Cezary Krysztopa dla "TS": Nie życzę sobie festiwalu w Opolu
Dzieje się tak z prostej przyczyny. Rynek tak zwanej rozrywki w Polsce nie jest duży, a ten, który jest, w znacznym stopniu jest zagospodarowany importem zachodniej popeliny, którą dominującym na polskim rynku zachodnim koncernom łatwiej dostosować do polskich potrzeb niż hodować tu dla niej jakąś konkurencję. Oczywiście są wyjątki, ale jak już wspomniałem, tort do podziału nie jest duży.
Dlatego i środowisko obsługujące to żerowisko nie jest takie znów duże. Jest za to ustosunkowane i powiązane mocną siecią zależności środowiskowych i biznesowych. To dlatego pod wpływem fejkowej informacji o tym, że ktoś „wyrzucił Kayah z Opola” zareagowało stadnie. Pewnie w tym stadzie były i mądrale, które zwietrzyły w tym interes, i głuptaki, które zrobiły to, bo zrobili to inni. Fakt faktem, że liczba „bojkotujących Opole” przekroczyła zdaje się liczbę zaproszonych.
Miało to ten pozytywny aspekt, że przez okienko obstawione dotąd przez, hm... powiedzmy zaawansowane wiekowo matrony, oraz stadko ich wychowanków, miało szansę zajrzeć na polską estradę nowe pokolenie, nie mające korzeni w PRL. Pomysł z festiwalem w innym miejscu uważałem za bardzo dobry. Internauci zgłosili do niego całe stosy nowych wykonawców, którzy rzeczywiście coś dla nich znaczą.
Natomiast za bardzo zły uważam pomysł dogadywania się z miastem Opole, szczególnie zapewniając, że „TVP dołoży wszelkich starań, aby strona artystyczna 54. KFPP w Opolu nie odbiegała od standardów prezentowanych podczas wcześniejszych edycji ww. festiwalu”, ponieważ oznacza to, że stare pająki dostaną głowę Jana Pietrzaka na tacy, a my dostaniemy to samo próchno co od lat, plus paskudne uczucie niesmaku gratis.
Jan Pietrzak
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (26/2017) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj
#REKLAMA_POZIOMA#