Krysztopa: Wygramy dlatego, że mamy rację, nie dlatego, że głośniej szczekamy
Natychmiast po tym jak przebiliśmy szklany sufit na poziomie krajowym, rozbiliśmy sobie głowy o kolejne szklane sufity na poziomie europejskim i światowym. Okazało się, że to co braliśmy za naszą krajową hydrę, jest tylko jedną z głów hydr znacznie większych i to że daliśmy wyraźnie do zrozumienia, że neomarksizm popadającej w samouwielbienie i przekonanie o własnej nieomylności Brukseli, czy plany wobec nas światowych inżynierów społecznych, nas nie interesują, nie jest jeszcze w oczach hydry powodem, żeby nam ich nie implementować. A jak nam się nie podoba, to zostaniemy nazistami, ksenofobami, antysemitami i wszystkim co najgorsze. Tak, oni dysponują takimi samymi narzędziami dystrybucji szacunku jak swego czasu Michnik, tyle że sto razy większymi. A my znów stoimy wobec nich jedynie z naszymi głowami, rękoma i co najwyżej starymi laptopami. No może trochę politykami. A i tak jesteśmy na lepszej pozycji niż teraz Żółte Kamizelki, które połapały się co się dzieje, długo po tym jak we Francji został rozmontowany realny pluralizm i w zasadzie nie ma instytucji, na których mogliby się oprzeć, skazani wyłącznie na ulicę.
W międzyczasie stała się rzecz straszna. Zamordowany został prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Nie był to człowiek z mojej bajki, a wręcz ostro go krytykowałem i miałem do tego prawo, ale na Boga, stała się rzecz, która stać się nie miała prawa, rzecz tak wstrząsająca, ze jakkolwiek oczywiście, że codziennie umierają ludzie, niektórzy w dramatycznych okolicznościach i każdej śmierci należy się szacunek, jednak publiczny charakter i działalności i śmierci Adamowicza powoduje, że i skutki tego co się zdarzyło są znacznie szersze. Ja, przyznam, czuję się tym rozbity, mam poczucie jakiejś strasznej niesprawiedliwości. Ludzie nie powinni umierać w ten sposób, to nie jest fair.
Naiwnością jednak jest oczekiwać, że macherzy polityczni sił oderwanych od, powiedzmy punktów dystrybucji żeru, nie wykorzystają takiej okazji do zbudowania takiej oto konstrukcji: "o, patrzcie, jak Wasza nienawiść zabiła Adamowicza" tym samym mówiąc nam: "nie macie prawa nas krytykować, bo to tak jakbyście nas zabijali". Jest oczywiście konstrukcja tyleż kompletnie kłamliwa, co znajdująca dość powszechnie niestety wygrzane w niektórych gorących głowach, miejsce. To co zbudowaliśmy gołymi rękoma, bez pieniędzy i zagranicznej łaski, zostało dostrzeżone jako groźne i konieczne do wyeliminowania. Na szczęście hipokryzję macherów ujawnia doskonale fakt braku ich reakcji na "twórczość" idącą o wiele dalej niż satyra czy Plastusie, czyli np. "Klątwę", lub reakcja wręcz pozbawiona cech człowieczeństwa, jak śmiech elit pod wpływem żartów Macieja Stuhra, który miał-tu-polew. Nie, nie możemy sobie dać odebrać prawa do własnych środków wyrazu, bo zostaną tylko "Klątwy" i Stuhry, a nam pozostanie tylko zgrzytać zębami.
Niemniej jednak, a mówię to na podstawie i wielomiesięcznych obserwacji i kilku rozmów w ostatnich dniach, jest potrzeba dokonania pewnej analizy. Otóż przeciętny i szerzej człowiek i mniej szeroko Polak, nie ma obowiązku rozumienia polityki. Ma swoją pracę, ma rodzinę, ma swoje sprawy i oczekuje, że sprawy wyższego rzędu, po prostu będą szły właściwym torem. Oczywiście chwałą mu, ze chce wiedzieć jak najwięcej o tym co go dotyczy, ale może nie mieć mocy przerobowych, żeby to ogarnąć. Chwała Polakom, że często intuicyjnie odrzucili lewicowo-liberalną hydrę, ale to nie oznacza, że zrozumieli wszystkie mechanizmy, mają prawo nie mieć na to czasu, ani, że tak jak zafiksowani na własnym punkcie widzenia publicyści, starają się zrozumieć niuanse. Niestety nie, w tej chwili mają raczej poczucie chaosu i kakofonii, w których nie ma znaczenia, kto ma rację, nie mają znaczenia argumenty, które przytoczyłem, w coraz większym stopniu pozostaje tylko chaos i zmęczenie nadmiarem sprzecznych bodźców i informacji. Nawet najlepsze chęci w tym utoną.
A trzeba się też uderzyć w piersi, ja się uderzam we własne, mnie również zdarzało się w gniewie zapędzać w rejony, w które zapędzać się nie powinienem, że poszliśmy drogą najmniejszego oporu, nauczyliśmy się głośno, wybaczcie, że obcesowo to ujmę, szczekać. Na krótką metę to się sprawdza, hydra jest od kilku lat w szoku, że ktoś, pomimo braku wielu jej potencjałów, szczeka głośniej od niej. Sama też usiłuje szczekać najgłośniej jak potrafi. Krótkookresowo przegrywa, ale na dłuższą metę suma tego obustronnego szczekania męczy odbiorców i przestają oni odróżniać kto szczeka i po co, zaczynają słyszeć już tylko jeden wielki jazgot. Czy mają prawo czuć się zmęczeni? Mają.
Z zachowaniem wszelkich proporcji, pewnie w czasie prawdziwej wojny, ludzie również byli nią zmęczeni, a może nawet mieli pretensje do żołnierzy podziemia, że walcząc "podnoszą ogólny poziom agresji", a być może lepiej by dla wszystkich było żeby dali już sobie spokój. A czy ci którzy podczas wojny przyjęli bez walki swój potworny los, mieli święty spokój? Dramat żołnierzy, na przykład niepodległościowego podziemia po 1945 roku, zaś polegał na tym, że doskonale wiedzieli, że jeśli zaprzestaną być może skazanej na ostateczną porażkę walki, to konsekwencje poniesie pacyfikowana przez sowietów ludność cywilna, czasem ta sama, która być może ich walki nie rozumie.
My jednak, swoją walkę planujemy wygrać. Nie w sensie politycznym, tym zajmują się politycy, choć doprawdy, mogliby się zajmować lepiej, mam na myśli sens metapolityczny, społeczny, ideowy. Dlatego musimy używać takich środków, które są skuteczne. I czas najwyższy na refleksję. Jeżeli mamy poczucie racji, bo przecież mamy prawda? To może jednak nasze szczekanie powinno się czymś różnic od szczekania hydry. Nie mam na myśli tego, że mamy szczekać ciszej, tylko może jednak bardziej artykułować, nie przekraczać pewnych granic. Dobry początek już jest, w czasie kiedy jedni wrzeszczą "Kaczyński wypierd...laj", żądają walki z "mową nienawiści" sami "mową nienawiści zionąc, my się modlimy i staramy się (przynajmniej w jakiejś całkiem sporej części) powagę przynależną śmierci. Nikt nie szcza do zniczy, nikt nie mówi, ani nie pisze o "zimnym Pawle". Tego się trzymajmy, moim zdaniem to dobra droga. W ten sposób nasz przekaz może zacząć się wyraźniej różnić od przekazu hydry i w ten sposób być może jest lepiej słyszalny.
A może też dzięki temu nie tylko postawimy na swoim, ale też, wzrośnie poziom średniego dobra w świecie. Chociaż trochę.
Ja wiem, że to trudne, i sam nie wiem na ile sobie z tym poradzę, ale musimy spróbować.
Cezary Krysztopa