Korea Północna: Kim Dzon Un postanowił ostatnio pokazać, że ma długie ręce
Atomowy straszak
Koreańczycy swój program rakietowo-kosmiczny prowadzą już od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Udało im się, po kilku porażkach, wynieść na orbitę dwa satelity, przez cały czas modernizują swojej konstrukcji rakiety balistyczne. Ostatnią próbę pocisku średniego zasięgu przeprowadzili 13 lutego. Rakieta wystrzelona z bazy Bangjon, położonej na zachodzie tego kraju, przeleciała około 500 kilometrów i zatonęła w Morzu Japońskim. Według ekspertów był to pocisk typu Pukgungsong – 2, o nieznanym dotychczas zasięgu maksymalnym. Zdolny jest do przenoszenia ładunków jądrowych, a nie jest tajemnicą, że rząd w Phenianie dysponuje od 6 do 8 głowicami o mocy około 10 kiloton każda.
We wrześniu ubiegłego roku KRL-D potwierdziła oficjalnie, że przeprowadziła kolejną udaną próbę głowicy z ładunkiem jądrowym. Zapowiedziano także w niedługim czasie przeprowadzenie testów rakiety międzykontynentalnej, wyposażonej w wielogłowicowy ładunek. Obecnie w zasięgu pocisków północnokoreańskich leży spora część Rosji i Chin, cała Japonia i Korea Południowa. Pocisk nowej generacji miałby natomiast zasięg umożliwiający atak na kontynentalną część USA.
Rakietowy program Phenianu z niepokojem obserwują więc wszyscy sąsiedzi tego kraju, oraz gwarant bezpieczeństwa Korei Południowej, jakim są Stany Zjednoczone. Po ostatniej próbie rakietowej Japonia, Korea Południowa i USA zażądały zwołania w trybie pilnym posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, próbę potępiły też rządy Chin i Rosji. Problem w tym, że obecny władca KRL-D Kim Dzong Un protestami międzynarodowymi zupełnie się nie przejmuje. Naciski na zagranicę mają bowiem posłużyć umocnieniu jego pozycji w kraju.
Bezwzględny Un
33- letni obecnie Kim Dzong Un objął rządy w Phenianie po niespodziewanym zgodnie swojego ojca Kim Dzong Ila w grudniu 2011 roku. Młody człowiek nie miał oczywiście odpowiedniego doświadczenia do zarządzania kilkudziesięciomilionowym państwem, z początku więc uznawano jego pozycję za niepewną i chwiejną. Okazało się jednak, że trzeci z dynastii Kimów jest godnym następcą swoich przodków – z pewnością podobnie jak oni bezwzględny i okrutny.
Jedną z osób, która wspierała Una w początkowym okresie rządów, był jego wuj – Chang Suk Taek. Mąż siostry Kim Dzong Ila przez całe lata był bliskim współpracownikiem drugiego z Kimów, w roku 2012 często służył radą najmłodszemu z dynastii. Jednak wystarczyły dwa lata, aby Un uznał, że rosnąca pozycja wuja szkodzi jego pozycji. Chang Suk Taek został aresztowany, pozbawiony wszelkich funkcji i skazany na śmierć. Wyrok ogłoszono publicznie dopiero po jego wykonaniu. Również ciotka Una nie ustrzegła się przed bratankiem – Kim Kyong Hui po śmierci męża została odsunięta od wszelkich stanowisk (miała wcześniej stopień generalski, kierowała departamentem przemysłu lekkiego) i według niepotwierdzonych do dziś, lecz bardzo prawdopodobnych doniesień południowokoreańskiego wywiadu, w grudniu 2015 roku została otruta.
Długie ręce tyrana
Kim Dzon Un postanowił też ostatnio pokazać, że ma długie ręce. 14 lutego na lotnisku w malezyjskim Kuala Lampur dokonano udanego zamachu ma życie Kim Dzong Nama – starszego, przyrodniego brata Una. To ciekawa postać – ten najstarszy syn Kim Dzong Ila był swego czasu przygotowywany do roli następcy swojego ojca. Jego kariera załamała się nagle w 2001 roku, kiedy został przyłapany w Tokio na posługiwaniu się podrobionym paszportem. Deportowano go jednak nie do KRL-D, lecz do Chin – od tej pory mieszkał w tym kraju, otoczony dyskretną opieką miejscowego wywiadu. Jak się okazało – opieka ta nie sięgała jednak za granicę. Nam padł ofiarą ataku przeprowadzonego przez dwie agentki północnokoreańskiego wywiadu, posługujące się trucizną w sprayu. Władze malezyjskie aresztowały obydwie kobiety – jedna z nich posługiwała się dokumentami indonezyjskimi, druga natomiast sfałszowanym paszportem wietnamskim. Co ciekawe – władze w Phenianie stanowczo sprzeciwiły się sekcji zwłok Kim Dzong Nama i zażądały natychmiastowego przesłania jego zwłok do ojczyzny.
Leszek Masierak
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (08/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj