Sprawa wymiany więźniów to porażka Polski na wszystkich płaszczyznach
Tym razem na stole negocjacyjnym w sprawie największej wymiany więźniów po stronie rosyjskiej leżały dokumenty zwykłych przestępców, często morderców, związanych z GRU, FSB i rosyjskim wojskiem. Zachód domagał się uwolnienia przede wszystkim dziennikarzy, głównie zachodnich, oraz aktywistów z Rosji i Białorusi, których władze skazały często na bardzo wysokie kary kolonii karnych.
W teczce przygotowanej przez służby zachodnie zabrakło kilku nazwisk, w tym Andrzeja Poczobuta, działacza Związku Polaków na Białorusi i białoruskiego opozycjonisty, przez wiele lat wroga publicznego numer 1 w Mińsku, ale również w Moskwie. Dzisiaj wiadomo już, że nazwisko Polaka nigdy nie pojawiło się w dokumentach więźniów, których zwolnienia miał domagać się Zachód.
Szpieg, którego lubiła opozycja
Polski rząd nie dołączył do listy więźniów, za których NATO wymieniło rosyjskich szpiegów i morderców, Polaka, który tak bardzo przysłużył się walce o demokratyzację Białorusi i głośno występował przeciwko agresywnemu najazdowi Rosji na Ukrainę, nazywając po imieniu rozpętany przez Putina konflikt wojną (do dzisiaj i w Mińsku, i w Moskwie oficjalną nazwą wojny na Ukrainie jest „specjalna operacja wojskowa na Ukrainie”). Tym trudniej to zaakceptować, że łapiąc i skazując rosyjskich szpiegów, Polska udostępniała Zachodowi swoje zakłady karne.
Z jednego z nich zresztą na ostatnią wymianę trafił Paweł Rubcow, oficer wywiadu wojskowego GRU, który w Polsce prowadził działalność pod nazwiskiem Pablo Gonzalez, dość skutecznie infiltrując środowisko rosyjskich i białoruskich opozycjonistów przebywających w Polsce lub tylko ją odwiedzających. Rubcow był zresztą doskonały w budowaniu swojej dziennikarskiej legendy. Na tyle doskonały, że nawet kiedy został zatrzymany i aresztowany (z zarzutami szpiegowania na rzecz Rosji) przez służby podlegające PiS-owskim ministrom, z ław ówczesnej opozycji, polityków PO, Trzeciej Drogi i Lewicy podniosły się głosy domagające się jego natychmiastowego uwolnienia, w najgorszym wypadku odesłania do Hiszpanii, „gdzie jego dom”. Czas pokazał, że sprawa tego domu nie była wcale taka oczywista, bo Gonzalez naprawdę nazywał się zupełnie inaczej i znany był doskonale współpracującym z polskimi służbami wywiadom członków NATO.
Nowy rząd szybko zamiótł pod dywan sprawę, która jeszcze w 2022 roku miała być dowodem na panujący nad Wisłą autorytaryzm Zjednoczonej Prawicy. Rubcow od tamtej pory siedział w jednym z zakładów karnych w południowej Polsce. I choć Rosja sygnalizowała chęć ściągnięcia swojego oficera z powrotem, Polska nigdy nie podjęła się negocjacji w sprawie wymiany szpiega na Andrzeja Poczobuta. Nawet wtedy, kiedy bliscy aresztowanego w Mińsku Polaka sygnalizowali jego zły stan zdrowia, a nierzadko brak jakichkolwiek informacji od więźnia białoruskiego reżimu.
Prawdę mówiąc, Poczobut w więzieniu jest dla obecnych władz polskich dość wygodny. Po pierwsze - zawsze można go odkopać w mediach, pokazując jeden czy dwa materiały na jego temat, a przy okazji odwrócić uwagę opinii publicznej od spraw, które toczą się nad Wisłą. Nieraz sięgano do sprawy Poczobuta w tym celu, odkąd nowa władza zaczęła wprowadzać swoje porządki. Ba! Poczobut miesiąc temu został nawet honorowym obywatelem Warszawy, o czym można się było dowiedzieć również z ogólnopolskich mediów, przy okazji poznając historię jego więzienia, opinię o trudach zakładów karnych na Białorusi i słuchając przerażonych członków rodziny, których pewność, że jeszcze zobaczą go żywego, z każdym miesiącem maleje.
Licząc na głupotę wyborców
Dzisiaj – kiedy okazało się, że rola Polaków przy wymianie więźniów skończyła się na niezgodnym z prawem (o czym za chwilę) uwolnieniu rosyjskiego szpiega – polska dyplomacja ustami ministra Radosława Sikorskiego zapewnia, że negocjacje w sprawie uwolnienia Polaka toczą się innym trybem. Jakim? Otóż ma ono zależeć od otwarcia przejść granicznych z Białorusią. Minister Sikorski liczy przy tym na nieogarnięcie Polaków, którzy jednak pamiętają, że Polska jest członkiem NATO, Unii Europejskiej, a w końcu strefy Schengen, w związku z czym decyzje w takiej sprawie nie mogą być podejmowane w warszawskich gabinetach.
Rząd Donalda Tuska zobowiązał się przestrzegać wszystkich ograniczeń nałożonych na Białoruś i Rosję przez Zachód w związku z wojną na Ukrainie i gładkie słowa ministra Sikorskiego wypowiadane w białoruskich mediach (portal zerkało.io: „decyzje o otwarciu przejść granicznych z Białorusią zależą od uwolnienia przez władze w Mińsku dziennikarza Andrzeja Poczobuta”) czy w serwisie X to wyłącznie medialne zagranie, bo Aleksandr Łukaszenka również doskonale wie, że Sikorski bez NATO i UE nie zrobi w tej sprawie nic – chyba że będzie chciał narazić się na ostracyzm Zachodu, który spotkał właśnie Victora Orbana, jak raz otwierającego granice dla Rosjan i Białorusinów. Być może w ciągu najbliższych tygodni Węgry zostaną zawieszone w strefie Schengen.
Poza tym – to prawda oczywista od czasów mediacji wahadłowych prowadzonych w czasach zimnej wojny przez Henry’ego Kissingera, amerykańskiego polityka i dyplomaty – propozycji negocjacyjnych nie przedstawia się ultymatywnie i nigdy za pośrednictwem mediów. Mińsk nie uwolni Poczobuta po to, żeby w sprawie otwarcia przejść granicznych zdać się na łaskę ubezwłasnowolnionego w europejskiej polityce szefa polskiej dyplomacji. Takie słowa niepotrzebnie krzywdzą rodzinę uwięzionego Polaka.
Czytaj także: Nienawiść już nie wystarcza: kolejne kompromitacje rządu
Lista przygotowywana od dawna
Rosjanie swoją listę uwięzionych przygotowali bardzo starannie. Otwierał ją Wadim Krasikow, skazany w Niemczech za zamordowanie w biały dzień czeczeńsko-gruzińskiego dysydenta Zelimchana Changoszwilego. Oprócz wymienionego już Rubcowa Rosjanie domagali się również uwolnienia i przekazania im hakera Romana Sielezniowa, powiązanego z Kremlem przestępcę skarbowego i giełdowego Władisława Kluszyna, szpiega i handlarza bronią Wadima Konoszczenkę, złapane na Słowacji małżeństwo szpiegów Artioma i Annę Dulcewów i ukrywającego się na uniwersytecie w Norwegii szpiega oraz propagandystę Michaiła Mikuszyna. Wielu z nich miało na sumieniu przynajmniej jedno morderstwo.
Wszystkich uwolnionych na moskiewskim lotnisku osobiście witał Władimir Putin, szczególnie długo gratulując Krasikowi. Wiemy o tym z uwiecznionego na kamerach powitania, które wciąż jest jednym z najczęściej wyświetlanych filmów w Rosji. To nagranie propagandzisty Putina Pawła Zarubina. Słychać na nim, jak Władimir Putin zapowiada, że spotyka się ze „swoimi ludźmi nie ostatni raz”. Wszyscy zostaną zgłoszeni do nagród państwowych, a na rozmowę o ich przyszłej służbie dla Rosji przyjdzie jeszcze czas.
Dzięki wymianie na Zachód wrócili dziennikarz „The Wall Street Journal” Evan Gershkovich, były amerykański żołnierz Paul Whelan, dziennikarka Radia Wolna Europa Alsu Kurmasheva, obecnie jeden z najważniejszych rosyjskich opozycjonistów Władimir Kara-Murza, również opozycjonista rosyjski, były współpracownik zabitego pod murami Kremla Borysa Niemcowa Ilja Jaszyn, noblista i twórca stowarzyszenia Memoriał Oleg Orłow, niezależny dziennikarz Andriej Piwowarow, proukraińska działaczka Aleksandra Skoczylenko i trójka pracowników sztabu także zabitego przez reżim Putina opozycjonisty Aleksieja Nawalnego – Lilia Czanyszewa, Wadim Ostanin i Ksenia Fadiejewa.
W dalszej części negocjacji w sprawie uwolnienia z rosyjskich i białoruskich więzień do listy po „stronie zachodniej” dopisano jeszcze Kewina Lika, pół-Niemca, pół-Rosjanina skazanego na Białorusi na karę śmierci (i ułaskawionego przez Łukaszenkę), Rico Kriegera, niemieckiego medyka, i kolejnych Niemców – Patricka Schoebela, którego złapano na lotnisku z marihuaną, oraz prawnika Germana Mojżesza, który pomagał Rosjanom otrzymywać pozwolenia na pobyt w Unii Europejskiej. Listę zamykał politolog Demuri Woronin, współpracujący niegdyś z gazetą „Kommiersant”. Nazwisko Poczobuta nie było dyskutowane.
Co dała Polsce wymiana?
Skoro Polska nie zyskała na wymianie więźniów, gdzie jest polska część NATO-wskiego sukcesu, o której mówią i Radosław Sikorski, i Donald Tusk (dziękujący – to rzadkość! – prezydentowi Andrzejowi Dudzie)? Wiele wskazuje na to, że służalcza postawa polskich służb i – jednak – zależna od rządu rzekomo niezawisła pozycja polskich sędziów (pomimo wyroku skazującego z więzienia został wypuszczony osadzony – na podstawie wyłącznie decyzji administracyjnej niewłaściwego ministra; sądy wykonały polecenie rządu, a teraz muszą szybko to naprawić, wydając wyrok zwalniający z odbywania kary post factum) miała na celu ocieplenie wizerunku administracji i służb Rzeczpospolitej, które po raz pierwszy od upadku PRL dały się złapać na łamaniu praw człowieka. Łamaniu praw w najgorszym wydaniu, bo wobec politycznych opozycjonistów, aktywnych polityków.
Ich zarzuty ani w NATO, ani w Brukseli nie pozostały bez echa. I nie wzmocniły pozycji polskiego rządu na arenie międzynarodowej. Uległość w sprawie wymiany więźniów bezspornie pomogła więc jedynie gabinetowi Donalda Tuska – odbyła się kosztem najważniejszego związanego z naszym krajem więźnia politycznego na Białorusi.