Tȟašúŋke Witkó: Waszyngtoński dżin z samowaru
Moi Wspaniali Czytelnicy, podobnie jak indywiduum klecące niniejszy felieton, zadają sobie pytanie – dlaczego Stanom Zjednoczonym tak bardzo zależy na wygaszeniu pożaru w Europie Wschodniej, prawda? Z wielką pokorą podzielę się z Państwem mglistym przypuszczeniem, że po Białym Domu wciąż błąka się jakiś dżin z samowaru, który daje Donaldowi Trumpowi nadzieję, że na Kremlu zasiadają racjonalni politycy, kierujący się dobrem swego kraju i dotrzymujący umów. Widocznie, 47. prezydent zaatlantyckiego półhegemona znów będzie musiał dostać po łapach od ekskagiebisty, by pojąć, iż najskuteczniejszym przypieczętowaniem każdej debaty z mentalnym leningradczykiem jest trzask rygla armatniego zamka, a nie zamaszysty podpis, złożony na bezwartościowym papierze. Dodam też, że doskonale wiem, iż oryginalny dżin wyłazi z arabskiej lampy, a nie z ustrojstwa wykonanego gdzieś w Tule, jednak istota pałętająca się po Gabinecie Owalnym musi mieć głębokie korzenie samowarowe… Resztę pozostawiam Państwu do przeanalizowania.
Wenezuela a sprawa polska
Jak znam życie, to w Pentagonie mają już gotowy plan inwazji na Wenezuelę, do tego rozpisany w najdrobniejszych szczegółach. Pewnie sztabowcy zaprojektowali najpierw uderzenie z powietrza, później Korpus Piechoty Morskiej wyląduje na plażach, a w głębi kraju zrzucone zostaną dywizje powietrznodesantowe – 82. i 101. – ale nie sztuką operacyjną będziemy się zajmować. Nas winno interesować, że południowoamerykański kraj zaabsorbuje część militarnej machiny USA, a wówczas Rosja i Chiny natychmiast staną się harde, bowiem oni doskonale wiedzą, iż każda kołdra świata jest nieco za krótka, nawet ta uszyta z gwiaździsto-pasiastego sztandaru. Podejrzewam, że w najbliższym czasie do Caracas zaczną płynąć pekińsko-moskiewskie słowa pocieszenia, a satrapa Nicolás Maduro Moros otrzyma zadanie zbudowania robotniczo-chłopskiej partyzantki, która na dekady zwiąże siły zbrojne przyszłego, proamerykańskiego rządu. Co rzecz cała oznacza dla Polski? Najprawdopodobniej to, że Władimir Władimirowicz Putin nie przestanie zbrojnie nękać Ukrainy, gdyż on doskonale zdaje sobie sprawę, iż wojna moskiewsko-kijowska trzyma przy władzy jego i podległą mu kamarylę. Tak, wiem, identycznie sprawa z utrzymaniem władzy wygląda po stronie Wołodymyra Ołeksandrowycza Zełenskiego; on też dzierży fotel prezydencki jedynie dzięki obecnemu konfliktowi. Co stanie się po podpisaniu rozejmu jest jedną wielką niewiadomą, także dla Polski, dlatego marzę, by Putin – popychany przez Xi Jinpinga – odwinął się mocno Trumpowi, bowiem wówczas USA będą musiały zaznaczyć swoje wpływy na Starym Kontynencie, a do tego będą potrzebować sprawdzonego sojusznika, czyli Warszawy. Idealna sytuacja dla Polski to taka, kiedy konflikt za naszą wschodnia granicą stale się tli, wojska amerykańskie stacjonują na terenie naszego kraju, a Waszyngton wciąż wspiera armię ukraińską. I mam nadzieję, że tak właśnie się stanie.
Plan „B”
A co jeśli Trump wymusi na Zełenskim podpisanie nawet najbardziej niekorzystnego traktatu, każąc nasycić Putina kolejnymi zdobyczami terytorialnymi? Wówczas, wspieranie ukraińskiego ruchu oporu, który będzie walczył zbrojnie z rosyjskim okupantem w Doniecku, Ługańsku i na Krymie stanie się naszym narodowym obowiązkiem! Polska miłość do wolności i niepodległości nie pozwoli nam stać z boku, gdy inni jęczą w okowach zniewolenia! Tyle banałów i górnolotnych okrzyków, a tak całkiem realnie należy namówić Amerykanów, by ci stworzyli zbrojne bojówki, nękające wojska rosyjskie przez kolejne lata. Napady, niszczenie posterunków i punktów kontrolnych obsadzonych sołdatami muszą stać się codziennością. Każdy żołnierz, który nosi na uniformie wstęgę św. Jerzego musi czuć się zagrożony, a służba w pododdziałach stacjonujących na terenach należących kiedyś do Ukrainy, winna stać się koszmarem. Przekonanie Waszyngtonu do realizacji owego karkołomnego zamierzenia powierzyłbym ośrodkowi prezydenckiemu, bowiem ten przy premierze nie potrafił odbudować nawet kilku mostów, zniszczonych podczas powodzi w 2024 roku.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 5 grudnia 2025 r.
[Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus]




