Dr Piotr Łysakowski: Czy i jak powinniśmy reagować na niemieckie usiłowania zrzucenia z siebie winy?
Kilka dni temu niemiecki Focus napisał:
„[…] Gdy Niemcy po II wojnie światowej leżały w gruzach stało się coś czego się nikt nie spodziewał: dla 300 tys. ludzi z Europy Wschodniej ta (niemiecka-red.) pustynia gruzów stała się punktem ucieczki. Szczególnie zaskakujące: ci ludzie byli żydami […] W Polsce od lata 1945 r. raz za razem dochodziło do antysemickich pogromów. Popełnionych nie przez Niemców, ale Polaków. Popełnionych na żydach, którzy przeżyli grozę niemieckiej okupacji oraz Holokaust i wrócili do swoich domów […] Już przed I wojną światową wielu ydów uciekło z Polski do Niemiec w nadziej na lepsze życie w wolności[…] W latach 30-tych XX wieku polski antysemityzm i dyskryminacja żydów w niczym nie różniły się od niemieckich. Podczas okupacji wielu Polaków ukrywało żydów, ale byli też tacy co ich wydawali Niemcom, choćby by zarobić na tym pieniądze […]” (tłumaczenie za „W Polityce” 2.07.17).
Periodyk przywołując, jako egzemplifikację powyższego, kielecki dramat (07.1946) odwołuje się przy tym w swoim tekście do pracy dwóch Autorów Hans-Petera Föhrdinga i Heinz Verfürtha „Als die Juden nach Deutschland flohen. Ein vergessenes Kapitel der Nachkriegsgeschichte, Kiepenheuer & Witsch, 2017 - Kiedy Żydzi uciekali do Niemiec. Zapomniany fragment powojennej historii – książka wydana przez Witsch 2017”.
W cytacie powyżej jest kilka błędów i nieścisłości krótko się na nich skoncentrujmy. Pierwsza to wzmianka o polskich Żydach, którzy „…wrócili do swoich domów…” – tych (polskich) prawie nie było bo zostali wcześniej wymordowani przez Niemców (to przecież powinno być dla Autorów jasne) tak więc mamy do czynienia z nieuprawnionym i daleko idącym uproszczeniem. Dalej pisze się o ucieczkach Żydów z „…Polski do Niemiec…” co miało mieć miejsce przed I / szą Wojną Światową – przypomnijmy więc niemieckim dziennikarzom , że Polska przed 1914 rokiem nie istniała jako państwo, a fala żydowskiej emigracji (panicznej ucieczki wręcz) na zachód jaka miała miejsce przed wybuchem wojny (a właściwie wcześniej na początku wieku) związana była głównie z szalejącą w Rosji (nie w nieistniejącej Polsce) falą pogromów.
Na koniec porównanie niemieckiego antysemityzmu (z lat trzydziestych ubiegłego stulecia) z polskim jest powiedziałbym ekstrawagancją (by nie użyć innego słowa) – zasadniczo były to zjawiska nie dające się porównać choćby i z tego powodu, że niemiecki antysemityzm był w tym czasie wynoszony wręcz do rangi państwowej doktryny prawnej ( Nuernberger Gesetze, czy też raczej Nuernberger Rassengesetze – norymberskie ustawy rasowe – ustawy przyjęte przez Reichstag 15 września 1935 roku).
W kwestii przytaczanego dramatu jaki rozegrał się w Kielcach omija się „szerokim łukiem” kwestię oczywistej komunistycznej prowokacji (pomijam tu to czy „umoczeni” w sprawę byli towarzysze z Warszawy czy Moskwy czy – co najprawdopodobniejsze – z obu „centrów dowodzenia”) skierowanej w polską opozycję i Rząd RP na wychodźstwie i pośrednio Kościół Katolicki.
Przy okazji polecałbym też sięgnięcie w tej kwestii do prasowej twórczości Jerzego Andrzejewskiego (z tego czasu) mogliby bowiem Panowie z Focusa i „ich” Autorzy nieco się dokształcić u człowieka, którego sympatie były dalekie od tego co dziś określamy mianem „polskiego ciemnogrodu” czy „demonów polskiego patriotyzmu”. Standardowo więc (jak widzimy) dla niemieckich publikacji pisanych z tezą o ”polskim antysemityzmie wyssanym z mlekiem matki” sporo w cytowanym fragmencie uproszczeń, które w tym konkretnym przypadku zdefiniować można jako niewiedzę lub po prostu kłamstwa.
Biorąc pod uwagę powyższe ale także i zasadnicze pytanie, które nie jest stawiane w polsko – niemieckim dyskursie historycznym (tym prowadzonym na poziomie publicystyki i polityki) – czy powinniśmy rozmawiać o polskich przewinach (tych urojonych i rzeczywistych) wobec Żydów z Niemcami !? I czy (oraz jak) powinniśmy reagować na niemieckie usiłowania zrzucenia z siebie winy i odpowiedzialności za to (to oczywiście eufemizm) co się działo na terenach okupowanej przez Nich Polski i po 1941 roku obszarach byłego ZSRS i w Europie generalnie.
Mam w tym przypadku mocno mieszane uczucia. Z jednej strony wchodząc w polemikę legitymizujemy historyczne szalbierstwo spadkobierców sprawców, z drugiej nie możemy pozostawić kłamstw i przeinaczeń bez ostrej i merytorycznej reakcji.
Dyskutując o poruszającej nas kwestii warto też zupełnie przy okazji zastanowić się nad koincydencją czasową takich jak wspominana publikacja „Focusa” z tym co dzieje się w naszym kraju i dość intensywną dyskusją o przyjmowaniu (lub nieprzyjmowaniu) w Polsce „uchodźców”. Tak się dziwnie składa, że ukazywanie naszego kraju jako ksenofobicznego, a Polaków jako nieprzestrzegających jakichkolwiek cywilizowanych norm kulturowych obowiązujących w Europie – zarówno w przeszłości jak i dziś (proszę zwrócić uwagę na wyczyn RPO Adama Bodnara oskarżającego „Naród” polski i współuczestnictwo w „Zagładzie” czy opublikowaną ostatnio „na WP.PL” i niezweryfikowaną do końca informację o permanentnych atakach na grupę niemieckich uczniów Muzułmanów podczas ich wizyty w Polsce, która poprzez powtarzanie przez niewielką grupę osób zaczęła żyć własnym odrębnym życiem medialnym) narasta wraz z eskalującą temperaturą sporu Polski ze strukturami europejskimi w odniesieniu do problemu „relokacji”.
Moim zdaniem nie są to przypadki (przykłady w tym obszarze można zresztą mnożyć) a wręcz skoordynowana akcja mająca na celu wywarcie presji na Polskę i jej Rząd w kwestii przyjmowania nowoczesnych „boat people”, a także generalnie dyscyplinowania niepokornego kraju, który niekoniecznie chce płynąć w głównym nurcie polityki europejskiej ale równocześnie nie antyeuropejskiego. Zarzucanie ksenofobii i antysemityzmu czy w końcu redukcja do roli pomocników (gorliwych) Hitlera (polskie obozy zagłady) to wspaniałe narzędzie do tego – pozostaje mieć nadzieję, że będzie nieskuteczne.
No i kończąc poinformuję Państwa o tym z jakiego powodu zabieram głos w w sprawach, o których wyżej, w kwestiach „polskiej ksenofobii” i innych wstrętnych dla „prawdziwego demokraty” sprawach – otóż jestem ksenofobem, którego rodzina przechowywała w czasie wojny Żydów, jestem ksenofobem, ze sporą domieszką niemieckiej krwi, jestem ksenofobem któremu drogie są polska tradycja i Polska generalnie, jestem ksenofobem który współtworzył struktury polsko – niemieckiej wymiany młodzieży, jestem ksenofobem uważającym, że każdy ma prawo decydować o tym co się dziej u Niego w domu (niezależnie od tego jak pojęcie „Dom” rozumiemy) i nikt nie ma prawa dyktować co i jak w tym domu będzie robił i jak ustawiał w nim meble. Moja ksenofobia zaś uzewnętrznia się najmocniej w głębokim przekonaniu co do tego, że ktoś kto ma „za pazurami” nieprawości nie ma prawa (choćby – nie wiem jak -starał się zadośćuczynić swoim ofiarom) pouczać innych (też swoich ofiar) co jest dobre a co złe, co jest uczciwe a co nie jest. Powinien po prostu taktownie milczeć i tyle. Wiem, że to trudne ale tak powinno być.
dr Piotr Łysakowski