Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Imiona rzeki

Te obrazy pokazują, czym może być kontemplacja. Nie kontemplacja, która jest „techniką jogina”, zabiegiem samym w sobie, lecz która prowadzi do zrozumienia naszego miejsca w świecie.
"Rzeka Bug", 2024 / Stanisław Baj

„Pod rozmaitymi imionami was tylko sławiłem, rzeki!/ Wy jesteście i miód i miłość i śmierć i taniec”. Tak zaczyna się jeden z najpiękniejszych (choć konkurencja jest spora) wierszy Czesława Miłosza. A jednym z tych, którzy najpełniej oddali tę pochwałę w malarstwie, ograniczając się, to prawda, tylko do jednej rzeki – jest Stanisław Baj, urodzony w Dołhobrodach: niedaleko Włodawy, o dwa kroki od Bugu.

"Bugi"

Nie spodziewałem się tej retrospektywy w niedawno otwartej, rzadko chyba odwiedzanej poza godzinami spektakli galerii w budynku Teatru Wielkiego, nie sądziłem, że poznam Baja tak różnego od tego, co dotąd pokazywano mi w albumach i na wystawach. Może winni są marszandzi i kuratorzy, którzy na plan pierwszy wysuwają przede wszystkim to, co „ładne”, a może to ja sam nabrałem się trochę na te dzieła malarza, które już na pierwszy rzut oka oferują urodę świata i spokój?

Nigdy nie były to, rzecz jasna, „landszafciki”, przesłodzone obrazki szumiącej jak w wierszyku z elementarza rzeczki. Ale wiele „Bugów” Baja pokazywało pełną harmonię świata: biel, jasne szarości, zielenie i oranże jak w pastelach Elżbiety Wasiuczyńskiej, pejzaż brzegu i rzeki: czystych, dostojnych, nieskażonych ani brudem, ani obecnością człowieka. Można być prawie pewnym, że obrazy, o których piszę, powstawały wczesnym, letnim rankiem: słońce już wzeszło, opadły rosy, świat jak w piątym dniu stworzenia, cały będący obietnicą. A inne – ciemniejsze, ciemnozielone, pełne „toni” – też były, nazwijmy to, „marynistyczne” w szczególnej, fluwialnej, czyli rzecznej, odmianie.

Takie płótna też pojawiają się na wystawie, choć w dość impresyjnej manierze, stworzone mocniejszymi pociągnięciami pędzla: to już nie mgiełki, to solidna robota w farbie. Ale tym, co naprawdę uderza, jest Bug („są Bugi”, wypada napisać, choć to niegramatyczne) malowane w zupełnie odmienny sposób. Nocą, to po pierwsze – i jest wielka siła w tym minimalizmie, w różnych odcieniach grafitu i czerni, których nie odda żadna reprodukcja, w słabych poświatach i odbiciach księżyca. Ale najbardziej poruszają te obrazy, w których Baj zdecydował się pójść jeszcze dalej. To już nie realizm – to kondensowanie doznania, sprowadzanie „Bugu”, miliona doznań, jakie dostarcza wielka, płynąca w nocy rzeka, do abstrakcyjnego skrótu: czerni i na jej tle mżącej, albo odwrotnie, rtęciowej, aż raniącej oko bieli. Jest w tym i kondensacja, mocniejsza niż to, co osiąga informatyka, i tym bardziej zdumiewająca, że w obrębie oeuvre jednego artysty, ewolucja – jakbyśmy od realistycznych rzeźb baroku czy Auguste’a Rodina przeszli nagle do syntetycznych, „skróconych” dzieł Constantina Brâncuşiego. Może i aluzja do Przemienienia?

A jednocześnie, nawet w obrazach najbliższych geometrycznej abstrakcji, rozpoznajemy Bug. I już sama wytrwałość, by swoje zmagania z przedstawieniem widzianego związać z jednym pejzażem, z jednym zakolem rzeki, zamiast wędrować po plenerach i ustawiać sobie światło, każe spojrzeć na to dzieło z szacunkiem, także przez to, jakiej skromności jest wyrazem, jak różne jest od ptasiej płochości i koguciej pychy większości współczesnego „malariatu”. Znowu przypomina się Miłosz, choć tym razem z „Gucia zaczarowanego”, z fragmentu, który jest pochwałą pokory malarza: „Rok za rokiem okrążał grube drzewo/ Przykładając dłoń do oka i mrucząc w podziwie./ Jak zazdrościł tym, co drzewo rysują jedną kreską!/ Ale przenośnia wydawała mu się czymś nieskromnym”.

"Portrety rzeki"

Ma Stanisław Baj swoje sprawy, swoje fechtunki z „malariatem” i wspomina o nich zaskakująco wprost (On sam czy kurator wystawy? Na to pierwsze wskazuje fakt, że pisane są w pierwszej osobie liczby pojedynczej) w krótkich komentarzach umieszczonych w kilku miejscach między obrazami: wraca tam nuta satysfakcji z tego, że pod dach Opery trafiły dzieła i motywy, którym nie wróżono sukcesu: „Z tym, chłopaku, na warszawskich salonach się nie przebijesz” miał usłyszeć w połowie lat 70., kończąc jako swoją pracę dyplomową „Wóz z gnojem”: brunatny i zielony obraz, z twarzami uproszczonymi trochę jak u Tadeusza Makowskiego i nader trywialną treścią. A jednak: „Wóz...” znalazł się pod dachem Teatru Wielkiego i Opery. A przecież dach ten wieńczy „kwadryga Apolla”, czyli rzeźba powstała z inicjatywy Waldemara Dąbrowskiego, a odsłonięta w roku 2002 przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego – można rzec, stanowiąca kwintesencję smaku i ambicji salonów warszawskich. No proszę.

Pod tym dachem znalazło się kilkadziesiąt jeszcze realistycznych obrazów Stanisława Baja ukazujących życie i mieszkańców Dołhobrodów: on sam największe znaczenie przywiązuje do malowanych przez wiele lat kolejnych portretów swojej matki, ja, doceniając je, za największe dokonanie uważam wizerunek jednego z sąsiadów, zatytułowany po prostu „Stasiek – wrota” (2004): kapitalne nawiązanie do bardzo podobnego ujęcia sylwetki przez van Gogha na obrazie „Stary człowiek w smutku” (i do podobnego rozegrania siedzącej figury przez Józefa Czapskiego). W tym miejscu warto zresztą odnotować jeszcze jeden nietuzinkowy gest artysty: hołd, który postanowił oddać trzem „twórcom ludowym” z Dołhobrodów i okolic, wystawiając ich obrazy na szkle, grafiki oraz, najlepsze chyba artystycznie, pełne ekspresji rzeźby Romana Śledzia, pisząc o nich jako o ludziach, którym „dano wielki talent, nie dano szkół” i powracając z przekornym refrenem o dziełach, które z lekceważonego Podlasia trafiły na plac Teatralny.

A jednak, obejrzawszy „Zdjęcia z krzyża” Śledzia i Bajowe portrety sąsiadów w kaszkietach, wracam do dwudziestu może, nie więcej, obrazów ukazujących Bug: wiosenny, nocny, deszczowy, oślepiający odbiciem, o obrazie zatytułowanym „Bug – ucho igielne”, w nawiązaniu pewnie do powieści Wiesława Myśliwskiego pod tym tytułem, do której Baj zaprojektował okładkę; do czterech wizerunków nocnego Bugu zaaranżowanych tak, że wyglądają jak kolumnada otwarta na ciemność.

Myślę, że te „portrety rzeki”, obok wierności miejscu, obok prezentacji możliwości warsztatowych (tak bardzo oczekiwanych u profesora prowadzącego Pracownię Malarstwa na ASP!) przede wszystkim pokazują, czym może być, tak dawno, wydawałoby się, zapomniana przez sztukę europejską, kontemplacja. Kontemplacja, która nie jest „techniką jogina”, zabiegiem samym w sobie, lecz prowadzi do zrozumienia naszego miejsca w świecie. Jak pisze w wierszu o rzekach Miłosz: „Od jasnych zdrojów na murawach, pod którymi szemrzą poniki,/ Zaczyna się wasz bieg i mój bieg, i zachwyt i przemijanie”.

Stanisław Baj, Malarstwo. Galeria Opera (Plac Teatralny, Warszawa), 1.10. – 30.11.2024 roku; kurator Marcin Fedisz.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Burzliwe posiedzenie komisji sprawiedliwości. Mikrofony ujawniły wulgaryzmy Wiadomości
Burzliwe posiedzenie komisji sprawiedliwości. Mikrofony ujawniły wulgaryzmy

Środowe posiedzenie sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka zakończyło się szybciej, niż się rozpoczęło. Obrady, które miały dotyczyć części ustawy budżetowej na 2026 rok, przerwano po kilku minutach. Mikrofony w sali pozostały jednak włączone nieco dłużej, co doprowadziło do nieoczekiwanego incydentu.

Każdy ze 100 konkretów Tuska brzmi dziś jak kpina tylko u nas
Każdy ze "100 konkretów" Tuska brzmi dziś jak kpina

Kiedy Donald Tusk ogłaszał w Tarnowie swoje słynne „100 konkretów na 100 dni”, brzmiało to jak kontrakt społeczny – umowa między władzą a obywatelami. Każdy punkt tej listy miał być obietnicą z terminem ważności. Nie sloganem, nie hasłem, lecz zobowiązaniem.

Awaryjne lądowanie samolotu. Na pokładzie sekretarz obrony USA Wiadomości
Awaryjne lądowanie samolotu. Na pokładzie sekretarz obrony USA

Podczas powrotu do Stanów Zjednoczonych, samolot Boeing C‑32, którym podróżował Pete Hegseth, musiał awaryjnie lądować w Wielkiej Brytanii. Maszyna wystartowała z lotniska w Brukseli po spotkaniu ministrów obrony państw NATO. Kiedy samolot znajdował się nad Atlantykiem, w pobliżu Irlandii, pilot nadał sygnał 7700 - kod oznaczający sytuację awaryjną z powodu problemów technicznych. W związku z tym trasę lotu zmieniono i zdecydowano się na lądowanie w brytyjskiej bazie sił powietrznych.

Komunikat dla mieszkańców woj. łódzkiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. łódzkiego

Dobiega końca rozbudowa drogi wojewódzkiej w Żychlinie w woj. łódzkim. W ramach inwestycji za ponad 31 mln zł oprócz jezdni z nową nawierzchnią powstały też chodniki, droga rowerowa, zatoki autobusowe, oświetlenie uliczne, a także dwa nowe ronda.

Szef MON: Potwierdziliśmy sojusznicze zobowiązania między USA a Polską z ostatniej chwili
Szef MON: Potwierdziliśmy sojusznicze zobowiązania między USA a Polską

Potwierdziliśmy sojusznicze zobowiązania między Stanami Zjednoczonymi a Polską – powiedział w środę po rozmowie z szefem Pentagonu Pete'em Hegsethem wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. Według szefa MON potwierdzona jest stabilna obecność żołnierzy amerykańskich w Polsce.

Woda źródlana wycofana ze sprzedaży. Znana sieć ostrzega klientów Wiadomości
Woda źródlana wycofana ze sprzedaży. Znana sieć ostrzega klientów

Sieć Auchan ogłosiła pilne wycofanie jednej z wód źródlanych dostępnych w sprzedaży. Powodem decyzji są nieprawidłowości wykryte w badaniach mikrobiologicznych. Klienci, którzy posiadają wskazaną partię produktu, proszeni są o niespożywanie jej.

Ambasador Palestyny w Polsce o sytuacji w Strefie Gazy: To jeszcze nie jest pokój tylko u nas
Ambasador Palestyny w Polsce o sytuacji w Strefie Gazy: To jeszcze nie jest pokój

Ambasador Palestyny w Polsce Mahmoud Khalifa w rozmowie z Tysol.pl podkreśla, że mimo zawieszenia broni w Strefie Gazy nie można jeszcze mówić o pokoju. – To nawet nie jest pierwszy punkt planu pokojowego dla nas i dla regionu - mówi w rozmowie z Pawłem Pietkunem Mahmoud Khalifa, ambasador Palestyny w Polsce.

Świat muzyki w żałobie. Nie żyje czterokrotny laureat Grammy z ostatniej chwili
Świat muzyki w żałobie. Nie żyje czterokrotny laureat Grammy

Nie żyje Michael Eugene Archer, znany światu jako D’Angelo. Czterokrotny laureat nagrody Grammy odszedł po długiej walce z rakiem trzustki. Miał 51 lat. Informację o śmierci artysty potwierdziła jego rodzina, publikując poruszające oświadczenie.

„Pani naprawdę przeszkadza”. Incydent na wiecu Tuska z ostatniej chwili
„Pani naprawdę przeszkadza”. Incydent na wiecu Tuska

Podczas środowego spotkania premiera Donalda Tuska z mieszkańcami Piotrkowa Trybunalskiego doszło do niecodziennej sytuacji. Już na początku wystąpienia lidera Platformy Obywatelskiej jego przemówienie zostało przerwane przez aktywistkę trzymającą baner z napisem: „Jeden rząd już obaliłyśmy”. Dominika Lasota nie kryła swojego niezadowolenia wobec rządów koalicji.

Śmiertelny wypadek w Tatrach. Dwóch turystów spadło ze szlaku z ostatniej chwili
Śmiertelny wypadek w Tatrach. Dwóch turystów spadło ze szlaku

Jeden turysta poniósł śmierć, a drugi został poważnie ranny w wypadku, do którego doszło w środę w rejonie przełęczy Zawrat w Tatrach. W górach panują zimowe warunki. TOPR apeluje, by osoby niemające doświadczenia w zimowej turystyce nie wybierały się w wyższe partie gór.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Imiona rzeki

Te obrazy pokazują, czym może być kontemplacja. Nie kontemplacja, która jest „techniką jogina”, zabiegiem samym w sobie, lecz która prowadzi do zrozumienia naszego miejsca w świecie.
"Rzeka Bug", 2024 / Stanisław Baj

„Pod rozmaitymi imionami was tylko sławiłem, rzeki!/ Wy jesteście i miód i miłość i śmierć i taniec”. Tak zaczyna się jeden z najpiękniejszych (choć konkurencja jest spora) wierszy Czesława Miłosza. A jednym z tych, którzy najpełniej oddali tę pochwałę w malarstwie, ograniczając się, to prawda, tylko do jednej rzeki – jest Stanisław Baj, urodzony w Dołhobrodach: niedaleko Włodawy, o dwa kroki od Bugu.

"Bugi"

Nie spodziewałem się tej retrospektywy w niedawno otwartej, rzadko chyba odwiedzanej poza godzinami spektakli galerii w budynku Teatru Wielkiego, nie sądziłem, że poznam Baja tak różnego od tego, co dotąd pokazywano mi w albumach i na wystawach. Może winni są marszandzi i kuratorzy, którzy na plan pierwszy wysuwają przede wszystkim to, co „ładne”, a może to ja sam nabrałem się trochę na te dzieła malarza, które już na pierwszy rzut oka oferują urodę świata i spokój?

Nigdy nie były to, rzecz jasna, „landszafciki”, przesłodzone obrazki szumiącej jak w wierszyku z elementarza rzeczki. Ale wiele „Bugów” Baja pokazywało pełną harmonię świata: biel, jasne szarości, zielenie i oranże jak w pastelach Elżbiety Wasiuczyńskiej, pejzaż brzegu i rzeki: czystych, dostojnych, nieskażonych ani brudem, ani obecnością człowieka. Można być prawie pewnym, że obrazy, o których piszę, powstawały wczesnym, letnim rankiem: słońce już wzeszło, opadły rosy, świat jak w piątym dniu stworzenia, cały będący obietnicą. A inne – ciemniejsze, ciemnozielone, pełne „toni” – też były, nazwijmy to, „marynistyczne” w szczególnej, fluwialnej, czyli rzecznej, odmianie.

Takie płótna też pojawiają się na wystawie, choć w dość impresyjnej manierze, stworzone mocniejszymi pociągnięciami pędzla: to już nie mgiełki, to solidna robota w farbie. Ale tym, co naprawdę uderza, jest Bug („są Bugi”, wypada napisać, choć to niegramatyczne) malowane w zupełnie odmienny sposób. Nocą, to po pierwsze – i jest wielka siła w tym minimalizmie, w różnych odcieniach grafitu i czerni, których nie odda żadna reprodukcja, w słabych poświatach i odbiciach księżyca. Ale najbardziej poruszają te obrazy, w których Baj zdecydował się pójść jeszcze dalej. To już nie realizm – to kondensowanie doznania, sprowadzanie „Bugu”, miliona doznań, jakie dostarcza wielka, płynąca w nocy rzeka, do abstrakcyjnego skrótu: czerni i na jej tle mżącej, albo odwrotnie, rtęciowej, aż raniącej oko bieli. Jest w tym i kondensacja, mocniejsza niż to, co osiąga informatyka, i tym bardziej zdumiewająca, że w obrębie oeuvre jednego artysty, ewolucja – jakbyśmy od realistycznych rzeźb baroku czy Auguste’a Rodina przeszli nagle do syntetycznych, „skróconych” dzieł Constantina Brâncuşiego. Może i aluzja do Przemienienia?

A jednocześnie, nawet w obrazach najbliższych geometrycznej abstrakcji, rozpoznajemy Bug. I już sama wytrwałość, by swoje zmagania z przedstawieniem widzianego związać z jednym pejzażem, z jednym zakolem rzeki, zamiast wędrować po plenerach i ustawiać sobie światło, każe spojrzeć na to dzieło z szacunkiem, także przez to, jakiej skromności jest wyrazem, jak różne jest od ptasiej płochości i koguciej pychy większości współczesnego „malariatu”. Znowu przypomina się Miłosz, choć tym razem z „Gucia zaczarowanego”, z fragmentu, który jest pochwałą pokory malarza: „Rok za rokiem okrążał grube drzewo/ Przykładając dłoń do oka i mrucząc w podziwie./ Jak zazdrościł tym, co drzewo rysują jedną kreską!/ Ale przenośnia wydawała mu się czymś nieskromnym”.

"Portrety rzeki"

Ma Stanisław Baj swoje sprawy, swoje fechtunki z „malariatem” i wspomina o nich zaskakująco wprost (On sam czy kurator wystawy? Na to pierwsze wskazuje fakt, że pisane są w pierwszej osobie liczby pojedynczej) w krótkich komentarzach umieszczonych w kilku miejscach między obrazami: wraca tam nuta satysfakcji z tego, że pod dach Opery trafiły dzieła i motywy, którym nie wróżono sukcesu: „Z tym, chłopaku, na warszawskich salonach się nie przebijesz” miał usłyszeć w połowie lat 70., kończąc jako swoją pracę dyplomową „Wóz z gnojem”: brunatny i zielony obraz, z twarzami uproszczonymi trochę jak u Tadeusza Makowskiego i nader trywialną treścią. A jednak: „Wóz...” znalazł się pod dachem Teatru Wielkiego i Opery. A przecież dach ten wieńczy „kwadryga Apolla”, czyli rzeźba powstała z inicjatywy Waldemara Dąbrowskiego, a odsłonięta w roku 2002 przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego – można rzec, stanowiąca kwintesencję smaku i ambicji salonów warszawskich. No proszę.

Pod tym dachem znalazło się kilkadziesiąt jeszcze realistycznych obrazów Stanisława Baja ukazujących życie i mieszkańców Dołhobrodów: on sam największe znaczenie przywiązuje do malowanych przez wiele lat kolejnych portretów swojej matki, ja, doceniając je, za największe dokonanie uważam wizerunek jednego z sąsiadów, zatytułowany po prostu „Stasiek – wrota” (2004): kapitalne nawiązanie do bardzo podobnego ujęcia sylwetki przez van Gogha na obrazie „Stary człowiek w smutku” (i do podobnego rozegrania siedzącej figury przez Józefa Czapskiego). W tym miejscu warto zresztą odnotować jeszcze jeden nietuzinkowy gest artysty: hołd, który postanowił oddać trzem „twórcom ludowym” z Dołhobrodów i okolic, wystawiając ich obrazy na szkle, grafiki oraz, najlepsze chyba artystycznie, pełne ekspresji rzeźby Romana Śledzia, pisząc o nich jako o ludziach, którym „dano wielki talent, nie dano szkół” i powracając z przekornym refrenem o dziełach, które z lekceważonego Podlasia trafiły na plac Teatralny.

A jednak, obejrzawszy „Zdjęcia z krzyża” Śledzia i Bajowe portrety sąsiadów w kaszkietach, wracam do dwudziestu może, nie więcej, obrazów ukazujących Bug: wiosenny, nocny, deszczowy, oślepiający odbiciem, o obrazie zatytułowanym „Bug – ucho igielne”, w nawiązaniu pewnie do powieści Wiesława Myśliwskiego pod tym tytułem, do której Baj zaprojektował okładkę; do czterech wizerunków nocnego Bugu zaaranżowanych tak, że wyglądają jak kolumnada otwarta na ciemność.

Myślę, że te „portrety rzeki”, obok wierności miejscu, obok prezentacji możliwości warsztatowych (tak bardzo oczekiwanych u profesora prowadzącego Pracownię Malarstwa na ASP!) przede wszystkim pokazują, czym może być, tak dawno, wydawałoby się, zapomniana przez sztukę europejską, kontemplacja. Kontemplacja, która nie jest „techniką jogina”, zabiegiem samym w sobie, lecz prowadzi do zrozumienia naszego miejsca w świecie. Jak pisze w wierszu o rzekach Miłosz: „Od jasnych zdrojów na murawach, pod którymi szemrzą poniki,/ Zaczyna się wasz bieg i mój bieg, i zachwyt i przemijanie”.

Stanisław Baj, Malarstwo. Galeria Opera (Plac Teatralny, Warszawa), 1.10. – 30.11.2024 roku; kurator Marcin Fedisz.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe