Marta Zgutczyńska: Jestem sama sobie szefem
- Zanim przejdziemy do TikToka, to nie jesteś jakąś tam influencerką, tylko profesjonalną aktorką.
- Tak. Influencer to jest najgorsze słowo roku. Nie lubię, jak ludzie mówią, że jestem influencerką. Mam dyplom, obroniłam go w 2008 roku, podpisał mi go śp. Jan Machulski. To był wspaniały, cudowny człowiek. Jestem dyplomowaną aktorką i najbardziej lubię, jak o mnie mówią, że jestem fajną kobieta i aktorką. Aktorka, a dopiero potem tiktokerka.
- Masz już kody promocyjne, że na hasło „Zguta” otrzymam 15 procent zniżki?
- Czasami tak.
- Chyba na rzeczy związane z włosami, bo ostatnio miałaś dredy?
- Tak. Obecnie szykuję się do roli, więc musiałam się ich pozbyć.
- Ciężkie jest życie aktorki?
- Jeżeli telefon nie dzwoni, no to nie mamy pieniędzy. Aktor zarabia, gdy ma rolę. To jest najlepszy zawód świata, jak się ma pracę.
- Masz teraz pracę?
- Nie narzekam.
- Dotychczas grałaś głównie w serialach. Przypadek czy tak po prostu wyszło?
- Grałam tzw. ogony. Oczywiście, że chciałabym grać główne role. Najlepiej w fabule. Polecam się serdecznie (śmiech). Zwykle grałam śmieszne grubaski, które pojawiają się na sekundę w serialach, więc to są epizody. Wszystko, co widzicie, to są epizody. No nie będę tutaj ściemniać, że to jest coś innego. Natomiast zagrałam sześć sezonów w serialu „Rodzinny interes” i tam miałam główną rolę ‒ Joli Majewskiej, i teraz liczę, że będę grała znacznie więcej.
- Jesteś charakterystyczna i to jest Twój duży plus!
- Dokładnie! Zazwyczaj obsadzają mnie jako nauczycielkę, panią psycholog, przyjaciółkę głównej bohaterki, która jest pozytywna. Chciałabym kiedyś zagrać kobietę po przejściach.
- Ale jesteś młoda.
- Mam 36 lat i dwóch synów. Jestem już pod czterdziestkę, myślę, że mam doświadczenie życiowe, żeby móc już taką rolę udźwignąć. Niestety kobiety z nadwagą szufladkuje się jako śmieszne kobiety, które ślizgają się na skórce od banana albo jako rubaszne ekspedientki. Przy moich warunkach poważniejszą rolę otrzymałabym, będąc po 50. Scenarzyści nie piszą ról dla większych dziewczyn i starszych kobiet. Trzeba to zmienić!
- Otrzymałaś propozycję, żeby zawalczyć w galach freak fightowych?
- Nie przyjęłabym. Nie wiem, czy byłoby ich na mnie stać.
- Niedawno Sebastian Fabijański stwierdził, że jego gaża za walkę jest równowartością stawki za kilkanaście głównych ról!
- Nigdy nie miałam głównej roli, więc się nie wypowiem. Natomiast czytałam biografię Dawida Ogrodnika, w której napisał, że za film „Chce się żyć” ‒ to były naprawdę małe pieniądze ‒ otrzymał 30 000 złotych. Jednak w tym filmie mieli grać amatorzy, stąd taka niska stawka. A co do stawek, to każdy negocjuje je sam.
- Czyli nie masz stałej stawki?
- Jestem w stanie zagrać za 600 zł i za 3000 za dzień zdjęciowy, bo kocham swoją pracę.
- Czas na TikToka. Twoje filmiki podbijają Internet. Dzięki TikTokowi otrzymujesz więcej propozycji zawodowych?
- Branża nie jest jeszcze w stu procentach przekonana do TikToka. Chociaż z miesiąca na miesiąc zyskuje on na sile. Jednak obecnie najbardziej liczy się Instagram. Przedstawiciele branży filmowej i serialowej wciąż myślą, że na TikToku nagrywa się wyłącznie głupie filmiki z trendami oraz z podkładaniem głosu do znanej piosenki.
- Przyznam Ci się, że przeprosiłem się z TikTokiem i znalazłem tam wiele ciekawych rzeczy.
- Ja również znalazłam na TikToku wiele ciekawych i inspirujących rzeczy i przepisów kulinarnych.
- W filmikach, które można obejrzeć na TikToku, wcielasz się w rolę kasjerki dyskontu spożywczego. Biedronka odezwała się już do Ciebie w sprawie współpracy?
- W moich filmikach przedstawiam absurdalne sytuacje, z którymi muszą się mierzyć pracownicy sklepów. Klienci naprawdę potrafią zaskoczyć. Mam informację zwrotną, że podobają im się moje treści. Dlatego, Biedronko, czekam na kontakt (śmiech).
Widziałbym Cię w ich reklamie albo jakbyś robiła im treści w mediach społecznościowych, bo ich obecne są, delikatnie mówiąc, żenujące.
(śmiech).
- Jak wygląda Twoje przygotowanie do takich filmików?
- Ostatnio moje filmy nagrywam na green screenie, bo nie mam czasu, żeby chodzić do Biedronki. Zresztą nie chciałabym nagrywać w mojej osiedlowej Biedronce (śmiech). Wcześniej jeździłam po całej Warszawie i nagrywałam w różnych Biedronkach. Zakładam strój, kładę telefon, szybko nagrywam i wychodzę. Kiedyś chciałam nagrać oficjalnie, ale procedury mnie zniechęciły.
- Żaden inny sklep nie chciał Ci zaproponować współpracy?
- Chodzę na różnego rodzaju castingi i jak konkurencja Biedronki robi casting, to mam małe szanse, ale rzeczywiście ktoś mógłby mnie podkupić. I to byłby transfer roku (śmiech).
- Widziałem, że nagrywasz filmiki z różnymi ludźmi.
- Tak. Bardzo lubię nagrywać. Cieszę się, że coraz częściej ludzie dzwonią do mnie, żebym przyszła na zdjęcia próbne.
- Zapraszają Cię, bo masz duże zasięgi w mediach społecznościowych, czy po warunkach?
- Najczęściej po warunkach, jak szukają czarnej, uśmiechniętej laski przy kości.
- Abstrahując, wiesz, że niektórzy kupują obserwujących w sieci, żeby otrzymywać dużo propozycji zawodowych.
- To jest bardzo smutne i słabe.
- Może telewizja?
- Jeszcze nie otrzymałam takiej propozycji. Może w przyszłości? Kto wie (śmiech). Jednak muszę coś Ci powiedzieć.
- Dawaj!
- Jeden ważny pan bardzo chciał, żebym prowadziła na TikToku profil jakiejś marki. Z początku wszystko było ok. Podobałam im się na maksa, ale chcieli koniecznie, żebym nagrała się w szerszym planie, bo chcieli obowiązkowo zobaczyć moją całą sylwetkę z obrotem.
- Po co?
- Nie wiem. Potem spytali się mnie o wagę. Nigdy nie miałam problemu z wagą i gdy im powiedziałam, że mam dziewiątkę z przodu, to były problemy na łączach.
- Naprawdę?
- Potem się już nie odezwali.
- Jesteś jedną z nielicznych osób, która nie ma kompleksów, żeby mówić o swojej wadze.
- Absolutnie!
- To nas łączy, bo mam tak samo.
- Zdarzało się, że miałam trzy cyfry na liczniku, ale miałam to głęboko w...
- Domyślam się.
- Chociaż czasami jest mi przykro, że ludzie odbierają mnie tylko ze względu na moją wagę.
- Ja Cię tak nie odbieram!
- Czasami jest tak, że mam siódemkę z przodu, bo schudnę, ale potem znowu przytyję, bo kompulsywnie się objadam, jednak to mnie nie określa. I nie stanowi o tym, jaka jestem. Czasami do mnie dzwoni agentka i pyta się, w jakiej obecnie chodzę wadze, bo nie wie, czy będę pasowała do roli. Wiesz, jeżeli moja agentka o to pyta, to dla widza wciąż wygląd zewnętrzny jest bardzo istotny. Najważniejsze jest to, żeby nikogo nie wykluczać i dla każdego powinno znaleźć się miejsce w branży filmowej.
- Chciałabyś spróbować swoich sił w stand-upie?
- Znam wielu chłopaków z tego świata. Uwielbiam stand-up i bardzo często chodzę na ich występy.
- Powiedziałaś chłopaków, to trzeba podkreślić.
- Uważam, że są w tym najlepsi. Mam wprawdzie parę koleżanek standuperek, ale mimo wszystko wolę męski, siarczysty humor. Damski stand-up to jest zupełnie coś innego.
- Feministki mogą nie być zadowolone z Twojej wypowiedzi.
- Nie jestem feministką i jestem za równouprawnieniem, ale trzeba powiedzieć sobie, że np. mężczyźni są świetnymi fryzjerami i kucharzami ‒ mam prawo do swojego zdania w tym temacie. Czasami denerwuje mnie to, że mam problem z tym, że boję się swobodnie wypowiadać, żeby kogoś przez przypadek nie urazić. Momentami się spinam i muszę się 1000 razy zastanowić, żeby czegoś nie powiedzieć nawet na imprezie. Generalnie jestem kobietą, która poda każdemu rękę. Po prostu jestem szczęśliwa.
- Jak to wszystko łączysz z życiem prywatnym?
- Nie lubię mówić o moim życiu prywatnym. Moi synowie czasami chcą być pokazywani. Moja prywata jest nudna. Mam wspaniałych przyjaciół. Tych samych od wielu lat. Generalnie dla tabloidów jestem nudna na maksa.
- Gdzie Ty siebie widzisz na przykład za 5 lat?
- Z nikim się nie ścigam. Nie mam czegoś takiego, że muszę mieć milion obserwujących w mediach społecznościowych. Wierzę, że będę rozwijała się w filmach, w serialach, w teatrze, gdzie się tylko da. Na pewno nie zobaczycie mnie w FAME MMA (śmiech). Będę robiła dużo treści na TikToku. Nie ukrywam, że ta aktywność pomaga mi w mojej branży. Na TikToku mogę pokazać wiele rzeczy na moich warunkach. Sama wymyślam scenariusz, szukam rekwizytów, wszystkie materiały montuję. Wszystko robię sama. Gdy nagrywam filmiki, to nie mam kierownika planu i reżysera, który mi mówi, co mam robić. Cieszę się, że mogę pomagać wielu twórcom rozwijać profile na TikToku. Mam największą satysfakcję, gdy odpalam mój filmik i wiem, że jestem odpowiedzialna za każdy element w tym materiale. Jestem sama sobie szefem i to mnie kręci.
Współpraca: Weronika Wolak
Tekst pochodzi z 50. (1769) numeru „Tygodnika Solidarność”.