Aleksandra Fedorska ujawnia kulisy wydalania imigrantów z Niemiec do Polski
Przed tym samym wyzwaniem staje także Roma Mucha, miejscowa działaczka na rzecz praw człowieka, która jest aktywna w ramach fundacji „Miejsce na ziemi”. Polska Straż Graniczna jest tak skrajnie przeciążona, że jak opowiada Mucha, pewnego razu podali nawet prywatny dom należący do działaczy fundacji, aby tam wydalani z Niemiec ludzie mogli znaleźć schronienie.
To jest dopiero początek
Niemiecka Policja Federalna przyznała, że wydaliła w pierwszych czterech miesiącach tego roku do Polski aż 3578 osób, które przebywały na terenie Niemiec. Zdaniem niemieckich funkcjonariuszy należą one do grupy 5621 osób, które nielegalnie przekroczyły granicę polsko-niemiecką. Ponadto w wyżej wymienionym okresie Policja Federalna deportowała do Polski łącznie 178 osób i zawróciła 86 osób.
Policja Federalna informuje, że nie dysponuje jeszcze żadnymi danymi statystycznymi za maj 2024 roku, ale to właśnie maj zdaniem ludzi zaangażowanych w pomoc bezradnym obcokrajowcom był najtrudniejszym miesiącem. Dlatego też obawiają się oni, że liczba osób wydalanych przez Niemców jeszcze wzrośnie. Potrzebna jest pomoc z ramienia miasta i świadomość problemu.
Od miesięcy w Lubuskiem bije się na alarm, ale władze nie chcą słyszeć o problemach z imigrantami. Straż Graniczna w Tuplicach, która przejmuje tych wydalonych z Niemiec ludzi, może działając nawet w dobrej wierze, wciska im do ręki kartkę z punktami pomocy dla uchodźców. Lecz co z tego, skoro jadłodajnie są czynne tylko od 7.00 do 15.00 i nie dysponują noclegami. Województwo posiada całodobowe instytucje pomocy dla osób wydalonych z Niemiec, ale są one często w złym stanie.
Sulczewscy nie odeślą człowieka w potrzebie, to nie ten typ ludzi. Głodny dostanie chleb i miejsce do snu. Podstawy humanitarne. Gdy do ośrodka trafił niedawno człowiek bez butów, Janusz Sulczewski zdjął swoje kapcie i przekazał je człowiekowi, którego stopy od chodzenia bez obuwia były całe pokaleczone. – Ci ludzie, którzy lądują u nas z posterunku granicznego w Tuplicach, są przerażeni. Czasem mijają trzy doby, nim zrozumieją, że nie są w więzieniu. Większość z nich nie wie, co to jest noclegownia – tłumaczy Bartosz Sulczewski. Osoby, które miały okazję po wydaleniu przez Niemców być na posterunku w Zielonej Górze-Babimoście, są spokojniejsze. Na to zwraca uwagę także Janusz Sulczewski.
– „Treating bad” – to jest wypowiedź, która padła nieraz w kontekście niemieckiej policji – mówi Bartosz Sulczewski.
To, że dochodzi do złego traktowania ludzi przez niemiecką straż graniczną, potwierdza Roma Mucha. Niedawno jej organizacja miała do czynienia z małą grupą osób, którą Niemcy porzucili w lesie. Ci ludzie koczowali zdezorientowani aż dwa tygodnie w pasie przygranicznym. Ich stan był bardzo poważny, gdy dostali się pod opiekę aktywistów.
Lubuskie nie należy do zamożnych terenów. Właściwie region ten nadal stara się, jak może, aby poradzić sobie z wyzwaniami związanymi z Ukraińcami, którzy przybyli tam, uciekając przed wojną w swoim kraju. W tej grupie jest bardzo wiele kobiet i dzieci. W punkcie pomocy Caritasu w godzinach popołudniowych tworzą się kolejki.
Młodzi mężczyźni wydaleni z Niemiec potrzebują także jedzenia i schronienia, ale ich potrzeby dotyczą poza tym kwestii finansowych. Oni deklarują, że nie mają nic przy sobie. Należy również zaznaczyć, że osoby te, będąc w tej trudnej sytuacji, mijają się niekiedy z prawdą w swoich wypowiedziach, aby osiągnąć swoje cele.
Na miejscu starają się organizować pieniądze. Pytają o udostępnienie rachunków bankowych do przelewu z zagranicy. Po stronie polskiej są osoby, które zgadzają się na takie rzeczy , prawdopodobnie nie będąc świadomymi tego, że może to zostać wykorzystane w niebezpiecznych celach.
Obcokrajowcy są także cały czas zainteresowani zdobyciem smartfonów. Z ich perspektywy jest to jedyna możliwość kontaktu z ich światem. Właśnie na tym tle doszło już do konfliktów w ośrodkach pomocy w rejonie zielonogórskim.
Czytaj także: Polska minister mówi wprost: „polski rynek potrzebuje migrantów”
Dlaczego Polska to akceptuje?
W międzyczasie pojawiły się dokumenty wskazujące na to, że Niemcy wykorzystują niezdecydowanie polskich władz i z zasady wydalają do Polski osoby bez dokumentów.
To spotkało także 21-letniego rowerzystę o ciemnej karnacji na autostradzie nr 11 w pobliżu miasta Penkun, oddalonego 5–7 kilometrów od granicy z Polską. Mężczyzna został zatrzymany przez policję 3 czerwca o godz. 12.00. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów, jedynie rower. Lokalna prasa opisała ten przypadek z satysfakcją, bo człowiek ten został już o 18.30 deportowany do Polski.
Podstawą wydalenia do Polski miały być jego zeznania, w których oświadczył policji, że zapłacił 14 tys. euro za przemyt przez Białoruś i podróżował do Rygi taksówką. Potem kupił rower na Łotwie, podróżował autobusem i pociągiem do granicy, a następnie przekroczył granicę polsko-niemiecką na rowerze.
Niemcy nawet w takim przypadku potrafią wypaczać ustawy i wydalić taką osobę do Polski, mimo że człowiek dotknięty tym wydaleniem miał powiedzieć, że wjechał do UE przez Łotwę, a następnie był na Litwie. Niemców fakty czy logiczne myślenie mało interesują. Ważne, aby zrobić wrażenie na swoich obywatelach, że zwalcza się migrację, i faktycznie coraz skuteczniej wydala się ludzi do Polski. Jest to możliwe, ponieważ polska Straż Graniczna akceptuje wywody Niemców, które – jak wskazuje przykład z Perkun – nie są ani logiczne, ani rzeczowe, ani zgodne z prawem.
Aamin Muridi Abdulkadir, prawdopodobnie pochodzący z Somalii, został przekazany placówce Straży Granicznej w Tuplicach. Protokół sporządzony przez Zuzannę Matusiewicz 26 maja świadczy o tym, że Abdulkadir był wcześniej także na terenie Niemiec, niedaleko Klein Bademeusel, gdy został zatrzymany przez niemiecką policję. W protokole ewidentnie wskazuje się na to, że nie doszło do złożenia wniosku o azyl w Niemczech. Człowiek podający te same personalia pojawił się jednak ponownie w dokumentach Straży Granicznej w Tuplicach już 28 maja, bo został złapany przez stronę polską na próbie przekroczenia granicy z Niemcami.
Oszustwo na Dublin III na oczach polskiej SG
Z dokumentów Policji Federalnej we Frankfurcie nad Odrą, ale także z protokołów sporządzonych przez polską Straż Graniczną wynika, że Niemcy, wydalając tych ludzi do Polski, powołują się na Rozporządzenie Dublin III z 2013 roku. Jednak procedura dublińska jest w tych przypadkach zwykłym nadużyciem, ponieważ powstała ona w celu zapewnienia, że każdy wniosek o azyl złożony na terytorium państw członkowskich jest rozpatrywany tylko przez jedno państwo pod względem prawa materialnego. W wyżej wymienionych i udokumentowanych trzech przypadkach nie doszło do wniosku o azyl w żadnym z państw UE.
Jeśli istnieją przesłanki wskazujące na to, że wniosek o azyl został złożony w granicach innego państwa członkowskiego, akta muszą być przekazywane w Niemczech do Urzędu Federalnego ds. uchodźców odpowiedzialnego za daną lokalizację w celu wszczęcia procedury dublińskiej. Jeśli analiza wspomnianego urzędu wykaże, że inne państwo członkowskie może być odpowiedzialne za rozpatrzenie wniosku o azyl, wysyłany jest tak zwany wniosek o przejęcie. To państwo członkowskie musi wyrazić zgodę na przejęcie tego człowieka. Wtedy Urząd Federalny nakazuje deportację do odpowiedniego państwa członkowskiego.
Osoba dotknięta tą procedurą może odwołać się od decyzji i złożyć wniosek do właściwego sądu administracyjnego o wydanie postanowienia o skutku zawieszającym zgodnie z § 80 ust. 5 VwGO. Przekazanie do innego państwa członkowskiego nie jest dozwolone przed wydaniem przez sąd decyzji w sprawie wniosku o odwołanie.
Wydalenia do Polski są przeprowadzane niepraworządnie
Jak karczemnie i z pominięciem reguł praworządności przeprowadzane są wydalenia osób z Niemiec do Polski wskazuje przypadek człowieka określanego przez niemiecką Straż Graniczną z Frankfurtu nad Odrą jako „Jammal”. Inspekcja Policji Federalnej wydała w stosunku do niego zakaz wjazdu do Niemiec. Decyzja o wydaleniu Jammala z Niemiec była w jego przypadku powiązana z wydaleniem do Polski, jak zapisane jest w dokumencie z 13 maja br. Niemieccy policjanci pisemnie informują, że wydalają Jammala, bo kojarzą go z wydarzeniem, do którego doszło niedaleko miejsca jego pobytu i było nieuprawnionym wjazdem na terytorium Niemiec. Nie pokazano żadnych dowodów.
Policja zwraca uwagę na to, że Jammal nie miał przy sobie żadnych dokumentów i dlatego został natychmiast zakwalifikowany do wydalenia z Niemiec. Dokument zawiera formułę o ewentualnym odwołaniu się od tej decyzji, ale wydalenie jest wszczęte natychmiast. Jammal odmówił podpisania dokumentu sporządzonego przez policję niemiecką. Mimo to został wydalony do Polski.
Nikt nie wie, kim naprawdę są
Jak zapewnia Bartosz Sulczewski, do Polski trafiają z Niemiec jak na razie mężczyźni w sile wieku, w przedziale 30–40 lat. Olbrzymia większość z nich jest co prawda psychicznie załamana i obarczona problemami zdrowotnymi, ale nie wymagali dotychczas konsultacji lekarskich. Sulczewscy są zaniepokojeni trudnościami mentalnymi, z którymi są skonfrontowani w kontakcie z tymi ludźmi. Ci cudzoziemcy funkcjonują jakby poza społecznością, która mieszka w noclegowni. Jest to społeczność przestrzegająca reguł tego miejsca i w olbrzymiej większości są to osoby w wieku średnim i starszym pochodzenia polskiego. Cudzoziemcy nie integrują się z nimi. Jedzą na korytarzu lub w swoich pokojach. Jak na razie Niemcy nie wydalają do Polski kobiet ani dzieci.
Nowym zjawiskiem jest znaczny wzrost udziału osób posługujących się językiem perskim. Sulczewscy przywykli do komunikacji w języku angielskim lub przez translator w smartfonie. Wcześniej trzeba było tylko ustawić język arabski, aby przekazać podstawowe informacje, ale w ostatnim czasie przybysze chcą się komunikować w języku perskim i deklarują, że pochodzą z Iranu. Jeden z tych ludzi miał powiedzieć, że w swojej ojczyźnie pracował jako policjant. Świadkowie tej wypowiedzi zapamiętali tego Irańczyka jako bardzo pewnego siebie mężczyznę, który robił wrażenie osoby zadbanej, i także został wydalony z Niemiec i przekazany polskiej Straży Granicznej.
W przeszłości łatwo było dostać się do Niemiec z Polski, ale od połowy października 2023 r., gdy Niemcy wprowadziły kontrole stacjonarne i w regionach przygranicznych przy jednoczesnym zaostrzeniu polityki migracyjnej, próby przedostania się do tego kraju często się nie udają. Czasem osoby próbują nawet trzy razy przekroczyć granicę i są odsyłane do Polski.
Popularne jest staranie się o wygląd Europejczyka. Zdaniem obcokrajowców wystarczy tylko wyglądać trochę na dobrze ubranego Europejczyka, aby niemiecka policja kogoś nie zatrzymała i nie wydaliła. Lecz w ostatnich miesiącach coraz trudniej jest osobom o kolorowej skórze przedostać się do Niemiec. Te, które zostają w Polsce, popadają w depresję i desperację. Będąc w Polsce, nie posiadają środków do życia i nie potrafią funkcjonować w naszym społeczeństwie, które jest im nieznane i całkiem obce. Osoby te zaczynają szybko tworzyć ze sobą powiązania, które niekiedy budzą niepokój także u Sulczyńskich. Są powody, aby przypuszczać, że w Lubuskiem tworzą się już sieci przemytników ludzi. Jest to niebezpieczne zjawisko, z którego może wyniknąć wiele problemów dla tego biednego regionu, który i bez cudzoziemców ma olbrzymie kłopoty.