercyjnym.

Potężny wybuch gazu w Braniewie. Trwa akcja służb z ostatniej chwili
Potężny wybuch gazu w Braniewie. Trwa akcja służb

Wybuch gazu w Braniewie doprowadził do ogromnych zniszczeń w jednym z bloków przy placu Strażackim. 50 osób zostało ewakuowanych, a 74-letnia kobieta trafiła do szpitala z poparzeniami.

Napięte relacje między Hołownią a Tuskiem. „Rzucał papierami i nie odbierał telefonu” z ostatniej chwili
Napięte relacje między Hołownią a Tuskiem. „Rzucał papierami i nie odbierał telefonu”

W poniedziałek TVN24 poinformował, że między marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią a premierem Donaldem Tuskiem miało dochodzić do poważnych napięć. Jak podano w reportażu, lider Polski 2050 w trakcie pracy w koalicji miewał „emocjonalne reakcje”, które utrudniały współpracę.

REKLAMA

Chang Il You, Koreańczyk mieszkający w Polsce: Solidarność to dla mnie coś więcej niż tylko związek zawodowy

– Wszystko zaczęło się na początku lat 90. W moim domu w Korei Południowej miałem serię komiksów przedstawiających różne państwa świata. Pamiętam, że były tam opisane wydarzenia w Stoczni Gdańskiej, walka o demokrację i upadek komunizmu – mówi Chang Il You, kierownik Centrum Współpracy Polska-Korea Południowa przy Uniwersytecie Śląskim, w rozmowie z Jakubem Pacanem.
Chang Il You Chang Il You, Koreańczyk mieszkający w Polsce: Solidarność to dla mnie coś więcej niż tylko związek zawodowy
Chang Il You / fot. M. Żegliński

– Co się musiało zdarzyć, że nastolatek z dalekiej Korei zafascynował się Solidarnością do tego stopnia, że znalazł się w Polsce i jest członkiem tego Związku?

– Tak, jestem wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i członkiem NSZZ „Solidarność”. Wszystko zaczęło się na początku lat 90., gdy w moim domu w Korei Południowej miałem serię komiksów przedstawiających różne państwa świata. To właśnie wtedy po raz pierwszy poznałem historię Polski, na przykład kampanię wrześniową, losy kraju w czasie II wojny światowej, a także dzieje Solidarności i jej bohaterów. Pamiętam, że były tam opisane wydarzenia w Stoczni Gdańskiej, walka o demokrację i upadek komunizmu. Oczywiście wtedy nie miałem myśli, że kiedyś sam będę należał do Solidarności. W Korei zdecydowałem się na polonistykę i przyjechałem na studia na Uniwersytet Śląski i tak już tu zostałem. W mojej ojczyźnie mieliśmy podobną historię wychodzenia z autorytaryzmu, więc ta Polska mnie pociągała.

Zapisałem się do NSZZ "Solidarność"

– Niesamowita historia. Co Pana przyciągnęło do Solidarności?

– Niesamowita walka, którą toczyła ona i jej ludzie, z komunistycznym reżimem, myśl, że ja też mogę dołączyć do tej siły. Dlatego zapisałem się do NSZZ „Solidarność” u nas na uczelni.

Solidarność to dla mnie coś więcej niż tylko związek zawodowy. W świecie, który staje się coraz bardziej chłodny i bezduszny, to organizacja pełna ludzkiego ciepła, oparta na wartościach wspólnoty, wzajemnego wsparcia i solidarności w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa.

– A czy przeżył Pan szok kulturowy po przyjeździe do Polski?

– Szczerze mówiąc, nie tak bardzo. Są między nami różnice kulturowe, ale nie są one aż tak szokujące, jak mogłoby się wydawać. Bardzo zaciekawiła mnie polska sarmackość, my tego nie mamy, ponieważ nasze zwyczaje są bardziej oparte na konfucjanizmie. Na pewno u Polaków jest większa bezpośredniość we wzajemnych relacjach, szybkie przechodzenie na ty, dla mnie to nadal trudne. U nas jest dystans i hierarchiczny system. Ale generalnie my, Koreańczycy, czujemy się dobrze w Polsce.

Koreański a polski etos pracy

– A jakie widzi Pan różnice w kulturze pracy? Koreański etos pracowitości, wychodzący z konfucjanizmu, podporządkowany szefowi i firmie, oparty na lojalności, ofiarności, jest inny niż u nas.

– To bardzo interesujące zagadnienie. Gdyby zapytał Pan Koreańczyków, czy żyją zgodnie z zasadami konfucjanizmu w pracy, większość odpowiedziałaby zapewne „nie”. Niemniej jednak ślady tych zasad są wciąż obecne w naszej codzienności i mają na nas silny wpływ, zwłaszcza na nasz etos pracy i nauki. Oddajemy się naszej pracy, a zostawanie po godzinach traktowane jest jako wyraz lojalności wobec firmy. W Korei życie zawodowe i prywatne są ze sobą ściśle powiązane – praca jest nieodłącznym elementem naszej rzeczywistości. Często nie jesteśmy w pełni świadomi, jak rygorystyczne jest nasze podejście do pracy. Poza tym, kiedy idziemy do pracy o ósmej rano, a kończymy o osiemnastej, to wspólnie z kolegami jemy śniadanie, obiad i często kolację. Praca to część naszego życia prywatnego. Pracujemy intensywnie, ale to w Korei jest normą, a nie wyjątkiem. Struktury hierarchiczne w Korei były tradycyjnie bardzo złożone. W Europie mamy stanowiska takie jak junior manager, manager, senior manager, a także kierownik i dyrektor. W Korei istniało co najmniej dziesięć poziomów hierarchicznych, np. najmłodszy, starszy, starszy od starszego itd. W ostatnich latach koreańskie społeczeństwo, wraz z rozwojem etosu pracy, przeszło jednak istotne zmiany, a hierarchia zaczęła się spłaszczać. Mimo to w porównaniu do polskiej kultury wciąż jest głęboko zakorzeniona.

– Ścisła hierarchia nadal jest tak silna? U Was zawsze odbiera się telefon od szefa, nigdy nie podważa się jego kompetencji i szanuje się starszego pracownika.

– Jeśli mam odpowiedzieć stereotypowo, to tak. A poza tym ciekawe jest to, że wiek w społeczeństwie koreańskim nadal ma duże znaczenie. Kiedy do firmy przychodzi młodszy pracownik, który ma wyższe stanowisko od starszego, jego stanowisko jest ważniejsze, ale mimo to szacunek młodszego do starszego jest bardzo istotny. Młodszy pracownik uznaje doświadczenie starszego i stara się go nie urazić, nawet wydając polecenia.

Postrzeganie związków zawodowych w Korei jest bardzo złożone

– Wspomniał Pan o kulcie wiedzy. Skąd u Was moda na amerykańskie dyplomy? Doktorat obroniony w USA to w Korei Południowej prestiż.

– Ten, kto kończy studia w Stanach Zjednoczonych, dobrze zna język angielski, zdobył szerokie kontakty, ma wiedzę. Ukończenie studiów w Ameryce oznaczało jeszcze kilka lat temu pewny sukces nie tylko zawodowy, ale również życiowy.

– Jak wygląda działalność związków zawodowych w Korei Południowej?

– U nas związki zawodowe mają inną historię niż w Polsce. Od czasów rządów wojskowych, czyli od początku lat 60., przez kolejne dekady, aż do lat 90., związki zawodowe miały ograniczone możliwości działania zarówno w sensie politycznym, jak i gospodarczym. W Korei stawiano na pracę i produkcję, promowano postawy poświęcania się dla firmy i dobrobytu, który był kluczowy w okresie trudnych relacji międzynarodowych. Kiedy państwo zmagało się z trudną sytuacją geopolityczną i ekonomiczną, priorytetem było zwiększanie produkcji, a nie kwestie praw pracowniczych. Starsze pokolenia Koreańczyków poświęciły wiele dla rozwoju ojczyzny. Korea Południowa była jednym z pierwszych krajów, który wychodząc z ogromnej biedy po wojnie, stał się globalnym graczem gospodarczym w tak krótkim czasie. Dopiero obecne pokolenie korzysta z efektów ich wysiłków. Możliwe, że to miało swoją cenę, co widzimy dzisiaj w kryzysie społecznym i niskim wskaźniku urodzeń. Ponadto na postrzeganie związków zawodowych w Korei nakłada się nasza kultura pracy, w której nadgodziny oraz jak najniższa absencja w pracy traktowane są jako powód do dumy. Dlatego też postrzeganie związków zawodowych w Korei jest bardzo złożone i zależy od kontekstu politycznego, kulturowego i społecznego. Uzwiązkowienie w Korei Południowej wynosi około 13% [dane z raportu rządu Korei z 2023 roku]. W Korei obserwuje się dużą aktywność wśród członków związków, ale również pewne stygmatyzowanie związkowców, podobnie jak w Polsce. Związek, który ma kontakty z Solidarnością, nazywa się KCTU (Korean Confederation of Trade Unions).

– Szansa dla związków pojawiła się chyba w momencie, gdy dwa lata temu Wasz rząd chciał wprowadzić 52-godzinny tydzień pracy.

– Zacznę od tego, że u nas umownie są dwie partie: konserwatywna i progresywna, choć nie są to proste analogie z partiami europejskimi. W 2018 roku wprowadzono ustawę o 52-godzinnym tygodniu pracy (40 godzin podstawowego czasu pracy + 12 godzin nadgodzin). W 2022 roku, po wyborach prezydenckich, nowa partia rządząca zaproponowała wprowadzenie 69-godzinnego tygodnia pracy, co jednak zostało odrzucone. I wie Pan, co jest ciekawe?

– Co?

– Nie wszyscy przyjęli te deklaracje o zmniejszeniu godzin pracy z aprobatą. Pojawiły się opinie, i to ze strony zwykłych pracowników, że nie wolno zwalniać tempa, trzeba utrzymywać gospodarkę na wysokim poziomie. „Dlaczego rząd chce ograniczać moje zarobki? Ja chcę więcej zarabiać!” – takie były hasła.

Soft power

– W jaki sposób związki zawodowe w Korei Południowej walczą o prawa kobiet w środowisku pracy?

– Muszę zaznaczyć, że problem dyskryminacji kobiet, czy to w pracy, czy w życiu społecznym, jest w Korei istniejącą kwestią. To nie chodzi o winę jakiejś płci, ale o system. Wydaje mi się, że związki zawodowe w Korei Południowej zazwyczaj koncentrują się na prawach pracowniczych, warunkach pracy i płacach, ale kwestie równości płci również pojawiają się w ich działaniach.

– Mamy podobne doświadczenia trudnego położenia geopolitycznego. „Jesteśmy jak krewetka między wielorybami” – mówią Koreańczycy, wskazując Chiny, Rosję i Japonię. My jesteśmy pomiędzy Niemcami i Rosją. Koreańczycy o tym wiedzą?

– Kiedy przyjechałem do Polski kilkanaście lat temu nie była to wiedza powszechna, ale od mniej więcej czterech lat mogę powiedzieć, że wiedzą. Ta bliskość geopolitycznych doświadczeń skłoniła koreańskie firmy w latach 90. do wejścia na rynek polski. Korea wyszła z założenia, że podobne tragiczne losy obu narodów, choć tak odległych, sprawią, że będziemy się rozumieć. I tak jest.

– Wasze stosunki z Japonią przypominają nasze stosunki z Niemcami. Z jednej strony zbrodnie wojenne sąsiadów, z drugiej ich ogromne gospodarki i oddziaływanie kulturowe. Jak sobie radzicie z Japonią?

– Relacje między Koreą a Japonią nadal obciążone są trudną historią, szczególnie w kontekście kwestii związanych z przeszłością Japonii. Jednym z wyzwań w procesie pojednania jest sposób, w jaki Japonia odnosi się do swojej historii, w tym problematyczne są aspekty edukacji na temat tych wydarzeń. Większość Koreańczyków uważa, że nie zawsze towarzyszy temu pełne uznanie odpowiedzialności za wydarzenia, które nastąpiły. Podobnie jak Polacy zazwyczaj mają szeroką wiedzę o Niemczech i uczą się języka niemieckiego, podczas gdy Niemcy często wykazują mniejsze zainteresowanie Polską, tak Koreańczycy są na ogół lepiej zaznajomieni z Japonią i jej kulturą niż Japończycy z Koreą. Ta sytuacja stopniowo się zmienia dzięki tzw. koreańskiej fali [Hallyu], która zdobywa coraz większą popularność w Japonii. Mimo to kwestie polityczne i historyczne wciąż pozostają wyraźnym wyzwaniem w relacjach między tymi krajami.

– Koreańczycy wielokrotnie protestowali przeciw odwiedzaniu świątyni Yasukuni w Japonii przez japońskiego cesarza, gdzie pochowani są też zbrodniarze wojenni.

– Niektórzy premierzy i ministrowie rządu Japonii odwiedzają tę świątynię, co zawsze wywołuje protesty, inni zaś tego unikają. Mimo trudności na gruncie politycznym Koreańczycy cenią japońską soft power, zwłaszcza młodsze pokolenia. Bardzo lubimy podróżować do Japonii – zarówno turystycznie, jak i w celach biznesowych. Japończycy mają podobne podejście do Korei. Oba społeczeństwa chętnie się odwiedzają i interesują sobą nawzajem, choć relacje polityczne pozostają skomplikowane.

– Widziałem ostatnio przy kościele św. Anny w Warszawie grupę polskich nastolatek, które miały występ K-pop. „To jest siła soft power” – pomyślałem.

– Zaadaptowaliśmy wiele wzorców ze świata zachodniego, jednocześnie dbając o naszą koreańską tożsamość. Moim zdaniem to właśnie pomogło w popularyzacji K-kultury, ponieważ świat w dużej mierze opiera się na zachodnich wzorcach. Nasza kultura stała się łatwiejsza do zrozumienia i przystępniejsza dla międzynarodowej publiczności. Dla rządu Korei to jeden z kluczowych priorytetów i niezależnie od opcji politycznej władze traktują go bardzo poważnie. Co więcej, nie tylko instytucje państwowe, ale również prywatne firmy i międzynarodowe korporacje aktywnie działają na rzecz promowania koreańskiej kultury na świecie. W Polsce również funkcjonuje Centrum Kultury Koreańskiej w Warszawie, działające przy ambasadzie Republiki Korei, które wspiera wszelkie inicjatywy kulturalne oraz naukę języka koreańskiego. Tam, gdzie pracuję – na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach – istnieją dwie jednostki związane z Koreą Południową. Pierwsza – Instytut Króla Sejonga, który jako organ Ministerstwa Kultury, Sportu i Turystyki Republiki Korei promuje język koreański oraz koreańską kulturę. Druga – Centrum Współpracy Polska-Korea Południowa, którym kieruję. Jego celem jest rozwijanie współpracy między Polską a Koreą oraz zbliżanie obu społeczeństw w ramach działań Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe