Polski kierowca napadnięty we Francji: myślałem, że to policjanci
"Oglądałem film na tablecie w samochodzie, którym jeżdżę po Europie. Byłem już przygotowany do spania. Podjechał jakiś samochód osobowy na parking, na którym byłem. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn, którzy nie wzbudzili moich podejrzeń. W pobliskiej restauracji panował normalny ruch, bo było jeszcze przed godziną 22. Zapukali i przedstawili się jako policja. Pokazali legitymacje. Po otworzeniu drzwi poproszono mnie o dokumenty i wtedy zobaczyłem trzeciego mężczyznę. Wtedy już wiedziałem, że coś jest nie tak" - relacjonuje zdarzenie pan Konrad.
Według jego relacji - później wyciągnięto go z samochodu. "Pierwszy cios kijem baseballowym w głowę sparowałem ręką. Do tej pory odczuwam to boleśnie. Później nie byłem już w stanie powstrzymać ich ataku. Dwóch z trzech mężczyzn, moim zdaniem, było pochodzenia arabskiego, trzeci był Europejczykiem. Czwarty mężczyzna z tej grupy nie brał czynnego udziału w zdarzeniu. Stał z boku, ale nie zarejestrowałem, jak dokładnie wyglądał. Upadając na kolana otrzymywałem kolejne ciosy i nie byłem się w stanie podnieść" - dodał 43-letni mężczyzna.
"Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. To wcale nie musieli być imigranci, a nawet podejrzewam, że były to osoby na stałe wrośnięte we francuskie społeczeństwo. Byli dobrze przygotowani do tego ataku, który, uważam, był wcześniej zaplanowany. Statystycznie szansa na to, że ktoś napadnie mnie jeszcze raz jest niewielka. Muszę wrócić do pracy, bo przecież człowiek musi zarabiać pieniądze. (...) Póki co o tym nie myślę i nie chcę zastanawiać się, czy cały czas będę się już bał w takich miejscach. Teraz jestem na silnych środkach przeciwbólowych" - mówił kierowca.
Podkreślił on, że napastnicy nie odzywali się do niego ani nie rozmawiali ze sobą.
Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny PAP