Zatracanie się w dawaniu i dbaniu o potrzeby innych ludzi może być objawem mechanizmu współuzależnienia
„Człowiek wtedy staje się w pełni człowiekiem, kiedy posiada siebie w dawaniu siebie” – mówił Sługa Boży ks. dr hab. Franciszek Blachnicki. „Im więcej daję, im więcej posiadam siebie w dawaniu siebie – tym pełniej odnajduję siebie” – dodawał.
Uwaga na skrajności
Te na pozór zawiłe słowa można odczytać jako zachętę do wewnętrznej dojrzałości, dzięki której w ofiarowywaniu drugiemu człowiekowi jakiegoś dobra będziemy rzeczywiście wolni i bezinteresowni, nie uwikłani chociażby w chęć przypodobania się, uzyskania pochwały czy uniknięcia poczucia winy. Aby stało się to możliwe, konieczna jest właśnie zdrowa miłość własna, troska o zaspokojenie potrzeb własnej duszy i ciała w taki sposób, aby dzięki osiągnięciu tej wewnętrznej wolności drugi człowiek stał się dla nas kimś, komu chcemy coś bezinteresownie ofiarować, nie zaspokajając przy tym własnych deficytów emocjonalnych.
Zatracanie się w dawaniu i dbaniu o potrzeby innych ludzi kosztem swoich własnych może wypływać ze szlachetnych pobudek, jeśli jednak nie przynosi ono radości, a wiąże się z frustracją, warto zastanowić się, czy nie występuje tu mechanizm współuzależnienia. W rozumieniu potocznym kojarzy się on z rodzinami alkoholików, jednak w istocie może dotyczyć każdego, kto nadmiernie zajmuje się sprawami innych ludzi kosztem swoich własnych.
„Szkodliwe jest każde przesadne zaangażowanie się, bez względu na to, co jest jego obiektem. Wytwarza ono stan chaosu zarówno wewnątrz nas, jak i wokół nas. Jeśli całą naszą energię poświęcamy innym i ich problemom, to nie mamy sił ani czasu, aby zająć się naszymi własnymi sprawami. Oczywiście, zawsze jest wiele powodów do niepokoju i zmartwienia, zawsze jest wiele spraw, za które ktoś powinien wziąć odpowiedzialność. Jeśli jednak weźmiemy wszystkie obowiązki na siebie, to dla osób z naszego otoczenia nie zostanie nic. My będziemy się przepracowywać, oni nie będą mieć nic do roboty” – przestrzega Melody Beattle w książce „Koniec współuzależnienia”.
Bywa, że poświęcamy się nadmiernie, bywa też, że ulegamy odwrotności tego zjawiska, nie chcąc poświęcać się wcale, żądając, żeby to inni ludzie zaspokajali nasze potrzeby. Tymczasem w mądrym i dokonywanym w wolności poświęceniu znajduje się źródło rozwoju.
„Stawiając prowokacyjną tezę, że siedemdziesiąt procent małżeństw nie musiało się rozwodzić i że to obojętne, kogo poślubisz, bo tak czy owak spotykasz tylko siebie, chcę skłonić Cię do innego spojrzenia na małżeństwo. Nie jest ono dekoracyjnym opakowaniem romansu. Jego prawdziwym sensem jest doprowadzanie do równowagi wewnętrznych konfliktów obu partnerów. Dzięki temu małżeństwo jest sferą głębokiego uzdrawiania i odkrywania prawdziwej, ofiarnej miłości. Myśliciele zajmujący się zagadnieniami codzienności twierdzą, że życie jest szkołą. Jeśli tak, to intymne stosunki i małżeństwo są elitarnym uniwersytetem. Tutaj zdajesz najtrudniejsze egzaminy, tu możesz się nauczyć najwięcej, najbardziej urosnąć i najwięcej otrzymać. Tak to ustaliła natura, nawet jeśli bajkopisarze i ich następcy z Hollywood chcą, abyśmy wierzyli w co innego. Głęboko w istocie małżeństwa tkwi najbardziej prowokacyjna dynamika życia – swoisty paradoks: chociaż możliwości drzemiące w intymnym spotkaniu są niewyczerpane, nasze własne niedobory nigdzie nie ukazują się wyraźniej niż w zobowiązującym, trwałym partnerstwie” – twierdzi Eva-Maria Zurhorst w książce „Kochaj siebie, a nieważne, z kim się zwiążesz”.
Jak wskazuje zarówno filozofia chrześcijańska, jak i psychologia, samotność i izolacja nie prowadzą do szczęścia i nie do tego stanu jesteśmy powołani, o czym możemy się przekonać, chociażby doświadczając radości i chcąc się nią z kimś podzielić bądź przeżywając podobne uczucie na widok czegoś pięknego. „Możliwość doświadczenia piękna jest odkupieńczym darem Boga, jest uczestnictwem w Jego pierwotnym «przeświadczeniu». O tym, czego doświadczyliśmy, chcemy świadczyć. Pragnienie świadczenia jest znakiem, że doszło do doświadczenia. Piękno wyrywa z egoistycznego zamknięcia. Robimy zdjęcia kwiatów, aby podzielić się pięknem z innymi” – wskazuje ks. Krzysztof Grzywocz w książce „Wybrane na drogę”.
Mózg na detoksie
We współczesnej kulturze zachodniej troska o siebie staje się modna, jednak najczęściej bywa ona sprowadzana do dbałości o zdrowie, dietę, urodę, ewentualnie o rozwój intelektualny czy zawodowy. Choć wszystkie te kwestie są ważne, dotyczą one jednak zaledwie powierzchownego wymiaru człowieczeństwa. Bez sięgnięcia w głąb i rozpoznania bardziej złożonych potrzeb mogą stać się zaprzeczeniem mądrej miłości do siebie, zamieniając się w nałogi. „Mamy dziś do czynienia z pewnym paradoksem: współczesność daje nam nieskończone możliwości. Możemy jeść, co tylko chcemy. Możemy całkowicie zanurzyć się w rozległym, kuszącym świecie mediów cyfrowych. Możemy kupić produkty i usługi jednym przesunięciem palca po ekranie, a nawet wykorzystać ten sam gest, by znaleźć drugą połówkę. Nieprzerwanie możemy żyć w wirtualnym świecie, w którym wszystko na nasz temat jest dostępne publicznie, od naszych myśli i perspektyw przez zakupy, zdjęcia, historię przeglądarki, po nasze gusta i aktualną lokalizację. Myślimy, że ta nowa rzeczywistość 24/7 powinna uczynić nas zdrowymi i szczęśliwymi, ale tak się nie dzieje. Mamy dziś do czynienia z coraz częstszymi chorobami, którym można było zapobiec, a wielu z nas odczuwa o wiele większą samotność, depresję i lęk niż kiedykolwiek wcześniej” – zauważają autorzy książki „Mózg na detoksie”.
Zachęcają oni do podjęcia refleksji nad własnym trybem życia od „rozpoznania wroga”, zauważenia tego, co odrywa nas od samych siebie i od innych ludzi, co staje się rozpraszaczem uwagi mającym odsunąć od nas cierpienie związanie z niezaspokojonymi pragnieniami. „Kiedy obudziłeś się dziś rano, co było pierwszą rzeczą, którą zrobiłeś? Jak wygląda Twój typowy poranek? Możemy się założyć, że Twoja poranna rutyna jest zupełnie inna od tej, która była częścią Twojego życia 10 czy 15 lat temu. Ile minut mija, nim sprawdzisz telefon, przeczytasz aktualności albo przejrzysz media społecznościowe? Ile kliknięć wykonujesz o poranku? Co zazwyczaj jadasz na śniadanie? Zimne płatki, bajgla, muffinkę, pączka albo inne pieczywo kupione po drodze? Jak odnosisz się do swoich bliskich przed wyjściem z domu? Czy wsłuchujesz się w siebie, jadąc do pracy tą samą drogą co zawsze? Czy odczuwasz spokój w związku z rozpoczynającym się dniem? A może czujesz niepokój, przytłoczenie, a Twój umysł jest rozproszony? Czy wysyłasz wiadomości tekstowe, sprawdzasz skrzynkę e-mailową albo rozmawiasz przez telefon, podczas gdy powinieneś raczej skupiać się na znakach i drodze? Kiedy docierasz do pracy, czy trudno jest Ci skupić się przez dłuższy czas bez sięgania po cyfrowe rozpraszacze?” – pytają.
Autorzy „Mózgu na detoksie” podkreślają, że głębokich potrzeb nie da się zaspokoić płytkimi przyjemnościami. „Wszyscy szukamy tych samych rzeczy w życiu. Chcemy szczęścia, sukcesu i poczucia celu. Chcemy być sprawni fizycznie i mentalnie. Chcemy cieszyć się silnymi więziami międzyludzkimi. Chcemy, by nasze życie miało kierunek i sens. Ale przez złe nawyki i szkodliwe dla nas zachowania często sami wchodzimy sobie w drogę, próbując te cele osiągnąć. Kiedy bezmyślnie poddajemy się zachciankom, impulsom i lękom, przegrywamy w życiu. Złość zastępuje miłość, a narcyzm empatię. Kierujemy się negatywnością i pesymizmem kosztem pozytywności i optymizmu. Zamykamy się przed rodziną, przyjaciółmi i światem. Bolesna i godna pożałowania prawda jest jednak taka: stajemy się samotnymi ludźmi w coraz bardziej odizolowanym świecie. Poświęcamy czas i energię na rzeczy, które nie przybliżają nas do tego, czego szukamy” – wskazują.
Jak zatem mądrze dbać o siebie? „Nie jest łatwo znaleźć szczęście w sobie, ale nie można go znaleźć nigdzie indziej” – stwierdza amerykańska eseistka Agnes Repplier. Dbałość o siebie warto zacząć od samopoznania, zastanowienia się nad własnymi potrzebami, powołaniem, granicami. Mądra miłość do siebie oznacza nie tylko stawianie sobie wymagań rozwojowych, ale i akceptację własnych ograniczeń, zgodnie z zasadą „Modlitwy o pogodę ducha”: „Boże, użyć mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”.
Tekst pochodzi z 51/52 (1821/1822) numeru „Tygodnika Solidarność”.