[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Prawo Królestwa
Jezus przyszedł na świat z potrójnym posłannictwem - misją prorocką, kapłańską i królewską. Tę Jego królewskość dziś kontemplujemy. Nie jest to jednak majestat, który podpowiada nam nasza ziemska logika.
W duchowości ignacjańskiej popularne jest rozmyślanie o dwóch sztandarach. Jeden diabła, z władcą tego świata siedzącym na tronie, z rzeszą niewolników, broniący swej władzy, władzy na ziemski kształt, władzy uzurpatora, który musi się bać, by jej nie stracić, władzy okrutnej, zogniskowanej na sobie i przyjmowaniu służby innych. Drugi, sztandar Chrystusa, pod którym panuje Jego prawo miłości i wolności, gdzie władca jest źródłem życia, a nie kimś to życie spijającym. Warto sobie dziś te dwa rodzaje władzy porozważać. Jezus nie musi nic udawać, na nikogo pozować, On po prostu Jest Królem, taka jest głęboka prawda o Nim, zatem nie musi grać, by dodać sobie ważności. Sam o sobie powiedział, że przyszedł na świat, „by dać świadectwo prawdzie”, prawu lub raczej sensowi, jaki wpisany jest przez Niego we wszechświat.
Dlaczego rozumienie otoczenia z jakim się rodzimy, to nie ta sama logika, której uczy nas Chrystus? Ponieważ istnieje coś takiego, jak grzech pierworodny. Z jednej strony wiemy, już jako niemowlęta, kiedy coś nie jest tak jak być powinno, czyli nie jest dobrze - to głębokie, doświadczone u początku istnienia poczucie ładu i miłości, z drugiej jednak strony, sposoby jakimi próbujemy to dobro osiągać są skażone błędnymi logicznymi kodami. To trochę tak, jak gdybyśmy postrzegali świat w duchowym spektrum skażonym wirusem. Prowadzi to do tego, że perspektywa pojmowania relacji z innymi u pojedynczego człowieka, ale i całej populacji, to perspektywa diabła. Zatem choć widzimy skąd świeci światło, to droga, którą do niego obieramy jest błędna, często to kręcenie się w kółko. Na to wszystko, jako lekarstwo dla ludzkości, przychodzi Jezus. Jest sobą, ale całe Jego ziemskie życie stanowi dla nas wzór właściwej perspektywy, właściwej logiki. To jak okulary na duchowy astygmatyzm. Jego postrzeganie jest inne niż nasze i żeby działać zgodnie z sensem Jego królestwa, potrzebujemy podany przez Niego wzór stosować do własnego rozumienia i postępowania. Jednak każdy, kto ma astygmatyzm, wie, jakim trudem obarczone jest przyzwyczajanie się oczu i mózgu do nowego wzoru. Jak kręci się w głowie, jak czasem ma się już dość. Ale przychodzi dzień, w którym zaczynamy doświadczać, że to w okularach widzimy znacznie lepiej niż bez nich. To, co w obu przypadkach - dosłownym i przenośnym - niezbędne, to wiara, że to okulista ma rację.
Pisałam o potrójnej misji Jezusa. Jego misja królewska, często nazywana jest także pasterską i jest w tym głęboka wewnętrzna logika. Bo król, o którym swoim życiem zaświadcza Jezus, to opiekun i dawca, działający w porządku troski i hojności. To nie bajka o księciu i żebraku, w której przebrany za żebraka książę nagle okazuje się nie tym, na kogo wyglądał i na koniec wygrywa, a tobie jest głupio, że go nie poznałeś. To wywrócenie systemu z takiego, w jakim moje musi być na wierzchu, bo inaczej zginę, na porządek prawdziwie królewski, którego nie da się udawać, na ład Królestwa Niebieskiego, prawdę Jezusa o kształcie wszechświata, na prawo miłości.
Takim Królem jest Jezus - Pasterzem, który będzie przedzierać się przez ciernie, żeby uratować tę jedną zgubioną owcę; obmywającym nasze brudne stopy; zasłaniającym nas własną piersią; karmiącym własnym Ciałem i Krwią, żeby podtrzymywać w nas życie i spojrzenie skorygowane astygmatycznymi okularami. Jest Królem - Władcą Wszechświata, który nie brzydzi się naszym brudem i smrodem, który chce się z nami spotykać w naszej własnej izdebce i być nazywany po imieniu. Królem, który zawsze uwalnia, nigdy nie zniewala. Dziedzic Królestwa nie musi dodawać sobie powagi i władzy niczym innym, On po prostu Jest Królem i posiada władzę, ale władzę, z której korzysta dla dobra i wolności, nieustannie się dzieli i sam służy, bo tylko taka władza jest prawdziwa, wszystko inne to uzurpacja.
Chrystus jako król przywodzi mi na myśl obraz Dobrego Pasterza, ale też drugą strofę Prologu Ewangelii św. Jana:
"Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego -
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili" (J 1, 10-13).
Sądzę, że warto z tym fragmentem dziś pozostać. Tu nie chodzi przecież tylko o odrzucenie Jezusa, jako człowieka, ale też o nieprzyjęcie całej Jego logiki miłości. Logiki, według której ten, kto jest pierwszy, to ten, kto służy. Logiki, według której zło zwyciężyć można tylko dobrem, bo zło nie zna tego systemu i wywraca się w końcu do góry nogami. I to jest bardzo dobra nowina, zarówno o samym Królu, jak i o sensie, z którym przychodzi.
Nie jest dobrze, jeśli do światła idziemy na własną rękę, kierując się czysto ludzką orientacją. Może się wtedy zdarzyć, że zamiast na światło, natrafimy na ścianę lub zupełne bezdroża. Na szczęście Bóg ma własną logikę i pójdzie za owcą zgubioną.