Pierwsza praca ostatnią? Nie dzisiaj. Drastycznie skraca się okres zatrudnienia u kolejnych pracodawców
Pierwszy rok pracy u nowego pracodawcy to nieustanne pasmo szkoleń, inwestycji w pracownika, dostosowanie jego kompetencji do kultury organizacyjnej. Nic odkrywczego, ale po co wyważać otwarte już drzwi, gdy nawet mistrz Sienkiewicz, wygłasza tę tezę ustami Kmicica: „Ba! jako rzekłem, moja fortuna przy fortunie waszych książęcych mościów wyrośnie”. Niestety, praktyka zazwyczaj ma dużo więcej wspólnego z tytułowym „Potopem”, gdyż rzuca się pracownika na głęboką wodę i obserwuje, czy wypłynie.
Wina leży nie tylko po stronie pracodawcy, szczególnie w zakresie młodych adeptów kariery, swoje trzy grosze dokłada system edukacji, który wypuszcza na rynek pracy kompletnie nieprzygotowanych merytorycznie przyszłych pracowników, za to z ambicjami, których nie powstydziłby się sam Bill Gates. Szybkie zderzenie z tzw. ścieżką kariery może skutecznie zniechęcić do pracy w danej strukturze. Brak doświadczenia pcha ich w objęcia coraz to nowych firm, co w krótkim czasie staje się ilustracją powiedzenia: wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma. Doświadczeni pracownicy niechętnie udzielają rad młodym z obawy o swoje miejsca pracy. Tworzy się pokoleniowy klincz - jedni chcą się wspinać, drudzy utrzymać, a w rezultacie kopią się po kostkach. Gdzie tu idee olimpijskie, które w czasach nowożytnych zostały kontynuowane przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski, za sprawą barona Pierra de Coubertina:
1. Zasada honorowego uczestnictwa - każdy sportowiec chce wygrywać, popularny pogląd głoszący, iż liczy się przede wszystkim udział, nie zawsze trafia do świadomości zawodników, magia podium kusi, skłania do stosowania nieczystych zagrań. Jednakże kiedy sportowiec staje się sprawiedliwy wobec siebie, jego intencją jest uczciwość i nadaje on swojemu czynowi sens moralny.
2. Zasad równości – sportowiec, stając do rywalizacji, stara się wykazać przewagę swojej fizyczności, duchowości w takich samych dla wszystkich warunkach zewnętrznych. Rolą sędziego sportowego jest utrzymanie zawodów w ramach norm fair play.
Pracodawca nie występuje w roli arbitra, nic mu to nie da. Czeka spokojnie na to, kto wyjdzie zwycięsko ze zwarcia. Przekonany, iż tym sposobem wyłoni osobę bardziej zaangażowaną, zdeterminowaną.
Wróćmy do naszego pracownika globtrotera - nie posiada doświadczenia, jest pobieżnie przeszkolony, a na dodatek z tyłu głowy kołacze mu myśl o kolejnej zmianie pracy. Jak w dowcipie o budowie autostrady, gdy jedna ekipa zwraca się do drugiej: kiedy oddajecie do użytku, bo my już czekamy z remontem. Podobnie jest z objęciem stanowiska i jednoczesnym planowaniu posady u innego pracodawcy. Taki pracownik nie może być kompetentny, a jego praca pozostawia wiele do życzenia.
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W tym wypadku skorzystać miałby pracodawca. Ale jak tu korzystać, mając byle jaką strukturę kadrową, byle jakie relacje między pracownikami, a w efekcie finalnym oferując byle jakie usługi.
Wypracowanie czegoś na kształt etosu pracy jest zadaniem wykonalnym. Może nie tak idealnego jak założenia rywalizacji olimpijskiej, ale próbować trzeba. Jak czerpać, to z najlepszych wzorców: „W imieniu wszystkich zawodników ślubuję: respektować zasady obowiązujące w sporcie, przestrzegać zasady szlachetnej rywalizacji i zawsze postępować zgodnie z duchem fair play; wszystkie dążenia, umiejętności, talent i siły woli poświęcić osiągnięciu najlepszego wyniku sportowego bez żadnego dopingu”.
Przemysław Czylok