Prof. Władysław Mielczarski: Nie ma dowodów na to, że CO2 spowoduje ocieplenie. Polski węgiel może być tani
Z jednej strony dąży się do eliminacji paliw kopalnych z miksu energetycznego, z drugiej zaś opóźnia się budowę elektrowni atomowej, stawiając na OZE. Jakie to będzie miało konsekwencje?
Prof. Władysław Mielczarski:
Będzie miało takie konsekwencje, że zabraknie energii. Zresztą to jest oficjalne stanowisko polskiego rządu, że po 2030 roku tej energii będzie brakowało najpierw rzędu 100 godzin rocznie, później rzędu 600, a nawet więcej. 600 godzin to jest miesiąc.
Na to są dokumenty Ministerstwa Klimatu i Środowiska bardzo dokładnie pokazujące, ile będzie brakowało tej energii (Sprawozdanie z monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej). To sprawozdanie muszą robić rządy krajów członkowskich na bazie prawa unijnego. Te braki energii to nie jest jakaś hipoteza, tylko to jest oficjalne stanowisko rządu.
- Karol Trammer o sytuacji w PKP Cargo: To restrukturyzacja w najgorszym tego słowa znaczeniu
- Kto jest prokuratorem krajowym? Jest stanowisko Sądu Najwyższego
- Pałac Buckingham. Pilne doniesienia w sprawie księżnej Kate
- Nie żyje twórca kultowych komedii
Czy jest jeszcze czas na to, żeby zaradzić temu problemowi?
Nie. Również w tym samym dokumencie jest pokazane, że do 2030 roku powinniśmy w opcji realistycznej wybudować rzędu 5000 MW nowych mocy wytwórczych i to tzw. ciągłych, czyli takich, które pracują niezależnie od warunków pogodowych. Nie mówimy o panelach czy o wietrze, mówimy o gazie, atomie, węglu. 5000 to jest więcej niż Elektrownia Bełchatów, to jest właściwie 20 proc. całej mocy. A do 2035 r. to już rzędu 12 000, tak że nie mamy szans na wybudowanie tak dużych moce, w tak krótkim okresie. Stałe czasowe w elektroenergetyce są bardzo długie - najkrócej buduje się elektrownię gazową, ale nawet od tego momentu, kiedy wchodzimy na budowę do oddania użytku mijają 3,5-4 lata, a trzeba jeszcze wliczyć cały proces przygotowania, uzyskania zgód środowiskowych itd. Ten proces to jest więc minimum 5-6 lat. W przypadku elektrowni węglowej mówimy o 7-10 lat. Jądrowej - jak pokazują dane w tej chwili czy to ze Stanów Zjednoczonych, czy z Europy - to jest 18 lat od momentu wejścia na budowę, a jeszcze trzeba policzyć 5 lat przygotowania. Nawet gdybyśmy chcieli, to nie zrobimy tego, bo najwcześniej elektrownia gazowa byłaby w 2031-32 roku, elektrownia jądrowa - 2045, o węglu już raczej nie mówimy.
"Niemcy się nie przejmują"
O gazie też trudno, dlatego że gaz już też jest nieekologiczny zdaniem unijnego mainstreamu... Być może to jest przyczyna, dla której te inwestycje nie były dokonywane.
Wszystko ma drugie dno.
Czy gaz jest ekologiczny, czy nie to zależy, jak bardzo ktoś się tym przejmuje. Niemcy się tym nie przejmują.
Natomiast u nas, w Polsce, jest taki problem - zresztą w całej Europie - że do dużej elektroenergetyki potrzeba dużo gazu. W tej chwili, biorąc pod uwagę gaz, który możemy mieć - to jest około 5 mld m3 własnego wydobycia rocznego, gazoport też może dać około 5 mld, to jest 10 mld m3, jeszcze Baltic Pipe 8 mld, a potrzeby są ponad 20 mld m3 - w tej chwili zaspokajamy bieżące zapotrzebowanie na gaz. Dużo gazu potrzeba dla przemysłu chemicznego jako surowiec, w związku z tym na energetykę nie starcza. Obliczyliśmy, że gdyby energetykę węglową przestawić na gazową, to potrzeba by było 30 mld m3 rocznie czyli taki gazociąg "Jamał", z którego nie korzystamy. Nie ma skąd tego gazu wziąć? Mało tego, dostawy gazu są bardzo ryzykowne. Zrezygnowaliśmy z Rosji, bo to było ryzykowne. Przestawiliśmy się po trochu na gaz z Norwegii, ale my tam konkurujemy o złącze z Duńczykami, ponieważ przez ich terytorium idą nasze gazociągi Baltic Pipe, i z Niemcami, i oczywiście sprowadzamy gaz płynny. Z gazem płynnym sytuacja wygląda tak, że on podlega grze międzynarodowej, to znaczy tankowce płyną tam, gdzie są lepsze ceny - często na morzu są przekierowywane. Tankowce płyną tam, gdzie dealerzy mogą dostać wyższe ceny. Jeszcze teraz na Morzu Czerwonym jest dość niebezpiecznie i praktycznie wszystkie linie go omijają, a gazowce płyną naokoło Przylądka Dobrej Nadziei, w związku z tym to trwa dosyć długo. Tego gazu nie ma zatem skąd brać. Natomiast jeżeli już zaczęliśmy kwestię ekologii, to Niemcy na przykład rozpoczęli teraz program subsydiowania elektrowni gazowych. Oczywiście nie można tych elektrowni gazowych budować, bo tu już jest ta retoryka zielonoładowa, więc oni budują te elektrownie pod hasłem: "Hydrogen ready" czyli "Gotowe na wodór", z tym że ten wodór to byłby ewentualnie po 2040 roku, bo myśmy nie opanowali technologii spalania wodoru w dużych turbinach. Możemy spalać w turbinach, ale do 10 proc. domieszki wodoru do gazu ziemnego, natomiast samego wodoru nie możemy spalać z dwóch powodów: jest on bardzo wybuchowy (szybko się spala) i penetruje struktury stali, bo jednak turbiny muszą być stalowe, powodując jej kruchość (ten metal pod wpływem wodoru po prostu się rozpada). Niemcy budują po prostu zwykłe elektrownie na normalny gaz ziemny, ale mają taką nalepkę "Hydrogen ready", cokolwiek by to znaczyło.
"Wszystkie technologie węglowe są czyste"
Istnieją czyste technologie węglowe. Dlaczego zatem stawia się w Polsce dekarbonizację?
W tej chwili wszystkie technologie węglowe są czyste. Technologie węglowe może były brudne, ale 70-80 lat temu. Dzisiaj, jeżeli chodzi na przykład o pyły, to wychwytujemy ich przy produkcji węgla 99,9 proc.
Są potężne filtry elektrostatyczne, gdzie potrafimy to wychwycić i mogę panią zapewnić, że powietrze, które wychodzi z komina ciepłowni, jeśli chodzi o pyły, to ma ich znacznie mniej niż pani sąsiad, który napali sobie wieczorem w kominku. Są oczywiście jakieś tam domieszki siarki czy tlenków azotu, ale my to wychwytujemy. W tej chwili są tak skuteczne metody odsiarczania, że do atmosfery wydostają się minimalne ilości. Technologie spalania węgla są czyste.
Czy CO2 to rzeczywiście gaz cieplarniany, czy mamy do czynienia z ogólnoświatowym ogłupianiem?
Możemy go nazwać cieplarnianym, ale nie ma żadnych dowodów na to, że ten gaz, czy jego wydzielanie spowoduje kiedyś ocieplenie. Dowodów na to nie ma żadnych. Są jakieś teorie, ale one nie są w żaden sposób umocowane.
Oczywiście w propagandzie są takie twierdzenia, że mamy dowody, że będzie globalne ocieplenie z powodu tego dwutlenku węgla. Ale to jest oksymoron w zdaniu, że mamy dowody, że coś będzie, ponieważ my nie mamy dowodów jeżeli chodzi o zdarzenia w przyszłości, które się nie zdarzyły. Nie trzeba wielkiej logiki, na przykład filozofii studiować, żeby wiedzieć, że jeżeli coś się nie zdarzyło, to nie można mieć dowodu na to, że to się zdarzy. My możemy tylko przypuszczać. Jest sporo różnych teorii, ale one są mało udokumentowane. Najbardziej udokumentowana jeżeli chodzi o te kwestie ocieplenia jest teoria Milankovicia z 1912 roku i ona pokazuje, że temperatura na Ziemi zależy od koincydencji trzech elementów: orbity, w jakiej Ziemia okrąża słońce, bądź nieregularności tej orbity, szybkości obrotu Ziemi wokół własnej osi, też nieregularności tej prędkości, i nachylenia kąta Ziemi. Te nieregularności zdarzają się z różnymi cyklami i ich koincydencja powoduje zmiany klimatu na Ziemi. Jest jeszcze teoria mówiąca o silnym promieniowaniu, ale ona nie jest dobrze udokumentowana, natomiast teoria Milankovicia ma dosyć duże poparcie geologiczne, ponieważ w latach 70. dokonywano odwiertów geologicznych. Na przekrojach skał pokazano - bo to można pokazać - jak się zmieniał klimat: najpierw był tropik, potem epoka lodowa, potem było cieplej. Zresztą widzimy to w Europie, że najpierw w średniowieczu było ocieplenie. Później przyszła mała epoka lodowa - to jest XVI-XVII wiek. Obecnie mamy cieplejszy okres, ale nie znaczy to że będzie jakieś dramatyczne i globalne ocieplenie. Dowodów na to nie ma, ale są różne teorie. Natomiast jest teoria ocieplenia służy głównie po to, żeby wesprzeć biznes. To jest taka osłona pijarowska do tego biznesu, który nazywa się zieloną transformacją.
Eksperci alarmują, że polski węgiel jest najdroższy na świecie, a kopalnie są kulą u nogi gospodarki i trzeba je zamknąć. Czy gdyby nie te wszystkie zielone daniny, na które zgadzały się kolejne ekipy rządzące, to też byłby niekonkurencyjny?
Ceny węgla zmieniają się cyklicznie i to na całym świecie. My patrzymy głównie na ceny węgla na tzw. ARA (to są trzy porty: Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia) i one tworzą cenę. Ta cena się zmienia i ma wpływ na to, co się dzieje u nas. Ceny w Polsce są troszeczkę opóźnione za tymi cenami na ARA. To się zmienia cyklicznie.
Polski węgiel wcale nie jest najdroższy na świecie. Najdroższy jest o tyle, że my zamykamy kopalnie i cała ta dekarbonizacja narzuca potężne koszty. Gdybyśmy normalnie te złoża eksploatowali, planowo odkrywali itd., te koszty nie byłyby wcale większe, niż gdybyśmy musieli kupić ten węgiel z importu.
Ale tutaj likwidacja kopalń niewiele spowoduje, bo my nadal będziemy potrzebowali węgla. Mamy głównie elektrownie węglowe. W zeszłym roku, w 2023, 61 proc. energii elektrycznej pochodziło z węgla i my nie mamy czym tego węgla zastąpić. Jeżeli nawet byśmy zamknęli własne kopalnie - ten proces trwa - to musimy ten węgiel sprowadzić i wcale nie sprowadzimy go taniej. Wręcz przeciwnie, wchodząc na rynek jako duży odbiorca natychmiast podniesiemy ceny. Likwidacja własnego węgla to nie tylko straty ekonomiczne, ale uzależnienie od dostawców zagranicznych.
Gdyby do węgla dano 20 proc. subsydiów, które trafiają do źródeł odnawialnych, to on byłby tańszy nawet dzisiaj.
Jak policzymy, jaki jest koszt produkcji energii elektrycznej - nie mówię o cenie, bo cena zależy od subsydiów i systemu podatkowego ETS - to wyniesie on na przykład w elektrowni Bełchatów 300 zł za MWh. Koszt produkcji z węgla w takiej elektrowni, jak Kozienice, Jaworzno, czy Opole - to są elektrownie węgla kamiennego - to jest 400 zł. Natomiast jeżeli my policzymy wszystkie subsydia (do rozwoju sieci, do bilansowania i inne), energia z wiatraków - tych lądowych - to jest rzędu 780 zł, a energia z paneli fotowoltaicznych jest powyżej 800 zł. W związku z tym ta energia z węgla jest tańsza i nawet gdy elektrownie węglowe płacą podatek ETS, to i tak energia z węgla jest tańsza niż ze źródeł odnawialnych, kiedy policzy się wszystkie ukryte subsydia. Proszę zobaczyć, że w tej chwili na przykład PSE SA, nasz operator sieci przesyłowej, poinformował, że buduje linię elektroenergetyczną znad morza na południe, która będzie kosztowała 600 mln zł i ona jest całkowicie przeznaczona dla wiatraków morskich, które budujemy, nie mówiąc już o innych subsydiach.
Na rozwój sieci dla odnawialnych źródeł energii wydajemy prawie 13 mld zł rocznie. Gdyby nie było OZE, to wystarczyłby 1-2 mld na odnowienie starej sieci, bo my jako odbiorcy nie potrzebujemy nowych sieci. My mamy tę energię - w Polsce od 50 lat nikomu nie brakuje energii, poza drobnymi awariami. Te miliardy, które idą na rozwój sieci, to idą na odnawialne źródła energii.
Fotowoltaika i pompy ciepła nie gwarantują stabilności
Są tacy, którzy usiłują przekonywać, że fotowoltaika i pompy ciepła są w stanie zagwarantować stabilność energetyczną i zastąpić ogrzewanie węglem. Czy rzeczywiście?
Akurat jest odwrotnie. Te dwie technologie mijają się jakby w czasie, bo fotowoltaika dostarcza energii w miesiącach kwiecień-lipiec do sierpnia, kiedy pompy ciepła nie są do niczego potrzebne. Kiedy natomiast pompy ciepła potrzebują energii, czyli od listopada do marca, to w tym momencie praktycznie fotowoltaiki nie ma. Fotowoltaika naprawdę nic nie pomoże w zimie, ponieważ wytwarza minimalne ilości energii. Jesteśmy krajem na 50. równoleżniku szerokości północnej i potrzebujemy energii. Sezon zimowy w Polsce jeśli chodzi o ogrzewanie trwa siedem miesięcy. To jest więcej niż pół roku, a w tym momencie słońca praktycznie nie ma. Ktoś, kto to mówi, mówi kompletne bzdury.
Polska racja stanu
Jaka transformacja energetyczna byłaby zgodna z polską racją stanu?
Transformacja energetyczna czy techniczna była od zawsze. Przecież my jako inżynierowie zaczynaliśmy tę transformację techniczną 200-250 lat temu od opanowania technologii parowej.
Była prosta maszyna parowa Watta, później była lokomotywa Stevensona, później zbudowaliśmy koleje, później polecieliśmy w kosmos i zawsze transformacja była. Nikt jej nie wymyślił, ona zawsze była, tylko była robiona w ten sposób, że inżynierowie proponowali pewne rozwiązania, społeczeństwo te rozwiązania przyjmowało lub nie. Nikt nie robił polityki energetyczne i nie próbował sztucznie tym sterować, tak jak w tej chwili to robi. To działało. Zresztą proszę zobaczyć nawet dzisiaj, jeżeli technologia jest dobra, to ona nie potrzebuje subsydiów. Jakieś dziesięć lat temu obserwowaliśmy pojawienie się telewizorów i monitorów z płaskimi ekranami. Proszę zobaczyć, że ludzie dosłownie w ciągu roku czy dwóch zmienili potężne, lampowe telewizory na płaskie ekrany i nikt nie musiał ich do tego zachęcać. Nie tworzono wokół tego polityki, nie wydawano dyrektyw ani rozporządzeń. Po prostu technologia była lepsza, tańsza - ludzie poszli do sklepu i kupili.
Myślę, że na tym powinna polegać transformacja energetyczna - powinna być naturalna.
Energia elektryczna jest taką najbardziej wysublimowaną formą energii. Ona jest potrzebna do życia współczesnego społeczeństwa. Takie społeczeństwo nie jest w stanie egzystować nawet przy krótkich przerwach w dostawach energii elektrycznej - musi być ona wytwarzana ciągle. I teraz my możemy w sposób ciągły wytwarzać tę energię tylko w trzech technologiach. Jako fizycy, inżynierowie nie znamy innych technologii, żeby ciągle wytwarzać energię elektryczną - to są elektrownie węglowe, od których mamy odchodzić, to są elektrownie gazowe, których nie mamy i raczej nie będziemy mieli, bo nie ma gazu, i to są elektrownie jądrowe, których też nie mamy i raczej nie będziemy mieli, bo to, co się dzieje z programem energetyki jądrowej przypomina raczej zabawę niż rzeczywiste działanie.
Czyli odchodzimy od technologii, które mogą zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne, już nie mówię o istnieniu społeczeństwa.
Proszę sobie wyobrazić, że w nowoczesnym mieście przez 2-3 godziny nie ma energii elektrycznej. Wszystko stanie - koleje, sygnalizacja, windy, szpitale. Szpitale mają wprawdzie zasilanie, ale po dwóch dniach też się skończy.
W interesie Polski byłaby taka transformacja, żeby nie naruszała podstawowych elementów jak ciągłe dostawy energii, nie naruszała bezpieczeństwa energetycznego.
To ostatnie jest dosyć dobrze zdefiniowane we wszystkich krajach na świecie. U nas jest nawet taka preambuła w ustawie Prawo energetyczne. Bezpieczeństwo energetyczne to są ciągłe dostawy paliw i energii dla społeczeństwa i gospodarki po akceptowalnych cenach. Ciągłe to znaczy: 24 h na dobę i 7 dni w tygodniu. A akceptowalne ceny, to takie, które firmy są w stanie zapłacić i być jeszcze konkurencyjne, z czym już w Europie jest coraz gorzej z tym, a społeczeństwo płacąc za energię nie powinno być zmuszane aby rezygnować z innych potrzeb. My to bezpieczeństwo obecnie mamy naruszone. Jeszcze energia płynie, ale proszę zobaczyć już ceny są coraz wyższe, w związku z czym rządy dokładają do tych cen, ale to dokładanie to jest przekładanie z jednej kieszeni do drugiej. Ceną za te subsydia jest inflacja.
Jaka przyszłość czeka polską energetykę?
Obawiam się, że jeżeli nie zawrócimy na tej drodze zielonej transformacji, to jak wskazują dokumenty Ministerstwa Klimatu i Środowiska, po roku 2030 zacznie brakować nam energii.
Po prostu mamy bardzo stare elektrownie - część z lat 60., 70., czyli mające już 50 lat. Czas życia elektrowni węglowej to jest 30 lat. Można je oczywiście remontować, ale są one coraz bardziej zawodne i trzeba je w końcu będzie zlikwidować. Jeżeli nie zawrócimy z tej drogi, to będą nas czekały ograniczenia w dostawach energii. Najpierw się zaczną delikatne, a później coraz bardziej będzie zahamowane życie społeczeństwa. Przede wszystkim stracimy konkurencyjność. Proszę zobaczyć, co się dzieje w Europie. Pani na pewno słyszała o raporcie Draghiego...
Tak...
To jest były premier Włoch i szef Banku Europejskiego, który pokazuje: jak że Europie trudno się rozwijać i być konkurencyjną, skoro ceny energii elektrycznej w Europie są o 50-100 proc. Wyższe niż w Chinach czy USA, a gazu nawet o 300 proc.
Europa traci konkurencyjność. My widzimy, jak przemysł ucieka z Europy. To się nazywa "carbon leakage" czyli "wypływ węgla", ale chodzi o to, że przemysł obciążony opłatami klimatycznymi, jak ETS i inne, ucieka do Indonezji, Egiptu, nie mówiąc już o Azji, gdzie tych opłat po prostu nie ma. My naprawdę, jako Europa, popełniamy pewnego rodzaju samobójstwo.
Są na to dziesiątki dokumentów i ten raport Draghiego opisuje tę sytuację - wprawdzie jego rada, żeby wziąć kolejną pożyczkę nie jest może najszczęśliwsza, ale bardzo dobrze opisał obecną sytuację: Europa traci konkurencyjność. Natomiast inne kraje wykorzystują technologie, które zostały rozwinięte w Europie - robią to taniej, lepiej i w związku z tym my przegrywamy. Europa oczywiście jakoś przetrwa i ja mam nawet taki pomysł: Skansen Europa. Będziemy mieli muzeum, bogaci Azjaci, Amerykanie przyjadą do nas. Jakoś przeżyjemy na tych muzeach.
Trochę jak z Huxleya...
Tak. Jak była pani w USA, w Nowym Jorku można iść do Metropolitan Gallery - budynek jest taki sobie, a wychodzi się, to otoczenie jest takie sobie. Pojedzie pani do Holandii, czy innego kraju, idzie pani do muzeum, wychodzi i nadal jest pani w muzeum, bo cały Amsterdam, czy wiele innych miejsc to są muzea, więc pomysł na Skansen Europa wydaje mi się bardziej realistyczny niż myślimy.
[Prof. Władysław Mielczarski - inżynier elektroenergetyk, wykładowca Politechniki Łódzkiej, wcześniej Curtin University of Technology w Perth, Monash University w Melbourne, Uniwersytet Technologiczny Nanyang w Singapurze, były doradca Leszka Balcerowicza. Od 2004 roku jest członkiem europejskiego think tanku European Energy Institute. Były European Energy Coodinator w DG Energy przy Komisji Europejskiej]
[Artykuł ukazał się w listopadowym numerze Schuman Optics Magazine]