Unijne zarządzanie przez Tuska polityką przemysłową w Polsce

Centralne zarządzanie to droga donikąd, chyba że zarządza centrala z Brukseli – tak można streścić podejście Donalda Tuska do kwestii polityki przemysłowej w Polsce.
Premier Donald Tusk
Premier Donald Tusk / PAP/Marcin Obara

Kto pamięta gospodarczą filozofię rządów Tuska z lat 2007–2013, doświadcza dziś déjà vu, i to na wielu poziomach. Premier w tamtym okresie nawet nie podjął próby wypracowania dalekosiężnej strategii rozwoju przemysłu, prywatyzował na wyścigi (częściowo nawet newralgiczne spółki energetyczne!), utracił kontrolę nad kluczowymi sektorami polskiej gospodarki, a także marginalizował tradycyjne gałęzie produkcji. Symbolem jego spolegliwości wobec organów unijnych był z kolei upadek Stoczni Gdynia i Szczecińskiej, które zamknięto w następstwie postanowień Komisji Europejskiej. Pierwszy rok rządów „uśmiechniętej koalicji” wskazuje, że czeka nas powtórka z rozrywki.

Polityczna schizofrenia Tuska

W 1952 roku znany filozof Michael Oakeshott opisał zjawisko, które określił mianem „nemezis polityki sceptycyzmu”. Polega ono na stopniowej brutalizacji, a nawet imperializacji władzy, która rezygnując z wdrażania jakiegokolwiek projektu społecznego, ogranicza pole swoich zainteresowań i zaczyna się specjalizować w wąskich obszarach, ale robi to za to bardzo skutecznie. Problem pojawia się w sytuacji, gdy obiektem jej specjalizacji staje się kwestia poszerzania wpływów i zwalczania opozycji. Zwalniając swoje zasoby z wielu sfer życia społecznego w myśl, że najlepiej zajmą się one same sobą (vide gospodarka w rozumieniu liberalnym), zaczyna kierować je ku uskutecznianiu własnej ekspansji. Proces, przed którym ostrzegał angielski myśliciel, następuje właśnie na naszych oczach. Rząd „uśmiechniętej koalicji”, wyzbywając się wszelkich wizji gospodarczych, może w spokoju zająć się cementowaniem i mnożeniem puli swoich zdobyczy, oczywiście z ogólną szkodą dla wolności i demokracji. To paradoksalne, że władza poczytująca sobie za cnotę własne samoograniczenie nabiera cech tyranii, a jednak praktyka wielu rządów demoliberalnych potwierdza sygnalizowane przez Oakeshotta zagrożenie.

Specyfiką polską jest jednak fakt, że Tusk kieruje się polityką sceptycyzmu jedynie w zakresie polityki krajowej. Gdy pojawiają się wyzwania związane z projektem unijnym, natychmiast do głosu dochodzi „polityka wiary” w jakąś doniosłą misję, poczytująca sprawowaną władzę jako instrument doskonalenia ludzkości. W takiej sytuacji należy pieczołowicie przestrzegać nakazów europejskich włodarzy, choćby nosiły znamiona gospodarki planowanej, takich jak odgórne określanie parametrów, norm, kwot, standardów etc. Powstaje jednak pytanie, komu służy planowanie brukselskie, a komu polskie, i czy w obu przypadkach mają one na celu interes tych samych grup społecznych.

Dokładnie odwrotnie działały rządy z lat 2015–2023: „politykę wiary” stosowały w sprawach krajowych, do wielkich unijnych projektów zwykle podchodziły zaś sceptycznie. Niechęć do realizacji kursu unijnego w sprawach nadmiernie dla Polski ryzykownych rodziła wiele konfrontacyjnych sytuacji, które ówczesna „opozycja demokratyczna” próbowała tłumaczyć społeczeństwu jako PiS-owskie „skłócanie nas z całym światem”. Z kolei w sprawach wewnętrznych spisany wówczas dokument strategiczny, czyli tzw. Plan Morawieckiego, zakładał ambitne zamierzenia: reindustrializację kraju, rozwój sektora elektromobilności, energetyki i przemysłu obronnego, a także wsparcie dla górnictwa i stocznictwa. Ich realizacji miała służyć pozycja „superministra”, pozwalająca zadaniować, nadzorować i koordynować pracę wielu różnych ministerstw. By móc wcielić w życie przywołaną wizję rozwoju, niezbędna była pogłębiona współpraca co najmniej pięciu z nich: Ministerstwa Przemysłu, Obrony Narodowej, Cyfryzacji, Finansów i Aktywów Państwowych. Bez próby synchronizacji ich prac jakakolwiek długofalowa polityka przemysłowa pozostaje mrzonką. Rządowi Tuska to jednak nie przeszkadza. W myśl powiedzenia: „Jak ktoś ma wizje, niech idzie do lekarza”, takie rozdrobnienie służy słodkiej bezczynności; wszystko samo ułoży się najlepiej, chyba że „wiedząca lepiej, co dla nas dobre”, Komisja Europejska postanowi zainterweniować. A my będziemy mogli odłożyć swoje aspiracje do szuflady i poświęcić czas na domykanie systemu.

Festiwal iluzji

Uśmiechnięta koalicja składa się z różnych partii, których programy zawierają jedynie ogólne deklaracje dotyczące takich dziedzin jak innowacje, cyfryzacja itp. Nigdy jednak nie został opracowany żaden lepszy następca Planu Morawieckiego, a co gorsza – nie ma również szczegółowych planów dotyczących konkretnych sektorów przemysłu. I wszystko wskazuje, że opracowane one zostać nie mogą, ponieważ różnice w postrzeganiu kierunków rozwoju (lub ich braku) przez poszczególne ugrupowania paraliżują uzyskanie jakiegokolwiek konsensusu. Ten ziejący brak jednolitej koncepcji na rozwój przemysłu nie stawia rządu w korzystnym świetle, więc musi on załatać tę wstydliwą dziurę jakimiś nośnymi hasłami. A cóż nadaje się na nie lepiej niż „zielona gospodarka”, „zrównoważony rozwój” etc.? Wciąż jednak dostrzegamy, że nie ma tu żadnej twórczej myśli, a jedynie zapowiedź podporządkowywania się wytycznym z zagranicznej centrali.

Wszystko to składa się na pewien smutny wniosek. Gdyby zakładać, że Tusk jest rzeczywiście twardogłowym liberałem stroniącym od naruszania sfery sacrum wolnego rynku, odnaleźlibyśmy wyjaśnienie jego alergii na wszelkie wizje rozwojowe. Jednak przeczy temu jego okazywany wielokrotnie entuzjazm wobec pogłębionej integracji europejskiej, zakładającej daleko idący centralizm w sprawach gospodarczych oraz poczucie „europejskiej misji”. Konsekwentny, liberalny wyznawca polityki sceptycyzmu sprzeciwiałby się interwencjonizmowi niezależnie od tego, czy byłby on czyniony przez rząd polski, czy jakiś unijny organ. W przypadku Tuska sprzeciwy na krajowym poletku przybierały formę realnych działań, w odniesieniu do Unii zaś – były czczymi deklaracjami, by wspomnieć choćby sprawę polskiego węgla czy działalności stoczni. Pokazuje to, że wektor jego myślenia o gospodarce zakłada, że „Polska ma być dla Unii”, a nie „Unia dla Polski”, a w sytuacji kolizji interesów naszego kraju z projektami kosmopolitycznych urzędników prymat należy przyznać tym drugim.

Walka klas pod dywanem

Powtarzana przez „uśmiechniętą koalicję” mantra nowoczesności i dziejowej konieczności jest tylko zasłoną do zaspokajania interesów swojej grupy docelowej, w czym zresztą jest w pełni zbieżna z całą swoją unijną rodziną ideologiczną. Wystarczy spojrzeć na strukturę elektoratów partii lewicowo-liberalnych, by stwierdzić, że godząc w pracowników tradycyjnych sektorów przemysłu, nie ryzykują zbyt wiele. 

Na pogorszeniu się ich losu nie kończą się jednak konsekwencje „selektywnej polityki sceptycyzmu”. Brak polityki reindustrializacyjnej będzie pogłębiał różnice między regionami, w dłuższej perspektywie skazując niektóre z nich na ekonomiczno-populacyjny regres. Zagrożona utratą miejsc pracy, pozbawiona perspektyw i wsparcia ludność „peryferyjna” będzie wegetować albo (zwłaszcza w przypadku młodych jej przedstawicieli) zasili wielkie miasta, gdzie podda się ją odpowiedniej obróbce ideologicznej. W zamian za głosowanie na liberałów otrzymają złudne poczucie przynależności do elity, która pozostawiła „wstydliwe” prowincjonalne korzenie hen za sobą. Ten właśnie mechanizm korumpowania umysłów w dużej mierze umożliwia wygrywanie wyborów partiom liberalnym, które idą w sukurs interesowi ekonomicznemu zdecydowanej mniejszości społeczeństwa, kosztem większości.

Czy opisywany proces będzie można zatrzymać, zależy w dużej mierze od tego, na ile regiony skazane przez Tuska na „ekonomiczny odstrzał” dadzą się nabrać na fejkowe slogany „obrony pozycji Polski w UE” i „patriotyzmu gospodarczego” uśmiechniętej władzy. Warunkiem powrotu do koncepcji reindustrializacji jest więc świadomość własnego interesu (regionalnego i zawodowego) oraz zjednoczenie się rozproszonych, zagrożonych grup społecznych w oporze przeciw politykom gotowym złożyć ich na ołtarzu imperialnego projektu europejskiego.


 

POLECANE
PGE wydała komunikat z ostatniej chwili
PGE wydała komunikat

PGE i Ørsted dostarczyły cztery transformatory mocy do lądowej stacji Baltica 2 w Osiekach Lęborskich. To ważny etap budowy przyłącza do KSE; uruchomienie farmy planowane jest na 2027 r. – informuje PGE.

Zełenski: Rosja przygotowuje się na kolejny rok wojny z ostatniej chwili
Zełenski: Rosja przygotowuje się na kolejny rok wojny

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ostrzega, że z Moskwy płyną sygnały o kolejnym "roku wojny".

Tak Tusk dał się ograć w sprawie umowy z Mercosur tylko u nas
Tak Tusk dał się ograć w sprawie umowy z Mercosur

Pamiętne expose Donalda Tuska z 12 grudnia 2023 r. miało być dla wyborców deklaracją nowej siły Polski w Unii Europejskiej. „Mnie nikt nie ogra w UE. Nowa koalicja gwarantuje, że wrócimy na miejsce należne Polsce” - mówił wtedy stary-nowy premier. Powrót do głównego stołu, gdzie zapadają decyzje okazał się kolejną niedotrzymaną obietnicą.

Dywersja na kolei. Wydano czerwone noty Interpolu z ostatniej chwili
Dywersja na kolei. Wydano czerwone noty Interpolu

Interpol wystawił czerwone noty za obywatelami Ukrainy podejrzewanymi o dokonanie aktu dywersji na zlecenie Federacji Rosyjskiej — poinformowała w środę policja.

Jakie to się nudne już zrobiło. Burza po emisji popularnego programu TVN z ostatniej chwili
"Jakie to się nudne już zrobiło". Burza po emisji popularnego programu TVN

Po jednym z ostatnich wydań "Dzień dobry TVN" w mediach społecznościowych zawrzało. Widzowie nie kryli oburzenia.

Sensacyjny sondaż. Braun zabrał głos z ostatniej chwili
Sensacyjny sondaż. Braun zabrał głos

W sensacyjnym sondażu pracowni OGB partia Grzegorza Brauna wyprzedziła Konfederację. – Oczywiście jest to miły prezent pod choinkę i z całą pewnością jest to sympatyczna okoliczność – powiedział Grzegorz Braun dodając jednak, że "to także jest pewna gra".

Kaczyński nie głosował ws. ustawy łańcuchowej. Media podały powód z ostatniej chwili
Kaczyński nie głosował ws. ustawy "łańcuchowej". Media podały powód

W środowym głosowaniu Sejm nie uzyskał wystarczającej liczby głosów, aby odrzucić weto prezydenta Karola Nawrockiego w sprawie tzw. ustawy łańcuchowej. W głosowaniu nie wziął udziału prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Katolicy z Karolem Nawrockim. Przemysław Czarnek: Jeśli ktoś staje po stronie prawdy, nigdy nie ma łatwo z ostatniej chwili
"Katolicy z Karolem Nawrockim". Przemysław Czarnek: Jeśli ktoś staje po stronie prawdy, nigdy nie ma łatwo

W siedzibie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” w Warszawie odbyła się konferencja prasowa z udziałem przedstawicieli koalicji "Katolicy z Karolem Nawrockim". Głos zabrali prezes Pomorskiego Stowarzyszenia „Wspólna Europa” Andrzej Piotrowicz, Jan Rejczak, polityk, samorządowiec oraz były działacz opozycji antykomunistycznej oraz oraz poseł i były minister edukacji Przemysław Czarnek. Fundację Promocji Solidarności reprezentował Konrad Wernicki.

Szef NATO: Dzięki Trumpowi sojusz jest silniejszy niż kiedykolwiek z ostatniej chwili
Szef NATO: Dzięki Trumpowi sojusz jest silniejszy niż kiedykolwiek

– Dzięki prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi NATO jest silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej – stwierdził w środę w wywiadzie udzielonym stacji BBC sekretarz generalny NATO Mark Rutte. Dodał, że amerykański przywódca "jest dobrą wiadomością dla globalnej obrony, i dla NATO, i dla Ukrainy".

Tauron wydał komunikat dla klientów z ostatniej chwili
Tauron wydał komunikat dla klientów

Cena energii elektrycznej Taurona w najpopularniejszej taryfie dla gospodarstw domowych wyniesie w 2026 r. 497 zł netto za MWh – podała w środę spółka w informacji prasowej. W raporcie poinformowała natomiast o utworzeniu, w związku z zatwierdzonymi stawkami za energię, rezerwy na poziomie ok. 160 mln zł.

REKLAMA

Unijne zarządzanie przez Tuska polityką przemysłową w Polsce

Centralne zarządzanie to droga donikąd, chyba że zarządza centrala z Brukseli – tak można streścić podejście Donalda Tuska do kwestii polityki przemysłowej w Polsce.
Premier Donald Tusk
Premier Donald Tusk / PAP/Marcin Obara

Kto pamięta gospodarczą filozofię rządów Tuska z lat 2007–2013, doświadcza dziś déjà vu, i to na wielu poziomach. Premier w tamtym okresie nawet nie podjął próby wypracowania dalekosiężnej strategii rozwoju przemysłu, prywatyzował na wyścigi (częściowo nawet newralgiczne spółki energetyczne!), utracił kontrolę nad kluczowymi sektorami polskiej gospodarki, a także marginalizował tradycyjne gałęzie produkcji. Symbolem jego spolegliwości wobec organów unijnych był z kolei upadek Stoczni Gdynia i Szczecińskiej, które zamknięto w następstwie postanowień Komisji Europejskiej. Pierwszy rok rządów „uśmiechniętej koalicji” wskazuje, że czeka nas powtórka z rozrywki.

Polityczna schizofrenia Tuska

W 1952 roku znany filozof Michael Oakeshott opisał zjawisko, które określił mianem „nemezis polityki sceptycyzmu”. Polega ono na stopniowej brutalizacji, a nawet imperializacji władzy, która rezygnując z wdrażania jakiegokolwiek projektu społecznego, ogranicza pole swoich zainteresowań i zaczyna się specjalizować w wąskich obszarach, ale robi to za to bardzo skutecznie. Problem pojawia się w sytuacji, gdy obiektem jej specjalizacji staje się kwestia poszerzania wpływów i zwalczania opozycji. Zwalniając swoje zasoby z wielu sfer życia społecznego w myśl, że najlepiej zajmą się one same sobą (vide gospodarka w rozumieniu liberalnym), zaczyna kierować je ku uskutecznianiu własnej ekspansji. Proces, przed którym ostrzegał angielski myśliciel, następuje właśnie na naszych oczach. Rząd „uśmiechniętej koalicji”, wyzbywając się wszelkich wizji gospodarczych, może w spokoju zająć się cementowaniem i mnożeniem puli swoich zdobyczy, oczywiście z ogólną szkodą dla wolności i demokracji. To paradoksalne, że władza poczytująca sobie za cnotę własne samoograniczenie nabiera cech tyranii, a jednak praktyka wielu rządów demoliberalnych potwierdza sygnalizowane przez Oakeshotta zagrożenie.

Specyfiką polską jest jednak fakt, że Tusk kieruje się polityką sceptycyzmu jedynie w zakresie polityki krajowej. Gdy pojawiają się wyzwania związane z projektem unijnym, natychmiast do głosu dochodzi „polityka wiary” w jakąś doniosłą misję, poczytująca sprawowaną władzę jako instrument doskonalenia ludzkości. W takiej sytuacji należy pieczołowicie przestrzegać nakazów europejskich włodarzy, choćby nosiły znamiona gospodarki planowanej, takich jak odgórne określanie parametrów, norm, kwot, standardów etc. Powstaje jednak pytanie, komu służy planowanie brukselskie, a komu polskie, i czy w obu przypadkach mają one na celu interes tych samych grup społecznych.

Dokładnie odwrotnie działały rządy z lat 2015–2023: „politykę wiary” stosowały w sprawach krajowych, do wielkich unijnych projektów zwykle podchodziły zaś sceptycznie. Niechęć do realizacji kursu unijnego w sprawach nadmiernie dla Polski ryzykownych rodziła wiele konfrontacyjnych sytuacji, które ówczesna „opozycja demokratyczna” próbowała tłumaczyć społeczeństwu jako PiS-owskie „skłócanie nas z całym światem”. Z kolei w sprawach wewnętrznych spisany wówczas dokument strategiczny, czyli tzw. Plan Morawieckiego, zakładał ambitne zamierzenia: reindustrializację kraju, rozwój sektora elektromobilności, energetyki i przemysłu obronnego, a także wsparcie dla górnictwa i stocznictwa. Ich realizacji miała służyć pozycja „superministra”, pozwalająca zadaniować, nadzorować i koordynować pracę wielu różnych ministerstw. By móc wcielić w życie przywołaną wizję rozwoju, niezbędna była pogłębiona współpraca co najmniej pięciu z nich: Ministerstwa Przemysłu, Obrony Narodowej, Cyfryzacji, Finansów i Aktywów Państwowych. Bez próby synchronizacji ich prac jakakolwiek długofalowa polityka przemysłowa pozostaje mrzonką. Rządowi Tuska to jednak nie przeszkadza. W myśl powiedzenia: „Jak ktoś ma wizje, niech idzie do lekarza”, takie rozdrobnienie służy słodkiej bezczynności; wszystko samo ułoży się najlepiej, chyba że „wiedząca lepiej, co dla nas dobre”, Komisja Europejska postanowi zainterweniować. A my będziemy mogli odłożyć swoje aspiracje do szuflady i poświęcić czas na domykanie systemu.

Festiwal iluzji

Uśmiechnięta koalicja składa się z różnych partii, których programy zawierają jedynie ogólne deklaracje dotyczące takich dziedzin jak innowacje, cyfryzacja itp. Nigdy jednak nie został opracowany żaden lepszy następca Planu Morawieckiego, a co gorsza – nie ma również szczegółowych planów dotyczących konkretnych sektorów przemysłu. I wszystko wskazuje, że opracowane one zostać nie mogą, ponieważ różnice w postrzeganiu kierunków rozwoju (lub ich braku) przez poszczególne ugrupowania paraliżują uzyskanie jakiegokolwiek konsensusu. Ten ziejący brak jednolitej koncepcji na rozwój przemysłu nie stawia rządu w korzystnym świetle, więc musi on załatać tę wstydliwą dziurę jakimiś nośnymi hasłami. A cóż nadaje się na nie lepiej niż „zielona gospodarka”, „zrównoważony rozwój” etc.? Wciąż jednak dostrzegamy, że nie ma tu żadnej twórczej myśli, a jedynie zapowiedź podporządkowywania się wytycznym z zagranicznej centrali.

Wszystko to składa się na pewien smutny wniosek. Gdyby zakładać, że Tusk jest rzeczywiście twardogłowym liberałem stroniącym od naruszania sfery sacrum wolnego rynku, odnaleźlibyśmy wyjaśnienie jego alergii na wszelkie wizje rozwojowe. Jednak przeczy temu jego okazywany wielokrotnie entuzjazm wobec pogłębionej integracji europejskiej, zakładającej daleko idący centralizm w sprawach gospodarczych oraz poczucie „europejskiej misji”. Konsekwentny, liberalny wyznawca polityki sceptycyzmu sprzeciwiałby się interwencjonizmowi niezależnie od tego, czy byłby on czyniony przez rząd polski, czy jakiś unijny organ. W przypadku Tuska sprzeciwy na krajowym poletku przybierały formę realnych działań, w odniesieniu do Unii zaś – były czczymi deklaracjami, by wspomnieć choćby sprawę polskiego węgla czy działalności stoczni. Pokazuje to, że wektor jego myślenia o gospodarce zakłada, że „Polska ma być dla Unii”, a nie „Unia dla Polski”, a w sytuacji kolizji interesów naszego kraju z projektami kosmopolitycznych urzędników prymat należy przyznać tym drugim.

Walka klas pod dywanem

Powtarzana przez „uśmiechniętą koalicję” mantra nowoczesności i dziejowej konieczności jest tylko zasłoną do zaspokajania interesów swojej grupy docelowej, w czym zresztą jest w pełni zbieżna z całą swoją unijną rodziną ideologiczną. Wystarczy spojrzeć na strukturę elektoratów partii lewicowo-liberalnych, by stwierdzić, że godząc w pracowników tradycyjnych sektorów przemysłu, nie ryzykują zbyt wiele. 

Na pogorszeniu się ich losu nie kończą się jednak konsekwencje „selektywnej polityki sceptycyzmu”. Brak polityki reindustrializacyjnej będzie pogłębiał różnice między regionami, w dłuższej perspektywie skazując niektóre z nich na ekonomiczno-populacyjny regres. Zagrożona utratą miejsc pracy, pozbawiona perspektyw i wsparcia ludność „peryferyjna” będzie wegetować albo (zwłaszcza w przypadku młodych jej przedstawicieli) zasili wielkie miasta, gdzie podda się ją odpowiedniej obróbce ideologicznej. W zamian za głosowanie na liberałów otrzymają złudne poczucie przynależności do elity, która pozostawiła „wstydliwe” prowincjonalne korzenie hen za sobą. Ten właśnie mechanizm korumpowania umysłów w dużej mierze umożliwia wygrywanie wyborów partiom liberalnym, które idą w sukurs interesowi ekonomicznemu zdecydowanej mniejszości społeczeństwa, kosztem większości.

Czy opisywany proces będzie można zatrzymać, zależy w dużej mierze od tego, na ile regiony skazane przez Tuska na „ekonomiczny odstrzał” dadzą się nabrać na fejkowe slogany „obrony pozycji Polski w UE” i „patriotyzmu gospodarczego” uśmiechniętej władzy. Warunkiem powrotu do koncepcji reindustrializacji jest więc świadomość własnego interesu (regionalnego i zawodowego) oraz zjednoczenie się rozproszonych, zagrożonych grup społecznych w oporze przeciw politykom gotowym złożyć ich na ołtarzu imperialnego projektu europejskiego.



 

Polecane